"Koniecznie wracamy za rok!" Stelmach, Łączak i Dybek o biegu UTCT w RPA. "Mnóstwo nauki i wniosków"

 

"Koniecznie wracamy za rok!" Stelmach, Łączak i Dybek o biegu UTCT w RPA. "Mnóstwo nauki i wniosków"


Opublikowane w pon., 02/12/2019 - 17:27

Tegoroczny finał cyklu UTWT (Ultra-Trail World Tour), grupującego prestiżowe biegi górskie na świecie, zakończył się polskim sukcesem. Dominika Stelmach zajęła trzecie miejsce w Ultra-trail Cape Town (100 km z przewyższeniem 4500 m+) w południowoafrykańskim Kapsztadzie, kończąc bieg w czasie 12:15:36.

Szybsze od 37-letniej Polki były tylko: fenomenalnie dysponowana tego dnia Brytyjka Beth Pascall (10:55:25) i ubiegłoroczna triumfatorka UTCT Emily Hawgood z Zimbabwe (12:03:51).

Świetny start "bez ciśnienia" Dominiki Stellmach w Kapsztadzie. Podium UTWT!

Będąca na liście elity Magdalena Łączak z powodu wciąż nie wyleczonej kontuzji ścięgna Achillesa nie wystartowała, podobnie jak kilka innych znakomitych zawodniczek, m.in. zwyciężczyni UTMB Courtney Dauwalter z USA. Wszystkie były jednak obecne w RPA i towarzyszły biegaczom na trasie wspierając ich na punktach, kibicując i promując imprezę.

WYNIKI

Magda Łączak pomagała swemu partnerowi Pawłowi Dybkowi. Zawodnik Salomon Suunto Teamu nie ukończył jednak zawodów. Dybek zszedł z trasy po przebiegnięciu 75 km.

Po imprezie polscy zawodnicy opowiedzieli czytelnikom naszego portalu o imprezie, kraju, ludziach i swoich wrażeniach z Ultra-trail Cape Town, nazywanego przez wielu jednym z najpiękniejszych biegów górskich na świecie.

DOMINIKA STELMACH

Postanowiłam wystartować trochę „na wariata”, tydzień przed biegiem. Pomysł zakiełkował na lotnisku w Buenos Aires w drodze z trailowych MŚ. Wróciłam do Warszawy, weekend spędziłam w domu, dostałam błogosławieństwo męża, który musiał się zająć dziećmi i... kupiłam bilet do RPA. Przyjęłam zaproszenie Michała Czepukojcia (twórca TUT Trójmiejski Ultra-Trail – red.), który współpracuje przy organizacji biegu i wyruszyłam do Kapsztadu.

Czułam, że ciągle jestem w formie i chciałam na koniec sezonu przebiec coś mocnego. A o UTCT myślałam już od 2 lat, bo Kapsztad to moje ukochane miasto. Uwielbiam przebywać i biegać w RPA: fantastyczni ludzie, cudowne przyroda, klimat i jedzenie. Dużo ludzi mnie tu już zna i super się tu czuję! Startowałam już czterokrotnie, ale do tej pory w ultramaratonach asfaltowych (po 2 razy w Comrades Marathonie i Two Oceans Marathonie).

Na ultramaratonach ulicznych w RPA można zarobić bardzo duże pieniądze. Góry – to biegun przeciwny. Nie ma porównania. Nagrody za czołowe miejsca są symboliczne, za trzecie miejsce dostanę pewnie około 1500 zł. Ale tak jest niemal wszędzie na świecie, jeszcze wiele lat upłynie, zanim pieniadze zrobią się konkretne i raczej, moim zdaniem, będzie to w Europie niż w RPA. Tutaj jest kult asfaltu, a Comrades to marzenie wszystkich biegaczy.

Ultra-trail Cape Town był moim pierwszym razem w południowoafrykańskich górach. I też zachwycającym! Bieg bardzo trudny, ostrzegano mnie, że niezwykle techniczny, a więc nie dla mnie (śmiech). Dużo wspinaczki, mnóstwo kamieni i trudnych zbiegów, a część bardziej biegowa dopiero po 60 km, gdy już dostałam mocno w kość.

Sponiewierały mnie, oczywiście, zbiegi! Pod górę było super, ale zbiegi trzeba ćwiczyć, a to moja pięta achillesowa. Podbiegi jestem w stanie ćwiczyć w Warszawie na rowerze czy bieżni, ale ze zbiegami mam problem, zwłaszcza, że w tym roku trenowałam pod płaski maraton i ten element w ogóle „nie był grany”.

Na zbiegach najpierw byłam wystraszona, a potem bardzo bolały. I to zbiegami przegrałam drugie miejsce z Emily Hawgood. Po 75 kilometrze wyglądało to bardzo śmiesznie: pod górę wszyscy szli, a ja pobiegałam. W dół wszyscy biegli, a ja ostrożnie schodziłam (śmiech). Ale jestem bardzo zadowolona, bo trzecie miejsce to świetny wynik w zawodach, które nie do końca były „moim biegiem”: nie ten profil ani stopień trudności na obecny moment (śmiech). W cyklu UTWT jest kilka biegów, w których mogę powalczyć o wygraną, ale też kilka takich, w których przy moich dzisiejszych umiejętnościach totalnie nie mam szans. UTCT w Kapsztadzie jest gdzieś pośrodku.

Wyciągnęłam dużo nauki na przyszłość. Skorzystałam z możliwości bliskiego przebywania ze znakomitymi ultrasami górskimi, podpatrzyłam u nich różne nowe patenty, dowiedziałam się wielu rzeczy, które muszę wdrożyć do mojego biegania. Trochę o treningu, jedzeniu, polityce startowej.

Szczegółów na razie nie zdradzę, będę stopniowo próbować i wtedy ujawniać. Mogę tylko powiedzieć, że numerem jeden na tej liście jest odżywianie. Dla mnie zupełnie nowa bajka. Ilość energii wydatkowana na podejściach, podbiegach i wysiłek organizmu są tak bardzo różne od tego, co dzieje się na asfalcie, nawet w ultra, gdzie biegnie się cały czas z tą samą kadencją i mniej więcej w tym samym tempie.

Myślę, że teraz jest ten czas, w którym powinnam wziąć się za ultra. Zarówno biegi płaskie do 100 km, jak i górskie – to będzie mój przyszły sezon. Od 4 lat nie biegałam „setki”. Do górskiego ultra na tym dystansie muszę się nauczyć wielu rzeczy, na które do tej pory nie zwracałam uwagi. Bo o ile płaskie 100 km chciałabym pobiec poniżej 7 godzin, to w RPA spędziłam na trasie ponad 12 godzin i był to najdłuższy czasowo bieg w moim życiu. Jedzenie, picie, logistyka... Z maratonu do górskiego ultra nie da się tak łatwo i szybko przejść. Do biegów na 60-70 km – jak najbardziej, ale do „setek” droga jest znacznie dłuższa.

Teraz pora na odpoczynek, pobiegnę pewnie jeszcze City Trail, ale to tylko 5 km. A w przyszłym roku najważniejsze będą: trzecie podejście do Comrades Marathonu, bo obiecałam sobie, że będę startowała aż wygram (śmiech) i MŚ na płaskie 100 km. W to trzeba będzie umiejętnie wpleść góry. Namawiają mnie na Kapadocję, jest jeszcze kilka innych biegów, które mnie kręcą... Zobaczymy!

MAGDALENA ŁĄCZAK I PAWEŁ DYBEK

Paweł: Źle mi się biegło od samego początku, pomijając może początkowe 3 km, gdzie pociągnąłem z czołówką, chyba trochę za mocno. Na 30 kilometrze odcięło mnie tak, że poważnie myślałem o zejściu z trasy, choć wyznaję całkiem inną filozofię udziału w zawodach: ukończyć bieg nawet na dalekim miejscu. Dopadła mnie jednak taka słabość i tak mi „siadła” psychika, że nie było szans.

Szkoda, bo dla mnie to była fajna trasa, bardzo trudna, z elementami wspinaczki i łańcuchami. Mocno odczułem też upał, bo zdążyłęm się już przyzwyczaić do znacznie niższych temperatur. Czułem się tak, jakby było 30 stopni.

Impreza – tak jak wszystkie w cyklu UTWT: organizatorzy bardzo się starają, żeby zawodnicy byli zadowoleni, start i meta w atrakcyjnym miejscu, mnóstwo kibicujących ludzi. W ogóle jesteśmy pod wrażeniem ludzi w RPA. Są niezwykle otwarci, życzliwi, przyjaźni.

Magda: Jako podejrzliwi Polacy od razu zastanawialiśmy się, czego oni od nas mogą chcieć, że są tacy mili (śmiech). Są bardzo zaangażowani, zainteresowani, przy każdym spotkaniu wypytują, co słychać, jak się mamy. I nie są to zdawkowe pytania, na które nie oczekują odpowiedzi.

Paweł: Nastawialiśmy się na całkiem co innego: że w RPA jest niebezpiecznie, mordują, porywają. Pełno jest zresztą ostrzeżeń, żeby nie chodzić samemu, do „gorszych” dzielnic nie zapuszczać się po zmierzchu, a najlepiej w ogóle, nie nosić drogiego sprzętu. Rzeczywiście, na ulicach widać dużo ludzi wyglądających podejrzanie, na tzw. margines, ale nikt nie wykonuje nieprzyjaznych gestów, ustępują, przepraszają jak wejdą w drogę. Bardzo nam się tu podobało i chcemy, zwłaszcza Magda, wrócić tu za rok.

Magda: Tu jest pięknie, a organizatorzy bardzo się starają, żeby zawodnicy dobrze się u nich czuli. Na kilka dni przed biegiem zabierali nas w góry, żeby pokazać okolicę i trasę. Nie robili tego tak głupio jak niektórzy, organizujący 20-kilometrowy rekonesans biegowy 2 dni przed startem, tylko wywozili kolejką w górę i dopiero wtedy było lekkie truchtanie po płaskim albo w dół, z zatrzymywaniem się co chwila na omówienie fragmentu trasy.

Cały czas czuliśmy, że ktoś się nami interesuje. No i miejscowi ludzie, szalenie zainteresowani imprezą i uczestnikami. Dużo jeździłam uberem i każdy kierowca wypytywał mnie o bieg, gdzie start, którędy trasa, kto biegnie. Na śniadaniu w hotelu wzięła mnie na spytki jakaś pani z Namibii.

Obsada biegu znakomita, top level szczególnie wśród facetów, bo sporo dziewczyn przyjechało ta jak ja: na koniec sezonu z różnymi urazami. Miały wcześniej kupione bilety, to się wybraly, ale startować nie mogły. W biegu mężczyzn, szczególnie na początku, „naparzanka” była ostra!

Kto zrobił na nas największe wrażenie? Beth Pascall zaimponowała mi spokojem, nigdy do tej pory nie widziałam z boku jak się ściga. Miała plan na bieg i konsekwentnie go realizowała. Bardzo podobał mi się Francois D'haene z Francji, także oaza spokoju. Nawet gdy na początku został z tyłu, widać było, że wie co robi i robi swoje zgodnie z planem (zajął drugie miejsce – red.). Francois był tu z całą rodziną, która angażowała się w jego bieg. Na asfaltowych dobiegach do punktów towarzyszły mu kilkuletnie dzieci, widać było, że są już wyszkolone, bo nie zabiegały drogi, elegancko podawały flaski z piciem. A po synku widać, że ma nogę do biegania i jeśli kiedyś będzie chciał...

A zaskoczył niesamowicie zwycięzca Amerykanin Cody Reed. „Wystrzelił” tak, że nawet supportująca go żona się nie spodziewała tak dobrego biegu!

Paweł: Oprócz znanych nam zawodników, było mnóstwo świetnych biegaczy ciemnoskórych, których nigdy nie widziałem na imprezach trailowych.

Magda: Wyglądają, jakby mieli dar do biegania, a gdyby ich puścić na asfalt to pokonaliby maraton w 2:07.

Mnie i inne zawodniczki, które nie startowały, poproszono o przemieszczanie się po trasie i bycie na punktach, kibicowanie, przybijanie „piątek”. Wszystko odbywało się na amerykańską modłę, kibicowanie jest bardzo żywiołowe, zaangażowane, entuzjastyczne. Znajome biegaczki z Portugalii, z którymi nie zdążyłyśmy się przywitać przed zawodami, stawały, żeby się wycałować (śmiech).

Dużo czasu spędziłam Australijką Lucy Bartholomew z teamu Salomona i z Amerykanami, zwłaszcza z Courtney Dauwalter, z którą jeździłyśmy jednym autem w te same miejsca i wspólnie kibicowały. To było bardzo przyjemne, czułam się członkiem fajnej społeczności. Koniecznie chcemy wrócić za rok na te zawody, a ja mam nadzieję w nich pobiec!

Rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. UTCT, fb zawodników


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce