Bartosz Nowicki: „Bieżnia to jest Formuła 1. Ulica - też trzeba zasuwać”

 

Bartosz Nowicki: „Bieżnia to jest Formuła 1. Ulica - też trzeba zasuwać”


Opublikowane w pt., 13/06/2014 - 16:28

Bartosz Nowicki urodził się w Gryficach. Obecnie reprezentuje barwy Śląska Wrocław. Specjalizuje się w biegu na dystansie 1500m, w którym posiada drugi wynik w historii naszego kraju, zaraz po Bronisławie Malinowskim. Na swoim koncie ma także brązowy medal Mistrzostw Europy w 2011 roku.

Już w sobotę zobaczymy zawodnika na Ursynowie, w Otwartych Mistrzostw Polski na 5 km. Jak mówi, to nie będzie jego ostatni start na ulicy.

Pana koronnym dystansem jest 1500m. Na bieżni. Dziś zapowiedział pan, że chce złamać barierę 14 minut na 5 km. Zakładam, że wie pan już jak rozłożyć siły i odnaleźć się w ulicznych mistrzostwach...

Będzie to na pewno bardzo trudne. Oczywiście nie powiedziałem, że złamię 14 minut, tylko taki mam cel i bardzo chce to zrobić. Na taki czas musi złożyć się kilka spraw. Moja dyspozycja jest sprzyjająca. Teraz zobaczymy jaka będzie pogoda... Chociaż można powiedzieć, że są to tylko usprawiedliwienie dla ewentualnego niepowodzenia (śmiech). Wiem, że muszę stanąć na starcie i zasuwać. Dyrektor sportowy imprezy zapewnił dobrego „zająca”, więc wszystko sprzyja do osiągania dobrych wyników.

Jeśli nie zrobię tego wyniku ja, to są tu inni dobrzy zawodnicy. Ja biegałem ostatnio 5000m cztery lata temu na Mistrzostwach Polski z wynikiem 14:04. Przegrałem wtedy tylko na finiszu z Radosławem Kłeczkiem. Uważam więc, że ten czas - 14 minut jest możliwy do osiągnięcia.

Czym pana zdaniem różni się bieg na 5 km od rywalizacji na 5000m na bieżni?

Tak naprawdę nie wiem, bo będzie to mój debiut w takiej imprezie. Wiem tylko, że bieg na 5 km jest trzy raz dłuższy niż bieg na 1500m, a niestety nie biegnie się trzy razy wolniej. To może sprawiać trudność. Oczywiście biegałem już inne zawody uliczne - na milę czy 10 km. Jednak nigdy nie były to takie szybkie „piątki”. Taki dystans przyda mi się w celach szkoleniowych, aby lepiej przygotować się do sezonu na bieżni.

Za jednego z faworytów mistrzowskiego biegu uważany jest Łukasz Parszczyński, który nie tylko odebrał Yaredowi Shegumo halowy rekord polski na 3000m, ale także panu rekord Polski na 2000m na otwartym stadionie. Będzie więc okazja do rewanżu...

Łukasz jest moim serdecznym kolegą i mieszkamy razem na wyjazdach, podczas zgrupowań więc znamy się dobrze. Jednak w momencie, gdy stajemy na starcie i rozpoczyna się bieg wiadomo, że każdy ma ochotę wygrać. I każdy chce być jak najlepszy. Jest to bardzo motywujące.

Jak pan, jako człowiek związany z lekkoatletyką od najmłodszych lat, jak ocenia obecną modę na bieganie?

Bardzo mnie to cieszy. Ja mam 30 lat i ponad 15 lat jestem związany ze sportem. Pamiętam jak w swojej rodzinnej miejscowości, czyli Policach, wychodziłem biegać, to 10 lat temu wszyscy ludzie się dziwili i patrzyli na mnie co ja robię. Myśleli, że ktoś biegnie, bo ukradł telewizor, albo zadawali mi pytania, kiedy będę Adamem Małyszem. Strój treningowy biegacza, lycra, budziła zdziwienie.

Teraz bieganie jest popularne i cieszy mnie to, że ludzie chcą zrobić coś dla siebie. Myślę, że bieg jest to naturalny ruch człowieka i od początku naszych dziejów biegaliśmy. Nie każdy musi celować w wynik sportowy. Ważne żeby to sprawiało satysfakcje. Czy to będzie bieganie po 6 min na kilometr czy 3 minuty, nie ma znaczenia.

Wielu biegaczy związanych z bieżnią rezygnuje z niej na rzecz biegów ulicznych...

Myślę że jest to naturalna kolej rzeczy, że zawodnicy przechodzą do biegów dłuższych. Bieżnia to jest Formuła 1. Tam są największe prędkości i tam biega się najszybciej. Nie ma szans, żeby pobiec 1500m tak szybko na ulicy, jak na bieżni. Biegi uliczne są to biegi masowe, które mają popularyzować sport. Tam część zawodników odnajduje swoje drugie życie. Mam nadzieje, że tak samo będzie kiedyś ze mną. Ten rok jest dla mnie rokiem transformacji i okresem przejścia z bieżni na uliczne bieganie. Cieszy mnie to, że powstają także biegi górskie oraz przełajowe. Nie koniecznie na najdłuższych dystansach.

Rozpoczął się Mundial w Brazylii. Chciałbym Pana zapytać o Pański start podczas Światowych Igrzysk Wojskowych w Rio de Janeiro w 2011 roku. Czy już wtedy było widać przygotowania do Mistrzostw Świata?

Myślę, że Brazylijczycy zrobili wszystko żeby było bezpiecznie. Kiedy my tam startowaliśmy podczas naszych zawodów, to stadiony były jeszcze w budowie. Jednak policja, wojsko, służby medyczne były postawione na nogi. Blokowano ulice, żeby autokar z zawodnikami mógł przejechać. Jestem przekonany, że Brazylijczycy zrobili wszystko, by impreza wyglądała jak najlepiej. Oczywiście nie da się uleczyć całego Rio na ten miesiąc trwania Mistrzostw Świata. Tam są poważne problemy nie tylko sportowe.

Ja jednak ten kraj wspominam bardzo miło. Ludzie byli gościnni i przyjacielscy. Miałem wtedy trzy biegi w ciągu trzech dni. Było to bardzo trudne i ostatecznie zająłem piąte miejsce na świecie w kategorii wojskowych. Później było trochę czasu na zwiedzanie takich miejsc jak Copacabana czy pomnika Chrystusa Odkupiciela. Trzeba było pamiętać, że jest to niebezpieczne miejsce. Jednak Brazylijczycy chronią turystów.

Jakie ma pan plany na dalszą część sezonu?

W ubiegłym roku urodził mi się syn, wspaniały Julianek, który rośnie zdrowo. Ja w tym roku jestem pozbawiony szkolenia PZLA, więc przygotowuje się do startów sam. W pierwszej połowie czerwca postawiłem na starty na bieżni, w których mogłem zebrać środki pracując jako „zając”. Po biegu na Ursynowie czeka mnie czterotygodniowy okres przygotowawczy i wtedy zaczynam sezon właściwy. Chciałbym zakwalifikować się do mistrzostw Europy w Zurichu.

Czy trudno jest trenować na najwyższych obrotach i regenerować się będąc młodym ojcem?

Jest to bardzo trudne. Jednak sport i bycie tatą sprawia mi ogromną satysfakcję.

Dziękuje za rozmowę, powodzenia w sobotę!

Dziękuje bardzo.

Rozmawiał Robert Zakrzewski

fot. Archiwum prywatne Bartosza Nowickiego

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce