Pacemakerem być. „Nieskażona radość z biegania”

 

Pacemakerem być. „Nieskażona radość z biegania”


Opublikowane w wt., 28/01/2014 - 12:12

Trwający nabór pacemakerów Maratonu Łódź Dbam o Zdrowie oraz 13. Cracovia Maraton to dobra okazja do bliższego przyjrzenia się tej ważnej, ale wciąż niedocenianej funkcji w biegach ulicznych. Funkcji, dzięki której przecież rzesze amatorów mogą realizować swoje biegowe marzenia.


O swojej motywacji do biegania z balonikiem, specyfice tego zadania i swoich doświadczeniach pacemakerowych opowiedzą Wam Ambasadorzy Festiwalu Biegowego - Iza Moskal, Marcin Kargol i Paweł Potempski. Z całą trójką będziecie mogli pobiec podczas 9. Półmaratonu Warszawskiego (30 marca).  

Dlaczego zostałem pacemakerem?  

Marcin Kargol

Nie w każdym półmaratonie czy maratonie można biec na 100% i walczyć o rekordy życiowe. To najkrótsza droga do wyeksploatowania się, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. A przystąpienie do biegu dla zabawy, choć oczywiście z dużą odpowiedzialnością, to niezwykle przyjemna forma odpoczynku i relaksu.

Iza Moskal

U źródła pomysłu są dwa, a w zasadzie cztery powody. Pierwszy - mam za sobą już kilkanaście przebiegniętych maratonów, więc pomyślałam, że to dobry moment, by przeżyć w nim coś innego. Po drugie: chcę nieść wsparcie tym, którzy dopiero zaczynają przygodę z tym dystansem.  Po trzecie - nie jestem też zwolenniczką biegania tylko dla życiówek. A po czwarte sam półmaraton będzie dla mnie formą długiego wybiegania do ultramaratonów, które też biegam.

Paweł Potempski 

Inspiracją do zostania pacemakerem, podobnie jak ultramaratończkiem, był dla mnie Marcin Kargol, również Ambasador Festiwalu. W zeszłym roku przyglądałem się, z jakim zaangażowaniem i sukcesem poprowadził on grupy w Warszawie na półmaratonie i maratonie i już wiedziałem, że też chcę spróbować. Oczywiście bieganie dla wyniku, dla dobrych miejsc, dla rekordów życiowych, dla pokonania własnych słabości, daje nam ogromną satysfakcję. Jednak w tej w pogoni nie należy zatracić tej nieskażonej radości, jaką daje samo bieganie. Najlepszym sposobem, żeby o tym nie zapomnieć, to dzielić się nią z innymi. Bycie „zającem” i pomaganie biegaczom to idealna ku temu okazja. Spodziewam się, że satysfakcja na mecie jest co najmniej tyle razy większa od własnego rekordu co liczba osób, którym się udało z naszą pomocą.

Jakie mam doświadczenie w byciu „zającem”?

Paweł Potempski 

To będzie mój pierwszy start. Na razie taką rolę pełniłem tylko nieoficjalnie towarzysząc rodzinie i znajomym m.in. w Maratonie Lubelskim czy Półmaratonie Kampinoskim.

Iza Moskal

Rolę pacemakera pełniłam już 6-krotnie w maratonie i 2-krotnie w półmaratonie

Marcin Kargol

Po raz pierwszy taką funkcję pełniłem podczas maratonu w Łodzi w 2011 r. Była to pierwsza edycja reaktywowanego biegu w tym mieście. Było to niesamowite doświadczenie. Stwierdziłem, że chcę więcej i skontaktowałem się z Fundacją „Maraton Warszawski”. Od września 2011 r. uczestniczę jako pacemaker w każdym maratonie i półmaratonie, odbywającym się w Warszawie. W półmaratonach zawsze prowadzę grupę na czas 2:00, a w maratonach grupę na 4:30.

Jak biega pacemaker?        

Paweł Potempski 

W pracy pacemakera nieodzowną pomocą jest dobry zegarek z funkcją GPS, który pozwala kontrolować tempo na dłuższych odcinkach. Nie należy jednak całkowicie ufać pomiarowi takich urządzeń i obowiązkowa jest weryfikacja upływającego czasu przy kolejnych znacznikach na trasie. Tu pomocna może się okazać odpowiednia rozpiska, szczególnie gdy planowana trasa jest urozmaicona i z uwagi na jej zmienny profil tempo będzie się zmieniać. Oczywiście wszystko zadziała dobrze, o ile organizator biegu poprawnie rozmieścił znaczniki na trasie, więc należy być czujnym.

Ważne, żeby pacemaker legitymował się znacznie lepszą życiówką niż czas, na który zamierza poprowadzić grupę. Ale najważniejsze jest to, żeby był w stanie przebiec założony dystans w danym czasie bez wielkiego wysiłku, a bieg był prowadzony płynnie. Oczywiście forma jest chwiejna i nierzadko jest tak, że jesteśmy bardzo dalecy od naszej życiowej formy. Trzeba być świadomym tego na ile nas stać, czy podołamy zadaniu.

Trzeba również pamiętać, że bycie zającem, to nie tylko sam bieg, ale również pomaganie zawodnikom na trasie. Rozmawianie, zabawianie ich, udzielanie wskazówek i robienie tysiąca innych rzeczy, które pomogą grupie na przykład nie myśleć o zmęczeniu i o tym, że do mety jeszcze wiele kilometrów.

Marcin Kargol

Sprawę mocno ułatwiają zegarki z GPS. Dzięki nim można pilnować tempa chwilowego. Nic jednak nie jest w stanie zastąpić zmysłu zająca do nadawania i utrzymywania równego tempa biegu. Mam to szczęście, że posiadam wbudowany tempomat w nogach – potrafię utrzymywać bardzo równe tempo na bardzo długich odcinkach. Taki bieg – bez szarpania – jest najbardziej odpowiedni dla zawodników biegnących za mną. Każda zmiana tempa może wybić z rytmu, a późniejsze wskoczenie w ten rytm, może być dla niektórych bardzo trudne.

Iza Moskal

Jestem zwolenniczką trzymania równego tempa na całym dystansie. A to wymaga pełnej koncentracji i samokontroli. Jakoś nie ufam GPS-om, które podają pewien margines błędu. Posługuję się stoperem i kontroluję tempo na podstawie czasu. Posiadam też zawsze przygotowany kalkulator km w postaci bransoletki.

Jak wyglądają przygotowania pacemakera do biegu?

Marcin Kargol

W moim przypadku nie ma jakichś specjalnych przygotowań do biegu, w którym jestem pacemakerem. Zazwyczaj taki bieg wpisuję sobie w plan treningowy, jako długie wybieganie.

Paweł Potempski 

W trakcie długiego wybiegania zamierzam dodatkowo popracować nad utrzymaniem jednolitego tempa. Będąc pacemakerem będziemy musieli biec znacznie wolniej, niż to robimy zwykle. Umiejętność powstrzymania swoich zapędów musi być dobrze opanowana.

Iza Moskal

Porywając się na role „zająca”, trzeba sobie uświadomić, czy jesteśmy w stanie dać z siebie więcej, niż dotychczas, wziąć na siebie pewnego rodzaju odpowiedzialność. Jeśli chodzi o stronę fizyczną w przygotowaniach, to nie różnią się one niczym od tradycyjnego przygotowywania się do maratonu.

Czy pacemaker musi znać na pamięć trasę biegu?

Marcin Kargol

Owszem, znajomość trasy jest bardzo ważna. Rozmieszczenie punktów odżywczych, tzw. wąskich gardeł, podbiegów, zbiegów - to wszystko przydaje się zarówno w trakcie biegu, jak i podczas ustalania strategii na dane zawody. W przypadku tegorocznego półmaratonu w Warszawie czeka nas solidny podbieg po pokonanie 3/4 dystansu - dobry „zając” o tym wie i pokieruje odpowiednio swoją grupą i jej tempem.

Mieszkam 350 kilometrów od Warszawy, więc nie mam możliwości codziennego biegania po tym mieście i poznawania ewentualnych nowych tras. Na szczęście z pomocą przychodzi albo internet, albo znajomi ze stolicy - zawsze znajdzie się sposób, żeby dowiedzieć się czegoś o ścieżkach, którymi będzie trzeba biec.

Iza Moskal

Bywa różnie. Jeżeli bieg odbywa się w mieście, w którym mieszkam, to problemu nie ma. Po prostu robię rekonesans trasy. Jeśli jednak jestem zającem w innej lokalizacji, pozostaje mi jedynie przestudiowanie trasy na stronie organizatora chyba, że trasa jest niezmienna od lat i już tam kiedyś biegłam.

Paweł Potempski 

Przegląd trasy przed zawodami w sytuacji, gdy co roku ulega zmianie, wydaje się być obowiązkowy. Należy osobiście w terenie zbadać profil trasy, co pozwoli nam dobrać właściwe tempo na jej poszczególnych odcinkach. W tak popularnym biegu, jakim jest Półmaraton Warszawski, grupę na 1:55 h będę prowadził razem z 3 innymi zającami, też Ambasadorami Festiwalu. Zaraz po oficjalnym ogłoszeniu składu ustaliliśmy z Izą Moskal, że jak tylko silne mrozy odpuszczą, wybierzemy się na wspólny rekonesans trasy i ustalimy odpowiednią taktykę, z którą odpowiednio wcześniej zapoznamy podopiecznych.

Zebrał GR

 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce