"Kocham życie, kobiety i... BIEGANIE" SuperMaraton Gór Stołowych

 

"Kocham życie, kobiety i... BIEGANIE" SuperMaraton Gór Stołowych


Opublikowane w pon., 14/07/2014 - 11:28

Dołączam się do pewnej pani  okazuje się, że jest to Olga (pani z II miejsca). Dotrzymując jej towarzystwa oferuję pomoc, gdyż zauważyłem, że skończyła jej się woda. Wspieramy się rozmowami, cały czas utrzymując dosyć szybkie tempo. Olga coraz częściej prosi o nawadnianie, nie odmawiam pomocy. Biegniemy razem prawie aż do 2 bufetu na 18. km, gdzie zostawiam Olgę na trochę przed bufetem. Wiedziałem, że nie wytrzymam tempa a Olga na spokojnie może już uzupełnić zapas wody. Spokojnie za nią doczłapałem do 18. km z czasem 1h54'  i jak poprzednio: garść żelków, 2 ćwiartki pomarańczy, kubek izo i kubek wody na głowę. Uzupełniam tutaj jeszcze bukłak, gdyż jest prawie pusty ze względu na zaoferowana pomoc. Wybiegam po 1min z bufetu.

Tutaj zaczyna się asfaltowy kawałek, który jak zawsze jest nudy, a do tego morduje nas słońce  od tego momentu towarzyszy mi już raczej samotność długodystansowca, od czasu do czasu udaje się kogoś dogonić. Oczywiście zaczynają się zbiegi, podbiegi, zbiegi, podbiegi, góra dół góra dół, dzieje się coś, czego bym nie chciał – odczuwam lekki ból kolana. Postanawiam więc na podbiegu przejść do marszu. Na całe szczęście ból ustaje. Ale fragment trasy się dosyć ciągnie, co chwilę napotykamy teren nie osłonięty drzewami, gdzie słońce morduje niemiłosiernie.

O!! zbieg do Pasterki  sama myśl obudziła we mnie jakąś resztkę witalności i zbieg pokonałem dość szybko. Wbiegam na fragment trasy, gdzie miałem ukrytą zimniutką colę, nagle ciach :D – okazuje się, że na tym odcinku stoi masa kibiców! Hmm co by tu zrobić... No nic, zaryzykowałem i wskoczyłem za słup, gdzie schowana była moja cola  śmiech towarzyszący kibicom był dość ciekawy, ale doping nie ustawał. Duszkiem wypiłem colę, wyrzucając butelkę już na trzecim bufecie, który znajdował się na 28. km. Aktualny czas 3h13h', tutaj nie zjadam już żelków, (tak wiem, też jestem w szoku) za to zjadam 3 ćwiartki pomarańczy, wylewam kubek wody na głowę, i ruszam po 30 sekundach zostawiając za sobą sporo ludzi, którzy zmarudzili na tym bufecie.

Jestem dosyć zadowolony ze swojego wyniku, ale wiedziałem, że do mety jeszcze daleko, także szybkie otrząśniecie z rozmarzenia i dalsza walka z podbiegiem w skupieniu. Doganiam kolejnego zawodnika, biegniemy spory fragment razem, w końcu kolega żali się na ogromne skurcze i pyta czy przypadkiem nie mam magnezu. Marek jak to Marek przygotowany do akcji oczywiście ma ;P Bałem się odstąpić swoją tabletkę, ale sumienie nie pozwoliło mi odmówić. Oddałem koledze drogocenny magnez i pobiegliśmy dalej.

Dobiegamy do dołożonego nowego odcinka trasy, który okazuje się morderczym podejściem  kolega stwierdził, że nie wytrzyma tego tempa i zwolnił, kiwnąłem na pożegnanie i oddaliłem się. Na podejściu czułem jak strumień potu spływa mi po plecach i łydkach, ale w ramach nagrody za pokonanie wbiegamy na polane gdzie mordują nas kolejne promienie słońca. No kurde ! Dało by już spokój ! Dobra dobiegam jakoś do 4 bufetu. Czuje się pełny, wylewam więc tylko kubek wody na głowę, ale co to !? Cola, nie no nie wierzę! Na 4 bufecie jest cola – z rozpędu wypijam 3 kubki. Dziękując serdecznie wolontariuszkom, proszę jeszcze o uzupełnienie bukłaka, bo wiedziałem, że jest już prawie pusty.

Przede mną droga na Błędne Skały – marzenia o złamaniu 6h w dalszym ciągu wydawały się realne, ale warunek był jeden – trzeba było biegać, nawet na podbiegach, bez ściemy i bez ociągania – ale byłem gotowy do tej walki. Wykorzystując szybki zbieg nabieram mocnego tępa, nagle ostry zakręt, na którym postanawiam się zatrzymać, dlaczego?

Ano właśnie. Spotykam tu pewną grupę studentek… Mój uśmiech od ucha do ucha podobno był mega wielki, dziewczyny krzyczały, klaskały i zachęcały do walki, ale ja nie, ja wolałem się zatrzymać spoglądając w ich stronę przez chwilę, dziewczyny speszone zamilkły... Nagle jedna z nich wybiegła w moim kierunku czyniąc pewien przepiękny gest dwukrotnie! (za ten mało spotykany aspekt, kocham bieganie ultrasów najbardziej na świecie!!!). W mojej głowie rozegrał się koncert myśli, nogi tuptały w miejscu a serce biło jak dzwon. Zaczynając powoli biec spojrzałem jeszcze  raz w kierunku dziewczyn, które znów zaczęły klaskać. Pomyślałem tylko kocham życie, kocham piękne polskie kobiety, ale kocham też bieganie, więc biegłem dalej! Ja nie wiem co mam tutaj wam jeszcze powiedzieć, to trzeba było widzieć, to trzeba było poczuć…

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce