Ciężki, ale wesoły maraton w Radomiu - relacja Ambasadorki

 

Ciężki, ale wesoły maraton w Radomiu - relacja Ambasadorki


Opublikowane w czw., 31/10/2013 - 10:18

Postanowiłam napisać co nieco na temat VIII Maratonu Trzeźwości, w którym miałam przyjemność wziąć udział w niedzielę 27 października. O tym, że był to ciężki bieg, przypominają mi nad podziw skasowane nogi. O tym, że było wesoło, zaraz napiszę.

Mamy koniec października. Powinno być chłodno, temperatura powinna oscylować w granicach 9-15 st. C. Biegowo powinno być przyjemnie. Powinno, ale w  ostatnim tygodniu matka natura podkręciła termostat i zrobiło się letnio. Idziemy z Agatą na start.

Ubrane w krótkie spodenki i koszulki. Jest po godz. 9 rano i już jest gorąco. Na start docieramy zgrzane. Startujemy w pełnym słońcu. Agata wyrywa do przodu, ja klapię w swoim tempie.

Trasa składa się z 10 okrążeń na ponadczterokilometrowej pętli. Pary wystarcza mi na trzy kółka, potem z żalem odnotowuję spadek tempa. Jest ciężko, parno, słońce przypieka. Pić, pić, pić.

Po pięciu okrążeniach zaczynam iść. Staram się nie przeciągać spacerów, niemniej z kilometra na kilometr jest więcej chodzenia niż truchtania. Ale nie mam siły się nad sobą znęcać. Jestem słaba i nie potrafię zmusić się do przyspieszenia.

Przy punkcie odżywczym spędzam sporo czasu. Nie zależy mi już na wyniku. Chcę się najeść, a przede wszystkim napić na zapas. Chlupotanie w żołądku zamienia się w kolkę. Kolka ustępuje. Na punkcie, dolewam do baku - chlupie… i tak w koło.

Ale nie jestem wyjątkiem. Inni też cierpią. Wymieniamy się uprzejmościami. Narzekamy na ciepełko i niemoc. Ostatnie kółko. Już nie będę biegła przez te nierówne płyty chodnikowe, nie będę biegła po tym piachu, nie będę pokonywała tego podbiegu. Już tylko prosta w dół, „wodopój” i koniec…

Na mecie piękny medal i czas też piękny - 4:41. Na mecie widzę Agatę z wymalowanym wielkim uśmiechem. Jaki czas pytam. 4:23 – odpowiada. Zaczynamy się śmiać. Dalszej części konwersacji nie przytoczę. Był to dialog składający się głównie z domysłów nt. „a co to się właściwie stało” i jakie to z nas wspaniałe maratonki.

To był mój najgorszy wynik w maratonie od…no…dawno się tak nie popisałam. Agata też zrobiła anty-życiówkę. Byli też tacy, którym poszło. Radek Selke nie dał się upałowi i wpadł na metę z wynikiem 3:11!

A teraz najlepsze. Klasyfikacja. Agata – najlepsza Radomianka, trzecia kobieta na mecie w klasyfikacji open, druga w wiekowej. Ja – trzecia w kategorii wiekowej. Wygrałyśmy kasiorę. Wesołe nieprawdaż?

Aneta Sakowska, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy

 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce