Maratońska Dojrzałość. Rafał Ławski o swojej przygodzie z królewskim dystansem

 

Maratońska Dojrzałość. Rafał Ławski o swojej przygodzie z królewskim dystansem


Opublikowane w pon., 17/11/2014 - 09:22

Biorąc jednak pod uwagę czas osiągnięty na mecie, mógłbym krótko podsumować mój dialog z Panem Maratonem – „Ja o niebie, Ty o chlebie” – życiówka pierwsza od końca W sumie dwa razy musiałem się pogodzić z wynikiem powyżej 4 godzin.

W kolejnym etapie mojego życia – już tym razem na fali hossy miałem trochę więcej czasu na rozwijanie pasji biegowej, często trenując z wózeczkiem i oczywiście moją małą pociechą. W międzyczasie wspólny półmaraton – oczywiście w Poznaniu. Kiedy córeczka już na tyle urosła, że problem nieprzespanych nocy odszedł na dobre, postanowiłem zintensyfikować treningi. Aby zaoszczędzić czasu, pieniędzy i energii postanowiłem sięgnąć po stosowną lekturę.

Książka „Maraton i ultramaratony” autorstwa Jerzego Skarżyńskiego zmieniła optykę widzenia moich treningów i zdecydowanie wpłynęła na ich jakość. W sezonie jesienno – zimowym postawiłem na krosy pasywne i aktywne, przechodząc następnie do siły biegowej, drugich zakresów i do szlifowania prędkości w trakcie bezpośredniego przygotowania przedstartowego. Efektem był Maraton w Pradze zaliczony poniżej 3:15. A kolejny pół roku później w Berlinie pokonałem w 3:09, co dało mi nową życiówkę przy kilometrażu nie większym niż 60-70 km tygodniowo.

Okres treningowy w 2012 roku wspominam jako ciężki, lecz bardzo owocny – metoda Skarżyńskiego przeniosła mnie w ciągu jednego sezonu na inny poziom biegowy z ponad 20 minutowym progresem w stosunku do dotychczasowych 3:30 poprzedniej jesieni. Dodała pewności siebie i sprawiła, że jeszcze bardziej uwierzyłem we własne możliwości. Ktokolwiek pyta mnie o skuteczność tej metody, z pewnością mogę być jej ambasadorem – duży progres, minimalna ilość kontuzji, świetne samopoczucie.

Lektura „Maratonu i ultramaratonów” okazała się niezwykle skuteczną dawką wiedzy merytorycznej, zaś osobowość Jurka dodatkową porcją motywacji, inspiracji i dobrym drogowskazem w zawiłym labiryncie narzędzi treningowych. Dzięki temu udało mi się zaliczyć egzamin dojrzałości na królewskim dystansie, a moja wielka przygoda biegowa trwa do dziś.

W międzyczasie wystartowałem w kilku triathlonach oraz ultramaratonach, w tym biegach górskich. Jednak pokonanie ich nie byłoby możliwe gdyby nie solidna baza maratońska. Przyswoiłem kilka pojęć zarówno w teorii i (czasami niestety) w praktyce – superkompensacja, propriocepcja, perystaltyka jelit. Żadne slogany biegowe nie są mi obce – fartlek, BPS czy Galloway stosuję regularnie w moich treningach i startach tę ostatnią tylko na ultradystansach, czyli w moim rozumieniu od stówki w górę.

Jednocześnie przez ostatnie lata miałem niezwykłą przyjemność obserwować ewolucję mojego rodzimego Maratonu Poznańskiego, który pokonałem pięciokrotnie biegnąc i dwukrotnie jako rolkarz (w tym przypadku regulaminowo połowa dystansu). Niby ta sama impreza, ale corocznie obfitowała w mnóstwo zmian – trasa, organizacja, expo, strefa startu oraz mety no i przede wszystkim frekwencja. Można by rzec, iż w każdym następnym roku pod każdym względem najlepsza.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce