Bieg Powstania Warszawskiego: Historia, sport, atmosfera
Opublikowane w ndz., 27/07/2014 - 16:28
Bieg Powstania Warszawskiego to obowiązkowa pozycja w kalendarzach nie tylko warszawskich biegaczy. Grupy rekonstruktorów, biało-czerwone opaski na prawym ramieniu, Rota, wystrzały, kombatanci zagrzewający do sportowej walki. Wszystko wskazuje na to, że nie mamy do czynienia ze zwykłym biegiem. To wyjątkowy sposób obchodów historycznej rocznicy. Bieganie stało się nowym sposobem wyrażania swojego patriotyzmu. Bieg Powstania Warszawskiego to nad wyraz udany mariaż wydarzenia historycznego i wyzwania sportowego.
- Sam już nie wiem, ile razy brałem udział w tym biegu. Zawsze tak układam swoje plany wakacyjne i urlopowe, żeby mój start tutaj był możliwy. Dzisiaj jechałem rano z zagranicy i cieszę się, że udało mi się zdążyć. Jestem zachwycony atmosferą tego biegu. Pamiętam, jak on się rodził. Zaczęło w Palmirach, a w początkowych edycjach brało w nim udział 50-60 osób. A dzisiaj mamy niesamowity fenomen biegania w Warszawie - powiedział nam Robert Korzeniowski.
- Ten bieg jest sprawdzianem, w jakiej jesteśmy formie, ale również tego, jak podchodzimy do ważnych momentów w naszej historii. Od strony sportowej to jest wielka próba. Jest gorąco. Kto nie postawił na dobre przygotowanie, nie postawił na nawadnianie, temu było trudniej. Uwielbiam zwłaszcza to podejście od ul. Sanguszki – tłumaczył czterokrotny mistrz olimpijski, który po biegu nie miał chwili wytchnienia. Dla młodych i starszych biegaczy jest idolem, dlatego chętnych do krótkiej rozmowy czy wspólnego zdjęcia nie brakowało.
Inny biegacz, Zygmunt Grzelak pamięta wybuch powstania, dlatego nie wyobraża sobie nieobecności na tym biegu:
- Było wspaniale. Zresztą tak jest tu zawsze, a teraz okazja by tu pobiec była wyjątkowa. To przecież okrągła, 70. rocznica powstania. Gdy wybuchło miałem zaledwie 12 lat. Nie mogło nas tu zabraknąć - powiedział nam ten wyjątkowy biegacz, który zaczął biegać już w latach 70. i od tamtej pory z powodzeniem kończy każdy bieg, chociaż przekroczył już osiemdziesiątkę.
Od wielu lat Zygmunt Grzelak nie przekracza linii mety sam. Prowadzi przywiązanego do siebie taśmą Jana Michalika, niewidomego nauczyciela w szkole dla ociemniałych w Laskach. W okolicach szkoły, obaj panowie trenują w Puszczy Kampinoskiej i nie są to łatwe treningi. Obfitują w upadki, ale oni się nie poddają.
- Poszło nam lepiej niż w zeszłym roku, chociaż jesteśmy teraz o rok starsi. Lat tylko przybywa, ale dzięki bieganiu jakoś się trzymamy - dodaje pan Zygmunt.
Niezwykła atmosfera biegu utrzymuje się długo po przekroczeniu linii mety. W zapchanych zawodnikami tramwajach słychać wszystkie możliwe komplementy pod adresem imprezy. „Super”, „wspaniale”, „najlepsza impreza”, „genialnie” - to tylko kilka określeń zachwyconych biegaczy.
- Ja w ogóle wcześniej nie biegałem. Zacząłem trzy tygodnie temu i udało mi się ukończyć. Teraz już będę trenował regularnie - deklaruje biegacz, który nie chciał nam jednak zdradzić imienia. A szkoda, bo przecież każdy kiedyś zaczynał, każdy łączył trucht z marszem i każdy pierwszy raz przekraczał metę. Bardziej lub mniej zmęczony.
Mamy nadzieję, że nasz rozmówca dotrzyma słowa i za rok znowu wystartuje, jak wielu innych biegaczy. Może padnie kolejny rekord frekwencji. My na pewno znów tu pobiegniemy.
IB
Polecamy również:
Cofnij