Konrad Jędraszewski pobiegnie na Jukonie po raz drugi i ostatni. „Nie boję się mrozu”

 

Konrad Jędraszewski pobiegnie na Jukonie po raz drugi i ostatni. „Nie boję się mrozu”


Opublikowane w śr., 22/01/2020 - 08:53

W tegorocznym Yukon Arctic Ultra weźmie udział dwóch Polaków: Maciej Żyto i Konrad Jędraszewski.

Yukon Artic Ultra – Polacy na starcie 300–milowego wyzwania

Maciej Żyto przed debiutem w Yukon Arctic Ultra: Jestem amatorem i królem wyborów

Na pomysł startu wpadł Maciej, ale to Konrad Jędraszewski wystartował pierwszy w 2016 r. Do mety nie dobiegł. Zapytaliśmy go, dlaczego nie ukończył tamtego biegu i jakie ma plany na tegoroczną edycję.

Jak zostałeś biegaczem?

Konrad Jędraszewski: - Gdy urodziło mi się dwoje dzieci, zauważyłem, że nic ze sobą nie robię. Siedzę w biurze i psuję sobie kręgosłup. Do tego moja waga rosła. W związku z tym zapisałem się na Maraton Piasków. To miała być dla mnie porządna motywacja i powód, żeby utrzymać regularność biegania. Od tego się zaczęło, tak na poważnie. Wcześniej coś tam czasami biegałem, przebiegłem a raczej przeszedłem maraton. To jednak nie było regularne bieganie.

Mocny początek z tym Maratonem Piasków. Dużo czasu minęło od decyzji do startu?

Jakieś resztki zdrowego rozsądku mam. Wprawdzie Maraton Piasków groźniej wygląda w mediach niż w rzeczywistości, ale przygotowań wymaga. Potrzebowałem na to rok.

Z Maroka wróciłeś zachwycony czy przerażony?

Nie towarzyszyły temu takie skrajne emocje. Wystartowałem z myślą o ukończeniu biegu i ledwo, bo ledwo, ale plan wykonałem. Co ważniejsze, przygotowując się, trenowałem regularnie i to mi weszło w krew. Od tamtego czasu, mniej lub bardziej, jestem w ruchu. W biegach startuję raczej rekreacyjnie, bez nastawiania się na konkretny wynik. Natomiast, co jakiś czas, szukam sobie nowych wyzwań, jakiejś motywacji.

Czy to dlatego 5 lat po Maratonie Piasków wystartowałeś w Yukon Arctic Ultra?

Na pustyni spotkałem Macieja Żytę i to on podsunął mi pomysł startu w YAU. Mieliśmy pobiec razem, ale tak się złożyło, że ja mogłem, a on akurat nie. Pojechałem sam. To ciekawy bieg. Zupełnie inny niż maraton na pustyni. Chciałem zobaczyć, jak to będzie na śniegu, szczególnie, że te zimowe klimaty są mi bliższe. Uwielbiam góry zimą. Mam za sobą również samotną wyprawę na nartach przez jeden z parków narodowych w Laponii.

Mimo to tamten start w Kanadzie nie zakończył się sukcesem. Dlaczego?

Trafiłem na dobrą edycję pod względem pogody. Nie było przerażająco zimno, nie było również obfitych opadów śniegu. Trasa była twarda. Niestety jeszcze przed startem rozłożyła mnie angina. Od razu po przylocie zaległem w łóżku i aż do startu z niego nie wstałem. Byłem na antybiotyku przepisanym przez miejscowego lekarza. W dniu biegu do ostatniej chwili nie byłem przekonany, czy ja w ogóle w nim wystartuję. Już na linii startu byłem mokry z potu i musiałem się przebrać. Mimo to postawiłem pobiec i do pierwszego punktu kontrolnego sprawdzić, jak się będę czuł. Zakładałem, że ewentualnie pobiegnę 100 mil do miejsca, z którego można wrócić samochodem. I tak się stało. Wtedy zszedłem z trasy. Dalsze przebywanie na niej, zwłaszcza w nocy i zimowe biwakowanie, nie byłoby mądre.

Teraz wracasz na Jukon. Jakie doświadczenia czy wnioski z pierwszego startu wykorzystasz tym razem?

Przede wszystkim chcę pojechać zdrowy. A nie jest to proste. Dzieci przynoszą ze szkoły wszystkie możliwe choroby. Od grudnia cały czas jestem na coś chory. Biegam w kratkę. Priorytetem jest zdrowie. Wtedy całe Whitehorse chorowało. Panował jakiś wirus i pani w aptece żartowała, że nie wyróżniam się z tłumu. Teraz bardzo tego pilnuję. Łykam coś na odporność, jem cebulę, czosnek, siedzę w saunie. Robię wszystko, co mi przychodzi do głowy, żeby się uodpornić. Mam też parę przemyśleń związanych z logistyką. Głównie dotyczą jedzenia. Tym razem biorę jedzenie typowo wyprawowe i to na wszystkie posiłki. Poprzednio miałem tylko obiady. Sprzęt, strategia i cała reszta pozostaną bez zmian.

Czy Maciej Żyto, który w tym roku zadebiutuje w YAU, korzystał z twojego doświadczenia? Pytał o radę?

My po prostu wymieniamy informacje. Maciek ma swoje doświadczenia zimowe, ja mam związane z tą, konkretną imprezą. Rozmawialiśmy trochę o sprzęcie. Sportowo to na pewno nie jestem w stanie mu nic doradzić. On reprezentuje dużo wyższy poziom. Pewnie zobaczymy się tylko na starcie.

Finansowo przygotowania do YAU są ogromnym obciążeniem. Ty masz dzieci. Jak przekonałeś rodzinę, do takiego przedsięwzięcia?

Finanse nie były najważniejszym problemem. Większym, był czas. W domu nie będzie mnie trzy tygodnie. Trzeba było rozwiązać kwestie logistyczne związane z dowożeniem dzieci do szkoły i na zajęcia. YAU to niewątpliwie spory koszt, ale zabrałem się do tego odpowiednio szybko. Zacząłem odkładać różne kwoty. I ta kupka oszczędności rosła. Nie jest więc tak, że nagle domowy budżet musiał się zmniejszyć o kilka tysięcy euro. Wymaga to wysiłku, ale jest do zrobienia. Każdy też ma priorytety. Jeden kupi lepszy samochód, a drugi pojedzie na Jukon.

Na co się nastawiasz na Jukonie?

Chciałbym ukończyć. Na Jukon jadę drugi i ostatni raz. Dobrze byłoby więc dotrzeć do mety. Nastawiam się również na zwiedzanie niezwykłego krajobrazu i fajne towarzystwo, złożone z ludzi, którzy chcą coś wspólnie przeżyć.

Według informacji od organizatora, przez kilka ostatnich dni temperatura oscylowała wokół - 33 stopni.

Nie mam żadnych obaw, jeśli chodzi o mróz. Gdyby te temperatury spadły do -50, to zacząłbym się martwić. Trudno wtedy przespać noc na zewnątrz. Na razie jednak warunki nie odbiegają od średniej dla tej imprezy. Na szczęście z mrozem nie mam problemu. Trudniej mi znosić upały. Możliwe, że bieg zweryfikuje moje przekonania, ale na razie ta kwestia nie zaprząta mi głowy.

Skoro na Jukon nie planujesz już wracać, to jakie masz plany na późniejsze starty?

Jeszcze ich nie mam. Jest oczywiście kilka biegów podobnych do YAU, rozgrywanych w Europie, więc kto wie, może wezmę w nich udział. Pewnie na krótszych dystansach.

Regularnie startujesz w Biegu 7 Dolin? Co przyciąga na tą imprezę?

Podoba mi się ta trasa. W tym rejonie bywam również poza terminem biegu. Na Festiwal Biegowy jeżdżę z rodziną. Dzieciaki biegają krótsze dystanse. Żonę przekonałem nawet do 34 km, ale woli krótsze biegi. Ja co najmniej te 64 km robię. To taka przebieżka przez góry, która pozwala mi odpocząć od życia korporacyjnego. Wspólny wypad jest dla nas bardzo ważny. Zazwyczaj trenuję wczesnym porankiem lub późną nocą, kiedy wszyscy śpią. Czasami żona wychodzi ze mną na godzinkę, a dalej biegnę sam. W Krynicy biegamy wszyscy. Niestety w tym roku prawdopodobnie nas nie będzie. Rodzina chce spróbować czegoś nowego.

Rozmawiała Ilona Berezowska


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce