Marek Śliwka na finiszu Ekstremalnej Korony Maratonów

 

Marek Śliwka na finiszu Ekstremalnej Korony Maratonów


Opublikowane w śr., 15/07/2015 - 09:08

Na świecie jest ich zaledwie kilkuset. Biegaczy pasjonatów, którzy postawili sobie za cel przebiec maraton na każdym kontynencie. Nie jest to tania rozrywka, bo sam start na Antarktydzie potrafi kosztować ponad 40 tys. zł. Jednak dla wielu ludzi sukcesu spełnianie marzeń biegowych daje większą satysfakcję niż np. kupno nowego samochodu.

Wśród takich zapaleńców jest garstka Polaków. To przedsiębiorcy, lekarze, informatycy. Pierwszymi zdobywcami Korony Maratonów byli Bogdan Barewski i Robert Celiński. Potem pojawili się kolejni: Jarosław Rajter, Krzysztof Szachna, Robert Krzak. W zeszłym roku Koronę Maratonów zdobył dziennikarz sportowy Maciej Kurzajewski. W tej specyficznej biegowej elicie są też kobiety: Agata Mikołajczyk i Joanna Marszalska-Tabis.

Wkrótce dołączy do tego grona Marek Śliwka (na zdjęciu). Jednakże jego wyczyn będzie miał dodatkowy wymiar. Ten znany właściciel przygodowego biura podróży Logos Travel postanowił sobie za cel zrobić Ekstremalną Koronę Maratonów.

Śliwka nie biega wiec tylko w klasycznych zawodach, gdzie jest asfalt i równa trasa. Jego interesują prawdziwe wyzwania. W swoim dorobku ma m.in. start w Bajkał Maratonie, gdzie biegnie się po zamarzniętym jeziorze w temperaturze poniżej 25 stopni Celsjusza oraz zawody w rozpalonej Etiopii.

W tym roku szef Logos Travel ukończył trzy maratony. Pod koniec lutego był w Patagonii startując wzdłuż cieśniny Magellana, a przede wszystkim na Antarktydzie. – Kolejność miała być odwrotna, ale ze względu na złe warunku atmosferyczne trzykrotnie start naszego samolotu został odwołany – mówi naszemu portalowi.

Wydawało się, że maraton w Patagonii to będzie niewinna przygrywka do tego co czeka uczestników wyprawy na Antarktydzie. Rzeczywistość okazała się inna. – Patagonia to strefa „ryczących czterdziestek”, więc wiało niemiłosiernie – wspomina Śliwka.

– Czasami podmuchy były tak silne, że można było się na nich niemal położyć – dodaje ze śmiechem. – Nigdy nie miałem po zawodach tak wielkiego bólu nóg. Chwała Bogu, że był Ocean, gdzie mogłem się chwilę po biegu zregenerować, ale nie będę ukrywać, że poczułem ulgę, kiedy następnego dnia znowu odwołano lot na Antarktydę.

W końcu jednak uczestnicy wyprawy wystartowali. – To nie była łatwa podróż, bo po raz kolejny dał o sobie znać wiatr. Był on tak silny, że po wylądowaniu trzeba było samolot zakotwiczyć, inaczej, by się przewrócił – zauważa Śliwka.

Polski biegacz - obieżyświat chwalił jednak organizację. Wszystko odbyło się bardzo sprawnie, a trzeba wiedzieć, że przepisy obowiązujące na Antarktydzie są bardzo rygorystyczne. – Na miejscu nie można zostawić żadnego papierka, wysikać się należy tylko w wyznaczonych miejscach. Kara za nieprzestrzeganie najdrobniejszego punktu regulaminu to 500 dolarów.

Pod koniec lutego na Antarktydzie panuje lato, więc ci co się spodziewali czterdziestostopniowych mrozów mogli przeżyć zawód. Nie znaczy to oczywiście, że było ciepło. – Biegliśmy po krótkiej nocy w namiotach przy zmieniającej się jak w kalejdoskopie pogodzie – relacjonował na Facebooku biegacz. – Raz było ciepło, raz przenikliwie zimno, dobrze, że byłem ubrany na „cebulkę”.

Śliwka pobiegł w maratonie fantastycznie. Zajął drugie miejsce, a ostatni fragment trasy pokonał w tempie 4 minuty na km. – Nigdy mi się coś takiego nie przytrafiło. Nie wiem, czy to kwestia silnych emocji, czy jeszcze silniejszego pola magnetycznego w tej części świata, ale nie czułem na mecie żadnego zmęczenia – stwiedza. – Wykorzystując wolny czas przebiegłem jeszcze dodatkowo z 12 km, by trochę pozwiedzać Antarktydę, popodglądać pingwiny.

Po powrocie do Polski Śliwka zaczął planować kolejny wyjazd. Tym razem chodziło o daleką Kanadę. To był kilkunastodniowy wyjazd w kierunku Gór Skalistych, szlakiem poszukiwaczy złota. Zdaniem Śliwki na północy kraju nadal znajdują się półlegalne kopalnie tego szlachetnego kruszca. – Jeden z poszukiwaczy pokazywał mi nawet samorodek wielkości pięści – opowiada szef Logos Travel.

Uczestnicy wyprawy wzięli udział w niewielkim, ale niezwykle klimatycznych zawodach - Mayo Midnight Maratonie. - Bieg odbywał się w czerwcu, kiedy na północy Kanady panują Białe Noce. Trasa prowadziła dawną drogą poszukiwaczy srebra. – To jeden z najpiękniejszych terenów na ziemi, pełnych dzikich łososi, na które czyhają niedźwiedzie grizzly.

Jak zauważa Śliwka trzy lata temu jednemu z uczestników maratonu zaszedł drogę ten sympatyczny miś. Niewiele brakowało, by doszło do tragedii. Na szczęście w porę zainterweniowali rozstawieni na trasie wolontariusze, którzy odgonili drapieżnika.

– Podczas naszego startu żadnych niedźwiedzi nie spotkaliśmy, ale cały czas czułem na plecach dreszczyk emocji – mówi Śliwka, który właśnie przygotowuje się do wyprawy do Australii.

– Tym razem to będzie maraton częściowo pustynny, wzdłuż Ayers Rock - świętej góra Aborygenów. Wylatuję 18 lipca. Trzymajcie za mnie kciuki. Mam nadzieję, że pod koniec miesiąca wrócę już do kraju jako zdobywca Ekstremalnej Korony Maratonów.

A potem będzie można porozmawiać z panem Markiem w Krynicy podczas 6. PZU Festiwalu Biegowego. Szef Logos Travel to jeden z gości tegorocznego Forum Sport Zdrowie Pieniądze.

Ile kosztują wyprawy biegowe z Logos Travel?

Antarktyda

Wyjazd 17-dniowy z uczestnictwem w listopadowy Antarctic Ice Marathonie – 9 970 zł + 10 800 euro

Wyjazd 12-dniowy z uczestnictwem w lutowym maratonie – 6 500 zł + 6 950 dolarów

Kanada

Wyjazd 12-dniowy – 5 780 zł + 1 400 dolarów

Australia

Wyjazd 14-dniowy – 6 700 zł + 1 350 dolarów

Bajkał

Wyjazd 5-dniowy - 2 980 zł + 590 USD (oferta zeszłoroczna)

MGEL

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce