Darek Strychalski: „Bieganie jest sensem mojego życia”

 

Darek Strychalski: „Bieganie jest sensem mojego życia”


Opublikowane w śr., 28/05/2014 - 22:29

Pamiętacie Darka Strychalskiego? Ten niezwykły biegacz po raz drugi wybiera się na ultramaraton Badwater. Na przeszkodzie w pokonaniu 217-kilometrowej trasy nie stoi niedowład i częściowy paraliż Darka. Problemem są pieniądze.

Chociaż Darek ma na swoim koncie niezwykłe osiągnięcia, nie zainteresował się nim dotychczas żaden poważny sponsor, a udział w Badwater będzie możliwy tylko wtedy, gdy pomogą mu inni biegacze. Wystarczy nawet niewielka wpłata na portalu Polak Potrafi. Projekt publicznej zbiórki wsparło już ok. 380 osób, ale żeby zakończył się sukcesem brakuje jeszcze 13 000 zł.

Darek zdradził nam, czy denerwuje się powodzeniem projektu i jakie ma najbliższe plany

Do końca zbiórki pozostało trochę ponad 20 dni. Kwota do zebrania wydaje się niewielka. Masz obawy, że się nie uda?

Jestem dobrej myśli. Myślę, że się uda. Szukamy też dodatkowo sponsorów, ale na razie nie przyniosło to rezultatów. Cały czas próbujemy, działamy. Jest dookoła nas wielu życzliwych ludzi np. Łukasz Fabiański ufundował niedawno koszulkę z autografami zawodników Arsenalu. Organizatorzy imprez biegowych przeznaczyli na zbiórkę pakiety startowe. Wierzę w ludzi i z optymizmem czekam na koniec zbiórki.

Pracujesz w firmie sportowej. Czy twój pracodawca bierze udział w projekcie?

Niestety nie bardzo chcieliby partycypować w kosztach. Pracuję tam dopiero od pół roku, ale firma zgodziła się na dwumiesięczny urlop bezpłatny, żebym mógł wystartować w Badwater. Ten urlop był niezbędny. Chcę się dobrze przygotować do biegu i nie chcę zawieść ludzi, którzy zdecydują się mnie wesprzeć.

Przy pierwszym podejściu do Badwater nie wszystko poszło tak, jak trzeba. Były problemy z regulaminem, zapasami, upałem. Co zadecydowało o porażce?

Kondycyjnie byłem przygotowany dobrze. Kilometraż treningowy był odpowiedni. Najbardziej zaszkodziło to, że za późno znaleźliśmy się na miejscu. W dolinie byliśmy w niedzielę o 12:00, a start był w poniedziałek o 6:00 rano. Nie zdążyliśmy się zaaklimatyzować, przyzwyczaić do wysokiej temperatury. W Los Angeles wylądowaliśmy w piątek, tam wynajęliśmy samochód i jechaliśmy aż do niedzieli.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce