Warszawa: Rekruci wylewali siódme poty na Służewcu [ZDJĘCIA, WIDEO]

 

Warszawa: Rekruci wylewali siódme poty na Służewcu [ZDJĘCIA, WIDEO]


Opublikowane w sob., 19/07/2014 - 19:35

Runmageddonowa wenta dla Bartka

Wśród rekrutów spotkaliśmy też europarlamentarzystę Bogdana Wentę. Były trener reprezentacji Polski w piłce ręcznej oraz były gracz takich klubów jak FC Barcelona, wspierał wraz z rodziną charytatywną akcję „Biegnę żeby Bartek mógł biegać”.

– Ta impreza jest przykładem na to, że można zrobić coś dla siebie i w ten sposób komuś jeszcze pomóc. Moja żona i syn biegamy, żeby Bartek mógł biegać. Chłopiec wymaga ciągłego wsparcia. Zastanawiam się jednak, jak ja przeżyję ten bieg, bo oglądałem kilka filmów z poprzedniej edycji. Rozmawiałem z organizatorami i pierwsze moje pytanie dotyczyło limitu czasowego. Mam nadzieję, że dotrę na metę. O rodzinę się nie martwię, bo to sprawnie fizycznie osoby. Ja ostatnio zaniedbałem się w tym kierunku. Jednak najważniejsze jest, żeby pomagać a przy okazji robić coś dla siebie – opowiadał nam Bogdan Wenta.

Start na oczach tłumu

Start podzielony był na sesje. Pierwsza wyruszyła na trasę o godzinie 11:30. Zawodnicy z numerami startowymi wypisanymi na ciele, tak jak w kwietniowej edycji Runmageddonu ruszali z boksów dla koni wyścigowych. Tym razem jednak start ustawiony był przed trybuną główną, a nie z boku toru, co połechtało zapewne ego startujących (i bardzo dobrze!). Kolejne grupa biegaczy ruszały co pół godziny, aż do godziny 15:00. Uczestnicy mieli do pokonania 6 km. Na tym dystansie ustawiono ok. 32-33 przeszkody.

Woda jak balsam na rozgrzane ciało

Po ok. 200 metrach na biegaczy czekała pierwsza przeszkoda, czyli „żywopłot”. Po jej pokonaniu - trzy rulony z siana ustawione blisko siebie. Następnie dla ochłody uczestnicy zbiegali w najdłuższy zacieniony fragment trasy między drzewami. Tam czekały takie atrakcje jak podbieg pod nasyp oraz czołganie pod zasiekami. Ten „las” był chyba najbardziej tajemniczym miejscem na trasie. Z oddali nie widać było co się kryje między drzewami. Co chwilę jednak dobiegały stamtąd tylko okrzyki.

Najwięcej przyjemności uczestnikom sprawiały wszystkie przeprawy przez wodę. Mimo, że nie była ona najczystsza, to działała kojąco jak balsam na rozgrzane ciało. Chociaż utrudnienie polegające na przenoszeniu worków w stawie mógł sprawić trochę problemów, zwłaszcza niższym osobom, to jednak nikt nie narzekał.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce