Tomasz Majewski, wiceprezes PZLA: "Powrót do współpracy z trenerem Lewandowskim jest możliwy. Ale więcej zapłacić nie możemy"

 

Tomasz Majewski, wiceprezes PZLA: "Powrót do współpracy z trenerem Lewandowskim jest możliwy. Ale więcej zapłacić nie możemy"


Opublikowane w śr., 22/01/2020 - 19:00

Jak pisaliśmy przed 2 dniami, pół roku przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio polskie gwiazdy biegów zostały bez trenera. Tomasz Lewandowski nie doszedł do porozumienia z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki w sprawie wysokości płacy na stanowisku trenera kadry i poinformował o zakończeniu współpracy z Marcinem Lewandowskim, Adamem Kszczotem, Angeliką Cichocką i Patrycją Wyciszkiewicz-Zawadzką.

Pół roku przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio polskie gwiazdy bez trenera! Tomasz Lewandowski zakończył współpracę z PZLA

Nasi biegacze przebywający (jeszcze z trenerem Lewandowskim) na zgrupowaniu w RPA zaczęli gorączkowo szukać nowych rozwiązań, nie chcą natomiast zbyt otwarcie komentować zaistniałej sytuacji. Także druga strona, piórem dyrektora sportowego PZLA Krzysztofa Kęckiego, ograniczyła się do lakonicznego komunikatu przesłanego Polskiej Agencji Prasowej.

Udało nam się za to porozmawiać z wiceprezesem lekkoatletycznej centrali Tomaszem Majewskim, jeszcze kilka lat temu znakomitym zawodnikiem, dwukrotnym mistrzem olimpijskim w pchnięciu kulą.

Zapytaliśmy złotego medalistę z Pekinu i Londynu, czy powrót do współpracy z Tomaszem Lewandowskim jest jeszcze możliwy, czy rozpalony pożar można ugasić?

Tomasz Majewski: - To Tomek Lewandowski definitywnie zamknął sprawę. My złożyliśmy propozycję kontraktu i jeśli Tomek go podpisze, to oczywiście możemy wrócić do współpracy. To nie będzie już teraz takie proste, ale wciąż możliwe. Piłka jest po stronie trenera Lewandowskiego.

A po stronie związku nic się już nie da zrobić? PZLA nie podejmie negocjacji wysokości kontraktu?

My już nic nie możemy. Złożyliśmy propozycję kontraktu na kwotę najwyższą możliwą, taką na jaką pozwalają nam przepisy. Więcej dać po prostu nam nie wolno. Ogranicza nas rozporządzenie ministra sportu, które określa wysokość wynagrodzenia trenerów kadry narodowej w sportach indywidualnych.

To jest około 9 tysięcy złotych miesięcznie plus dodatki za medale zawodników, w przypadku Tomasza Lewandowskiego – za brązowy medal MŚ Marcina Lewandowskiego. Ani grosza więcej nie możemy trenerowi zapłacić.

A czy takiego kontraktu nie mógłby sfinansować lub współfinansować, dorzucając się do środków z ministerialnej dotacji, jakiś prywatny sponsor związku?

A my mamy jednego trenera na kontrakcie czy może sześćdziesięciu kilku? To nie wchodzi w grę, nie ma takiej możliwości. To kwestia przestrzegania ustaleń budżetowych. Mamy jeden budżet, który nie jest z gumy. Płacimy trenerom tyle, ile możemy. Gdybyśmy mieli więcej pieniędzy albo były inne przepisy – pewnie płacilibyśmy więcej. Ale nas nie stać. A poza tym, powiedzmy sobie szczerze: to nie są małe pieniądze! Wnioskowaliśmy do Ministerstwa Sportu o maksymalnie najwyższą stawkę, ale Tomek Lewandowski jej nie przyjął.

Czy duża jest rozbieżność między propozycją i możliwościami PZLA, a oczekiwaniami trenera Lewandowskiego?

To nie ma żadnego znaczenia. My po prostu nie możemy dać ani złotówki więcej. Zrozumcie nas. To są pieniądze publiczne i obowiązuje nas dyscyplina finansów publicznych. Wiadomo, że każdy chce zarabiać więcej. Ale my zapłacić więcej nie możemy.

Gdyby trener Lewandowski po namyśle zmienił zdanie i zdecydował się jednak przyjąć warunki PZLA, powrót do współpracy jest możliwy?

Oczywiście, że tak. Ale wysokość wynagrodzenia nie jest jedynym zapisem kontraktu. Pozostałe warunki są sprawą między nami. Kontrakt ciągle leży na stole i ewentualny ruch jest po stronie trenera Lewandowskiego.

A jeśli trener zdania nie zmieni i rzeczywiście „sprawa jest zamknięta”, co wtedy z czwórką jego reprezentantów Polski?

Już raczej z trójką, bo Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka przeszła do trenerki Iwony Baumgart. Będziemy szukać rozwiązań, zawodnicy też mają swoje pomysły. Czekamy na ich powrót z obozu w RPA. Za tydzień 29 stycznia przylecą do kraju i będziemy rozmawiali. Mam nadzieję, że znajdziemy rozwiązania bez uszczerbku dla przygotowań olimpijskich.

Nic nie zrobimy wbrew zawodnikom, to już nie te czasy. Najważniejsze będą ich pomysły i oczekiwania, a my postaramy się poszukać możliwości ich spełnienia. Ale zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwo znaleźć dobrego trenera w środku sezonu.

Z Twojego ogromnego doświadczenia zawodnika na najwyższym światowym poziomie, co oznacza zmiana trenera pół roku przed imprezą docelową, najważniejszym startem 4 lat?

Mieliśmy takie przypadki nawet miesiąc przed wielką imprezą i udawało się to poukładać. To są bardzo doświadczeni zawodnicy, w ich przypadku też można to zrobić. A jak nam wyjdzie w praktyce, to się okaże. Mam nadzieję, że ich przygotowania nie ucierpią.

A przy okazji, czy wyjaśniło się cokolwiek i zmieniło w sprawie Joanny Jóźwik i jej skreślenia ze szkolenia centralnego?

A co się miało wyjaśnić? Czy ona gdzieś ostatnio startowała? Nic mi o tym nie wiadomo. A skoro tak... złożyliśmy jej propozycję współpracy z trenerem Zbigniewem Królem, ona tej oferty nie przyjęła, więc przygotowuje się do sezonu na własną rękę. Zobaczymy co pokaże w sezonie halowym. Jeśli hala jej wyjdzie, będziemy mogli wrócić do rozmowy. Poczekajmy więc i dajmy jej postartować.

Na razie Joanna jest na obozie i pracuje ze swoim trenerem. Szkolenie w PZLA nie jest obowiązkowe, to nie jest przymus. Jeśli ktoś nie chce z niego korzystać, to jego decyzja. To, oczywiście, wiąże się z pieniędzmi. Jak coś dajesz, to czegoś też wymagasz. Podobnie jest z nami i zawodnikami.

Rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Marek Biczyk PZLA


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce