Prawdziwy Kot, czyli Góral z Mazur. "Jeśli rekord, to porządny, poniżej 30 godzin". Rafał Kot broni tytułu w Biegu 7 Szczytów

 

Prawdziwy Kot, czyli Góral z Mazur. "Jeśli rekord, to porządny, poniżej 30 godzin". Rafał Kot broni tytułu w Biegu 7 Szczytów


Opublikowane w czw., 18/07/2019 - 08:36

W czwartkowe późne popołudnie w Lądku-Zdroju rozpocznie się Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich. Flagową konkurencją imprezy organizowanej po raz siódmy przez Piotra Hercoga i jego Załogę Górską jest jedno z najdłuższych polskich wyzwań górskich - Bieg 7 Szczytów na dystansie 240 km, z przewyższeniem 7670 m+.

Piotr Hercog: "Bieg 7 Szczytów to największe biegowe wyzwanie"

W roku ubiegłym zawody wygrał Rafał Kot, ocierając się o rekord trasy. 240 kilometrów wokół Kotliny Kłodzkiej i przez najwyższe szczyty otaczających ją 7 pasm górskich pokonał w czasie 30:22:44, do rekordu Łukasza Sagana zabrakło mu zaledwie 2 minut.

Rafał Kot i Anna Witkowska triumfują w Biegu 7 Szczytów 240 km

W czwartek o godzinie 18:00 „Góral z Mazur” (Rafał Kot mieszka w Szczytnie) ponownie stanie na starcie najdłuższej konkurencji DFBG.

Zapytaliśmy Rafała, czy aż tak bardzo „męczy” go ten niepobity rekord?

Nieee, zupełnie nie o to chodzi (śmiech). Już w zeszłym roku postanowiłem, że w kolejnym biegu będę bronił tytułu. A z wyniku byłem bardzo zadowolony, chociaż kilka osób mi dogadywało, że te 2 minuty to mogłem podgonić. Ja tak nie myślałem i wciąż nie myślę. Uważam, że jak poprawiać rekord – to robić to porządnie. Nie o kilka sekund, tylko wyraźnie.

A to „wyraźnie” co dla Ciebie znaczy?

Złamanie 30 godzin. Wtedy to ma sens i byłoby fajne.

Czyli musiałbyś pobiec jeszcze pól godziny szybciej. To jest możliwe, Twoim zdaniem?

Tak, jest jak najbardziej realne. Jeśli będą dobre warunki pogodowe i wszystko potoczy się tak jak sobie poukładałem w głowie, ja się czuje dobrze przygotowany. Idealnie, żeby w dzień temperatura nie przekraczała 20 stopni, zbyt mocno nie grzało słońce i nie było deszczu, zwłaszcza w nocy.

W zeszłym roku gęsta mgła i mżawka w nocy bardzo nas spowolniły, bo w ogóle nie było widać drogi i kilka razy zgubiłem trasę. To są moje „warunki” do złamania 30 godzin, ale takie plany mam na pewno nie tylko ja, są też inni zawodnicy mogący myśleć o bardzo dobrym wyniku.

A w kim upatrujesz najgroźniejszych rywali?

Jeśli ktoś nie zgłosi się w ostatniej chwili, a pewnie raczej nie, bo do biegu na 240 km nie podchodzi się ot tak, z marszu, największym pretendentem do dobrego wyniku jest Andrzej Piotrowski, mistrz Polski w biegu 24-godzinnym. Mocny jest także Łukasz Dziądziak, który zna doskonale trasy DFBG, bo wygrywał już K-B-L 110 km i Super Trail 130 km. Będę miał z kim walczyć.

Twoje tegoroczne wyniki pokazują, że przygotowałeś na Bieg 7 Szczytów optymalną formę. Za co się nie weźmiesz – wygrywasz, ewentualnie jestes drugi, jak w duecie z Danielem Gajosem w Biegu Rzeźnika.

Rzeczywiście, porównując rok do roku, jestem teraz przygotowany lepiej niż 12 miesięcy temu, zarówno jeśli chodzi o samopoczucie, jak i wyniki. Rok temu trochę walczyłem z kontuzją, a niecałe 2 tygodnie przed 7 Szczytami przebiegłem Bojko Trail 120 km, więc chociaż w Lądku czułem się nadspodziewanie dobrze i „wykręciłem” niezły wynik, na pewno nie byłem optymalnie zregenerowany. Tym razem biegów w pierwszej połowie roku było sporo, ale za to krótszych. Potraktowałem je jako przetarcie i mocny trening metodą startową przed biegiem na 240 km na DFBG.

Taki kalendarz startów uważasz za lepszy, mądrzejszy w kontekście przygotowań do długiego startu docelowego?

Kalendarz był na pewno lepszy, bo mimo sporej liczby startów nie czuję się zmęczony. Udało mi się też uniknąć na wiosnę kontuzji. A zrobiłem w tym roku na treningach i zawodach już ponad 4 tysiące kilometrów! Mam zatem dobrą bazę i przygotowanie.

Nazywają Cię, zresztą Ty sam się tak nazywasz, „Góralem z Mazur”, bo choć mieszkasz w południowomazurskim Szczytnie, znakomicie czujesz się i biegasz w górach, do których masz bardzo daleko. Jak często masz okazję przebywać i trenować w górach, jak dużo czasu w nich spędzasz?

Bardzo niewiele. Ostatnio jestem w górach praktycznie tylko na zawodach, w ogóle w nich nie trenuję. W tym roku byłem chyba tylko 3 razy.

To ile z tych 4 tysięcy kilometrów wybiegałeś w górach?

2-3 procent? Na pewno nie więcej.

To jesteś fenomenem! Facet, który w ogóle nie trenuje w górach, osiąga takie wyniki w poważnych, bardzo długich i trudnych biegach górskich! Jak Ty to robisz?

W poprzednich latach bywałem w górach trochę więcej i przygotowywałem się inaczej. Teraz jednak zmieniłem plan treningowy, bo jednak każdy wyjazd w góry wymaga ode mnie poświęcenia dodatkowych 2 dni na dojazd i powrót do domu. Muszę przejechać najmarniej 500-600 km w jedną stronę. A ja raczej nie przemieszczam się samochodem, tylko transportem publicznym.

Zmieniłem więc plan treningowy i w zamian za to, czego nie mogę zrobić z typowego treningu górskiego, wprowadziłem rower stacjonarny. Jeżdżę na odpowiednim obciążeniu, wtedy pracują mięśnie, które potem przydają się na podbiegach.

A poza tym... nie mam jakiegoś specjalnego treningu. Moja typowa jednostka to około 25 km, zazwyczaj po lesie. Od pewnego czasu unikam biegania po mieście, gdzie wcześniej robiłem dużo treningów interwałowych, szybkościowych. Teraz sobie to odpuściłem. Staram się nie męczyć dodatkowo „tysiączkami”, „pięćsetkami” czy „dwusetkami”.

Bawię się w lesie: jest płasko, ale zdarzają się jakieś hopki, więc wtedy szybciej na nie wbiegam albo z nich zbiegam. Do tego godzina na rowerze stacjonarnym, często siłownia. I wystarczy, bo to już sprawia, że na koniec dnia i tak jestem „zrypany”.

Czyli trenujesz prawie jak normalny „asfaltowiec”?

Praktycznie tak. Przyznam, że nawet trochę się zdziwiłem wynikiem na 3xŚnieżka. Tam jest 55 km i 3000 m przewyższenia, trasa cały czas w górę albo w dół, nie ma odcinków płaskich, a spokojnie dałem radę i nawet wygrałem. Nie wiem, jak to się dzieje, że ten mój płaski trening tak działa w górach, ale... działa! (śmiech)

Za to dzięki takiemu treningowi jesteś też bardzo dobry w biegach ulicznych.

Moją ambicją jest udowodnić sobie i innym, że da się pogodzić bieganie długich dystansów i w górach, i na asfalcie. Chodzi tylko o to, żeby te biegi były odpowiednio długie. Kiedyś wprawdzie próbowałem krótszych biegów alpejskich czy anglosaskich, ale stwierdziłem, że zdecydowanie wolę dłuższe.

A od ilu kilometrów bieg jest dla Ciebie „odpowiednio długi”?

Najbardziej lubię dystans około „setki”. To jest dla mnie długość optymalna.

A wolisz biegać w górach czy płasko po ulicy?

Nie potrafię odpowiedzieć. Jedno i drugie jest fajne. Chociaż... jeśli już koniecznie miałbym wybrać między asfaltem i trailem, to... wolę trail! Bieganie po lasach, w oderwaniu od cywilizacji jest przyjemniejsze. Ale nie mam też problemu z bieganiem przez 24 godziny po pętli, bo mam mocną głowę i potrafię znaleźć pozytywne elementy takiego wyzwania, umiem się tym bawić.

Czy Bieg 7 Szczytów 240 km jest Twoim docelowym startem w tym sezonie?

Trudno mi teraz powiedzieć. Mam nadzieję, że uda mi się zakwalifikować do reprezentacji Polski na październikowe Mistrzostwa Świata w Biegu 24-godzinnym i wtedy, ze względu na rangę, to start w Albi stanie się najważniejszym w roku.

Kto na MŚ i ME w biegach górskich i ulicznym ultra? Znamy zasady kwalifikacji do reprezentacji Polski

A jakie masz szanse na wyjazd do Francji?

Do Albi ma jechać 6 najlepszych osób z odpowiednimi wynikami. Ja taki mam, ale jestem na liście siódmy. Muszę więc liczyć, choć może to źle zabrzmi, że ktoś z jakiegoś powodu nie będzie chciał lub mógł pojechać: zrezygnuje, będzie miał w tym czasie inny start albo – odpukać – dozna kontuzji. Ja nie chciałem zmianić swoich planów startowych, żeby szukać biegu na poprawienie wyniku na 24H. Kombinowanie w środku sezonu nie ma sensu. Czuję się mocny i przygotowany do startu w MŚ, ale muszę czekać.

A startowałeś już kiedyś jako reprezentant Polski w imprezie mistrzowskiej?

Właśnie nie, a jest to jedno z moich biegowych marzeń! Ale jeśli się teraz nie uda, to w przyszłym roku są mistrzostwa Europy we Włoszech i prędzej czy później dopnę celu.

Powiedz nam jeszcze, co teraz robisz na co dzień oprócz biegania, oczywiście.

W tym momencie zajmuję się wyłącznie bieganiem i przygotowuje do tego, żeby z biegania uczynić sposób na życie i utrzymanie. Nie pracuję teraz zawodowo.

To z czego żyjesz?

Z oszczędności, które udało mi się zrobić.

Długo tak się nie da.

Wiem. Dlatego chciałbym bieganie uczynić swoją pracą. Po tym sezonie planuje zrobienie kursu trenera lekkiej atletyki i zająć się na poważnie szkoleniem grupy osób. Już od dłuższego czasu pytają mnie o to ludzie, zwłaszcza w moim regionie, w Szczytnie, gdzie nie ma specjalistów od ultra i biegania górskiego. Ja jednak na razie skupiam się na celach trwającego sezonu, a poza tym chcę mieć do tego odpowiednie kwalifikacje i papiery.

Jesienią zrobię kurs i dopiero wtedy zajmę się trenowaniem biegaczy. Nie uznaję tego, co robi teraz wiele osób: gdy zaczną dobrze biegać i osiągać wyniki, same kreują się na trenerów i autorytety dla bardziej poczatkujących. Ci, zapatrzeni w ich osiągi, im ufają. A tymczasem oni, mimo wyników, często sami popełniają dużo błędów.

Ja muszę być pewny, że robię dobrą robotę i pomagam komuś, a nie szkodzę. Bardzo bym nie chciał kogoś skrzywdzić brakiem wiedzy. Samo doświadczenie to dużo, ale nie wystarczy.

Życzymy w takim razie powodzenia: dziś na 7 Szczytach, a jesienią w zdobyciu trenerskich kwalifikacji!

Rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. fanpejdż biegacza, BikeLIFE, Marysia Brajczewska


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce