Emilia Zielińska: „Jestem dobrą amatorką”

 

Emilia Zielińska: „Jestem dobrą amatorką”


Opublikowane w śr., 04/12/2013 - 09:35

O Emilii Zielińskiej zrobiło się głośno, gdy w kwietniu tego roku niespodziewanie zwyciężyła 12. edycję Cracovia Maraton (3:03:15). W rozmowie z naszym portalem warszawianka wspomina, że ze sportem jest związana już od szkoły podstawowej, choć nie z bieganiem, a pierwsze kilometry pokonywała za karę. Dziś biega już z pełną satysfakcją i zbiera liczne nagrody za uzyskiwane wyniki. Ostatni jej sukces to zwycięstwo w Grand Prix Warszawy w sezonie 2013. 

Wiem, co pani odpowie, ale zapytam. Który bieg w tym roku był dla pani najlepszy?

Zdecydowanie najmilej wspominam występ w Krakowie. Wygrałam bardzo duży maraton i byłam tym zszokowana! Gdy biegłam i zaczął obok mnie jechać samochód, to zaczęłam myśleć: co oni robią? Nigdy obok mnie nie jechała kamera! Okazało się, że pokazują pierwszą zawodniczkę. Wtedy ze szczęścia nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Miałam wtedy okazję po raz pierwszy finiszować z samochodem, który pokazuje czas. To było bardzo miłe. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś uda mi się powtórzyć taki sukces, jednak wspomnienia zostają. I nikt mi już ich nie zabierze.

Nie wierzy pani, że uda się wygrać kolejną tak dużą imprezę?

Oczywiście będę się starała. Współpracuje z rewelacyjnym trenerem Dariuszem Wieczorkiem, on mnie prowadzi, instruuje, jak lepiej biegać, rozpisuje plany treningowe oraz pilnuje tych planów. Mam więc nadzieję, że poprawię swoje wyniki w przyszłym roku. Jednak z miejscami bywa różnie, bo często zależy to od poziomu biegu oraz od konkurencji. Czasami człowiek robi rekord życiowy, poprawia go o piętnaście minut w maratonie, ale przyjeżdżają dziewczyny z Kenii i nie mam szans na wygraną (śmiech).

Z tego, co wiem, nie rozpoczęła pani swojej przygody ze sportem od biegania…

Trenowałam wioślarstwo przez 13 lat. Początkowo w MOS Warszawa, później przeniosłam się na studia do AZS AWF Warszawa. Tam też poznałam męża, który trenował 10 lat wioślarstwo a teraz biega razem ze mną. Z tym sportem mam wiele pięknych wspomnień.

Nie żałuje pani, że nie zaczynała od biegania? Sukcesów mogło być jeszcze więcej…

Bardzo żałuję. Dziś biegałabym na dużo wyższym poziomie. Tylko, że ja kiedyś biegałam za karę. Naprawdę nienawidziłam biegać. Bieganie to było dla mnie najgorsze, co mogło spotkać nastolatkę. Dopiero później doceniłam to, co robię teraz. Z czasem zaczęłam biegać, żeby zrzucić wagę, aby nie pływać w kategorii ciężkiej, tylko w lekkiej. Poznałam doskonałych trenerów z Legii: słynnego Jana Marchewkę oraz wspomnianego trenera Wieczorka, z którym pracuję do teraz. Oni właśnie wciągnęli mnie w bieganie. Przez 6 lat łączyłam wioślarstwo z bieganiem. Następnie miałam przerwę około 7 lat, podczas której urodziłam dwójkę dzieci. Teraz od dwóch lat znów jestem na trasie.

Wyrosła pani ze sportu wyczynowego, zwyciężyła dużą imprezę biegową. Jednak mówi pani o sobie, że jest amatorką. Dlaczego?

Jestem amatorką, ale trenuję jak zawodowiec. Z tą różnicą, że nie mam czasu, żeby wyjechać na obozy przygotowawcze, nie mam też regeneracji, bo mam dwójkę dzieci i mam swoje obowiązki. Jestem też masażystką. Nie mogę też trzymać diety, bo brakuje mi czasu na przygotowanie posiłków. Ja jestem dobrą amatorką.

Jak więc osiągać tak dobre wyniki? Amator już nie kojarzy się z rekreacją czy z kimś udającym sportowca, tylko z półzawodowcem…

Trzeba mieć silną psychikę i dużo motywacji. Jak człowiek jest dobrze zmotywowany, to może góry przenosić.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce