Wolontariusze, czyli prawdziwa elita 9. PZU Półmaratonu Warszawskiego. "To uzależnia"
Opublikowane w śr., 02/04/2014 - 10:26
Bez nich impreza by się nie odbyła, bez nich 70% startujących pogubiłoby się jeszcze przed startem. Wszyscy garną się do pomocy. Mowa oczywiście o wolontariuszach, dla których Biuro Zawodów staje się drugim domem na kilka dni przed samym wydarzeniem.
Podczas wizyty „na zapleczu” niedzielnego 9. PZU Półmaratonu Warszawskiego moje pierwsze pytanie zabrzmiało mniej więcej tak: Ilu Was tu jest? – Teraz czy w ogóle? – dopytał szybko Michał Król, lider wolontariuszy. Popatrzyłam nieswojo na tę błękitną masę zastanawiając się, czy to nie wszyscy?
Okazuje się, że obok była tylko na garstka tych wspaniałych istot, zaledwie 70 z 1200 osób. Prywatnie to studenci, uczniowie, osoby pracujące. Wiek jest także zróżnicowany, ale są to głównie młodziutkie osoby. Najmłodszy z nich Łukasz ma zaledwie 10 lat.
Są osoby, które wzięły wolne od pracy w korporacji na rzecz organizacji zawodów sportowych, a także nauczyciele. Przybywają całymi grupami, klasami czy drużynami harcerskimi. Można pośród nich spotkać osoby z daleka, które przyjechały specjalnie żeby pomagać przez te 2 dni. Mimo że są zajęci bardzo chętnie udzielają informacji na każdy temat, liderzy chcą pomóc i pochwalić swoich współpracowników.
Zajrzałam do biura zawodów tylko na chwilkę, zamienić parę słów, a spędziłam w nim 3 godziny, bo szkoda mi było wychodzić. Słyszałam tylko: – Opowiem ci jeszcze.... Chcesz może zobaczyć...? A wiesz, że wolontariusze...? Koledzy byli wolontariuszami na... Ta dziewczyna była wolontariuszką w Soczi, dopiero wróciła. Wszyscy się chwalą, ale mają czym. Postanowiłam więc także ich pochwalić.
W rozmowie z Pauliną Konarzewską, która wolontariuszem jest od kilku lat, słyszę: – To są wspaniali ludzie, fajni, radośni, atmosfera jest super. Uwielbiam tu być, uwielbiam to robić.
I faktycznie: wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha, chociaż po niektórych widać już zmęczenie. Niektórzy mają ogromne doświadczenie, z organizatorem półmaratonu współpracują od dawna i „polują” na uczestnictwo w imprezach. Niektórzy są pierwszy raz, ale dzięki wspaniałej organizacji świetnie się odnajdują, każdy wie jaką ma rolę. – Wolontariat uzależnia – stwierdził Michał – staje się sposobem na życie.
Zawodnicy odbierający pakiety startowe nie zawsze współpracują. Zdarza się, że osoba startująca dziesiątki razy nadal zapomina o konieczności podpisania karty startowej. Wolontariusze muszą wykazać się cierpliwością, elastycznością i sami także zasługują na wyrozumiałość.
Na pytanie, czy ciężko jest to wszystko utrzymać w ryzach, Michał Król odpowiedział: – Od kiedy jestem wolontariuszem, na maratonach podwoiła się liczba uczestników. Ale pracy mamy jakby mniej. Doświadczenie pomaga lepiej wszystko zorganizować i nas też jest więcej. Ja wolontariuszem jestem od zarania dziejów. Szczerze mówiąc to nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy to się zaczęło.
Biuro zawodów na dzień przed startem to ciągły ruch jak w mrowisku, lecz wszystko działa sprawnie jak w zegarku. Należy jednak pamiętać, że to, co widzimy tu, w centralnym punkcie, to tylko ułamek ich działalności. Najpierw były szkolenia, później trzeba było wszystko przygotować, ustawić stanowiska. Informacja, punkty odżywiania, medale, depozyty... Jest tego naprawdę mnóstwo, ale nie wszyscy to doceniają.
– Biegacze, jak to zwykli ludzie, czasami normalni, czasami nie. Jedni dziękują, są bardzo uprzejmi, inni oczekują od wolontariuszy wszystkiego, myślą, że wolontariusz to pracownik i za wszystko można go ochrzanić. Miło jest usłyszeć słowo "dziękuję" od biegacza. W biurze zdarza się to bardzo często. Częściej niż co druga osoba. Natomiast na trasie już z tym gorzej – żali się Kuba Krysiak, który jednocześnie jest także biegaczem.
W dzień startu o godzinie 8:00 wokół stadionu praca oczywiście wre. Spotkałam Michała w trakcie odprawy grupy harcerzy szykujących się do kibicowania na trasie. Widzę, że jest zmęczony, ale on z machnięciem ręki opowiada. – Oj, zdrzemnąłem się w nocy chyba ze 20 minut, wróciłem późno i miałem jeszcze papierki do wypełnienia... I jeszcze ma siłę żartować!
Na mecie także jest mnóstwo do zrobienia. To wolontariusze są niejako służbą porządkową, reprezentują organizatora. To oni podają wodę, posiłki, zakładają biegaczom folię na spocone ciało. Pierwsze gratulacje biegacze słyszą właśnie od nich, kiedy są dekorowani medalami! I tak aż do ostatniego zawodnika... I później trzeba to wszystko jeszcze posprzątać.
Nikt się nie krzywi, nikt nie mówi że mu się nie chce, nikt się nie skarży że jest zmęczony, a nawet jeszcze dopominają się o zajęcie. Jeśli coś jest do zrobienia, jeśli gdzieś pojawia się luka, z odsieczą podąża wolontariusz, bez względu na wszystko podciąga rękawy i bierze się do pracy... To musi być powołanie... W Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Krynicy-Zdrój… dziękujemy, że jesteście!
Małgorzata Bieniak, Ambasadorka Festiwalu Biegowego w Krynicy