Mateusz Baran: Warsaw Track Cup 2014, czyli jak za szkolnych czasów

 

Mateusz Baran: Warsaw Track Cup 2014, czyli jak za szkolnych czasów


Opublikowane w wt., 13/05/2014 - 10:11

W ostatni piątek wziąłem udział w nietypowym dla mnie biegu, odbywającym się na stołecznej Agrykoli w ramach cyklu Warsaw Track Cup. To znana impreza wśród tutejszych biegaczy, bowiem co roku można sprawdzić się w kilku edycjach.

Pierwszy raz od czasów liceum wystartowałem na bieżni. Jak wcześniej wspominałem, w tym roku chciałbym popracować nad swoją szybkością, dlatego tego typu zawody bardzo dobrze komponują się do ogólnego planu na sezon. Do dyspozycji są tu trzy dystanse indywidualne: 1000, 1500 i 3000m. W tym roku przewidziane są 4 edycje (rundy).

Do startu w pierwszej tegorocznej edycji namówili mnie koledzy, z którymi pobiegłem sztafetę 4x400m w ramach ostatniej konkurencji biegowej. Stwierdziłem, że skoro już tam będę, to warto sprawdzić się na jednym z trzech dystansów indywidualnych.

Na pierwszy ogień poszło 1000 metrów. Pobiegłem w jednej z 5 serii i z czasem 2:42 uplasowałem się na 5. pozycji. Uważam to za stosunkowo dobry wynik, ponieważ dopiero trzy tygodnie temu wznowiłem treningi. Jako, że pierwszy okres przygotowań jest dla mnie typowym przygotowaniem „tlenowym” organizmu, trenuję tylko wybiegania i drugi zakres.

Zawodnicy, którzy ukończą biegi na wszystkich trzech konkurencjach zostaną uwzględnieni w ogólnej punktacji. Podczas czerwcowych zawodów mam zamiar więc pobiec 1500m. Ten dystans bardzo dobrze wpasował się w mój kalendarz biegowy, ponieważ tydzień później wezmę udział w Biegu Ursynowa na 5 km. To „półtora” będzie więc idealnym przetarciem przed zawodami na ulicy.

Dystanse oferowane na Warsaw Track Cup są znacznie krótsze od tych spotykanych na ulicy. Wiadomo, że osoby biegające maratony lub „połówki” nie muszą aż tak bardzo polegać na prędkości, ponieważ na ich dystansach liczy się wytrzymałość, a nie szybkość. Uważam jednak, że warto od czasu do czasu spojrzeć na trening z punktu widzenia szybkość i wytrzymałości szybkościowej.

Nie da się zaprzeczyć, że stojąc w miejscu z rekordem życiowym na 1000 czy 1500m, nieustannie da się schodzić z życiówki w maratonie czy połówce. Treningi maratońskie to długie i ciężkie nabijanie kilometrów z elementami biegów progowych. Bardzo często okazuje się później, że na finiszu mimo spokojnego oddechu, ciężko jest przyspieszyć, ponieważ zdecydowanie brakuje szybkości. Planując najważniejsze starty na ten sezon wyszedłem z założenia, że warto poprawić się na krótszym dystansie aby łatwiej zdejmować sekundy z tego dłuższego.

Jeśli chodzi o organizację cyklu, wszystko szło bardzo sprawnie. Każda seria miała wyznaczoną godzinę startu. Bardzo dużym atutem biegania na bieżni jest ciągły doping ze strony kibiców i innych zawodników czekających na swój start. Na każdym wirażu słychać było aplauz a co lepsze co 200 metrów ktoś podawał łączny czas biegu, dlatego nie trzeba było spoglądać na zegarek i tempo. Zresztą na kilometr szkoda energii i czasu na kontrolę tempa, jednak jego znajomość jest bardzo przydatna.

Jeśli chodzi o sam bieg na kilometr, to poziom był naprawdę wysoki. Pierwszy zawodnik pokonał linię mety już po 2 minutach i 30 sekundach. Żałuję, że nie biegłem w ostatniej serii, ponieważ właśnie tam zanotowano taki czas. Było tez kilku zawodników, którzy pobiegli niewiele szybciej ode mnie, co sugeruję, że 2:42 nie jest moim maksimum. Wiadomo, że rywalizacja bark w bark pozwala wykrzesać z siebie więcej.

Innym bardzo nietypowym aspektem tych biegów jest godzina ich rozgrywania. Przykładowo moja seria zaplanowana była na 21:42 a start w sztafecie o 21:40. Większość biegów, w których biorę udział ma swój początek w godzinach przed południowych. Blask reflektorów dodatkowo motywuje do większego wysiłku.

Od przyszłego tygodnia wdrożę akcenty szybkościowe, aby 7 czerwca wyżej postawić poprzeczkę rywalom. Na pewno 2 bądź 3 mocniejsze treningi nie zmienią mnie w średniodystansowca, ale na pewno nie przeszkodzą w osiągnięciu przyzwoitego wyniku.

Udział w zawodach jak najbardziej polecam i do zobaczenia za nie całe 4 tygodnie!

Mateusz Baran, Stowarzyszenie Warszawiaky Athletics Club

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce