Ultra 147: „Każdy bieg ultra to przygoda – nie da się jej zaplanować”

 

Ultra 147: „Każdy bieg ultra to przygoda – nie da się jej zaplanować”


Opublikowane w wt., 10/06/2014 - 13:53

Po 115 km zdecydowałem dać z siebie wszystko, by się wyrobić z limitem. P[obiegłem za szybko i przed przepakiem na 132. kilometrze odłączyło mi prąd. Ledwo się do niego doczłapałem. I tam zakończyłem swój bieg. Do mety zostało niewiele, ale nie chciałem się zajechać totalnie. Przyjechałem na start chory, bo nie chciałem, by ta impreza mi przepadła. I tak jak organizator wspominał na początku, że maksymalnie 60 procent uczestników zmieści się w limicie.

Mimo, że przeklinałem te trasę i organizatora, to już po kilku godzinach planujesz, by za rok się odegrać. Albo zawalczyć o lepszy wynik.

Andrzej z Jankiem ukończyli bieg w niecałą godzinę przed limitem. Czekał tam już najszybszy z nas Marcin (po 19 godzinach). Był też Przemek (ukończył po 20 godzinach) oraz Iza, z drugim miejscem wśród kobiet w niecałe 22 godziny.

Nagrodą dla każdego, kto ukończył zmagania był medal i przebiegniecie przez szarfę, a także zimne piwo, woda oraz obiad w restauracji sponsora sanatorium San. Dodatkowo udostępniono prysznic, łazienki, ręczniki, mydło, a nawet miejsce, gdzie można było się położyć i przespać.

Cały czas dobiegali ludzie z trasy. koło godz. 19 wręczenie pucharów i nagród finansowych dla najlepszych kobiet i mężczyzn. Na zakończenie kolacja dla wszystkich w stołówce. A potem powrót. Nasz pociąg odchodził z Kołobrzegu o godz. 20:00...

Wystartowało 175 osób, wycofało się w trakcie 66. Do mety w Sanatorium SAN dotarło 109. W limicie 24 godzin zmieściło się łącznie 70 osób. Jedna osoba została zdyskwalifikowana – okazało się, że podjechała część trasy.

Impreza świetnie zorganizowana i oznakowana, choć tego nigdy za mało. Brakowało nam tylko jednego nie każdy miał GPS i informacja ile zostało do punktów w czasie drogi, często nie zgadzała się nam z mapką i mylnie określaliśmy odległość. Jeśli organizator co 10 km napisałby na tabliczkach gdzie się akurat znajdujemy, mielibyśmy z sobą dodatkowy doping.

Jeszcze raz dziękujemy organizatorowi, wolontariuszom za świetną imprezę i za banany. Do zobaczenia za rok!

Krzysztof Kolatzek, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce