Jakub Nowak: „Teraz już wiem co to maraton”

 

Jakub Nowak: „Teraz już wiem co to maraton”


Opublikowane w pon., 27/04/2015 - 12:51

2:14:09. Taki wynik w 3. ORLEN Warsaw Marathonie uzyskał Jakub Nowak (na zdjęciu). To fenomenalny wynik, bo zawodnik LŁKS Prefbetu Śniadowo Łomża dopiero debiutował na królewskim dystansie. To jedno z najlepszych otwarć w polskim maratonie, lepsze niż choćby u Henryka Szosta (2:15:57 w 2007 r.), Arkadiusza Gardzielewski ego (2:15:45 w 2010 r.) czy Yareda Shegumo (2:15:19 w 2014 r.).

Ze świeżo kreowanym Wicemistrzem Polski w maratonie rozmawiał Robert Zakrzewski.

W maratonie mogłeś zadebiutować już w ubiegłym roku, w Barcelonie. Wtedy jednak Twoje plany pokrzyżowała kontuzja. Rok czekania i treningów nie poszedł na marne. Były jakieś obawy?

Jakub Nowak: Bardzo się bałem tego startu. Z trenerem mieliśmy ambitne plany, żeby nawet zaatakować wynik na poziomie 2:12:00. Niestety w niedzielę nie było warunków do tak szybkiego biegania. Widać to po rezultatach czołówki. Te wyniki nie są jakieś bardzo mocne, a byli to zawodnicy z rekordami na poziomie 2:04:00- 2:06:00.

Co do mojego rezultatu – jestem w szoku. Pierwszą część dystansu biegłem z Emilem Dobrowolskim. Razem współpracowaliśmy. Niestety Emil na zbiegu przy ul. Gąsek się poślizgnął i wywrócił. Bardzo szkoda tej sytuacji, bo wiem że był przygotowany na dobre bieganie. Od połowy dystansu biegłem już sam. Tym bardziej jestem dumny z tego, co dokonałem.

Czym spowodowany był Twój strach przed maratonem?

Głównie tym, że w karierze pokonałem tylko cztery półmaratony. Nie jestem więc obiegany na długich dystansach. Nie wiedziałem czego się spodziewać po swoim organizmie. Przygotowania w USA były bardzo dobre. Gdy robiliśmy np. mierzoną trzydziestkę, biegało mi się rewelacyjnie. Kończyłem ją podobno szybciej od Henia Szosta (śmiech). Później jednak mówiono mi, że przesadzam z tempem.

Jako warszawiak bałem się też, że w drugiej części dystansu będzie wiało. Ostatni tydzień dmuchało niemiłosiernie. Na odcinku z Powsina do Wilanowa, gdzie biegnie się przy odkrytych polach. mogło się wszystko wydarzyć. Na szczęście pod tym względem pogoda była dla mnie i dla Nas łagodna.

Były kryzysy?

Od połowy dystansu biegłem sam, ale bardzo pomagał mi doping kibiców. Na punktach odżywczych radosnymi okrzykami wspierali mnie wolontariusze, którym bardzo dziękuję za super pracę. Około 30. kilometra dogoniłem naszego reprezentanta z ubiegłorocznych Mistrzostw Europy – Błażeja Brzezińskiego (PB 2:12:17) . Szło dobrze...

Nogi zaczęły mi drętwieć gdzieś po 36. kilometrze. Przyjęcie żelu energetycznego załatwiło problem. Gdy z samochodu organizatorów krzyknięto, że goni mnie zawodnik z Rosji, podkręciłem tempo. Miałem motywację, żeby przyspieszyć. Na którymś z zakrętów dostrzegłem rywala, ale już mnie nie dogonił.

Co więcej, na 39. kilometrze wyprzedziłem bardzo dobrego zawodnika - Artura Kozłowskiego (rekord życiowy 2:10:58 - red). Tak więc lepszego debiutu chyba nie mogłem sobie wymarzyć! Ustąpiłem miejsca tylko Heniowi Szostowi... Może na następnym ORLEN Warsaw Marathonie będzie inaczej (śmiech).

W skali szkolnej jak oceniłbyś swój bieg?

Zawodnicy i trenerzy, którzy widzieli jak finiszuje stwierdzili, że wyglądałem najlepiej ze wszystkich. Podobno nie wyglądałem na zmęczonego. Na razie moje nogi też nie dają wielkich oznak zmęczenia (rozmawialiśmy w niedzielę wieczorem – red.). Wiem, że stać mnie na szybkie bieganie. Wiem też co to jest maraton. Przed kolejnym pewnie będzie mniej stresu. Dałbym sobie więc mocną czwórkę, bo mogłem pobiec na poziomie 2:13:00. Tak myślę. Lekki niedosyt pozostaje, choć z drugiej strony - połowę dystansu biegłem sam. Gdybym miał z kim współpracować, to myślę, że sekundę na kilometrze można było jeszcze spokojnie urywać.

Wspomniałeś o nikłym doświadczeniu na długim dystansie. Dlaczego zdecydowałeś się na start w maratonie już teraz?

Moje wyniki na 5 i 10 km nie są rezultatami, które pozwalają mi jeździć na duże imprezy międzynarodowe pokroju Mistrzostw Europy, Świata czy Igrzysk Olimpijskich. Mój trener i kilka osób, z którymi często rozmawiam, widziały we mnie potencjał jeśli chodzi o maraton. Chyba ten debiut to potwierdza.

W perspektywie imprez międzynarodowych maraton to moja największa szansa na starty i sukcesy. Na 10 km ciężko jest znaleźć dobry, szybki bieg, gdzie będzie można zrobić rezultat dający kwalifikację olimpijską. Nie mówiąc o tym, że trzeba pobiec szybciej niż rekord Polski. Żeby pojechać na bieg dobrze obsadzony, trzeba mieć zaproszenie. A nie dostaje się go bez dobrych rezultatów i koło się zamyka.

Czy kwestie finansowe też brałeś pod uwagę?

W Polsce jest trudno o sponsorów. Na szczęście w pewnym stopniu wspiera mnie mój klub LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża, który stara się zapewnić jak najlepsze warunki do trenowania. Firma NIKE wspiera mnie w sprzęcie treningowym. Ale tak - jako takiego sponsora nie mam.

Każde zgrupowanie i obóz to są duże pieniądze (w sumie 8 tys. zł, za 2. miejsce w MP oraz najlepszy debiut maratoński – red.). Trzeba skąd mieć pieniądze na to. Teraz udało się zarobić jakieś pieniądze. Super sprawa - będzie na kolejne przygotowania. Kto wie, może teraz ktoś będzie chciał wspierać moją pracę? Zwłaszcza, że w perspektywie są Igrzyska Olimpijskie. Jest ryzyko, jest zabawa.

Jesienią trzeba próbować atakować minimum na maraton, które ogłosi PZLA. Dlatego każde pieniądze na przygotowania się przydadzą. Cieszę się, że udało się coś zarobić na maratonie, jednakże nie było to dla mnie priorytetem.

Jakie starty planujesz jeszcze w tym roku?

Z perspektywy czasu widzę, że najlepszą formę mam w styczniu. To akurat trafia na Bieg Chomiczówki. Bardzo lubię ten bieg. To jest jednak okres, gdy nie ma zbyt wielu maratonów, chyba że w Dubaju. Jeśli trafi się manager, który zorganizuje mi tam start, to ja chętnie pojadę i zrobię dobry wynik (śmiech).

A tak na serio, to za tydzień startuje w Łomży w Biegu Nadziei. Planuję też start w Mistrzostwach Polski na 10 000m, które odbędą się 16 maja w Wieliczce. W czerwcu w warszawskim Wilanowie sam organizuje bieg na który zapraszam (Bieg Wdzięczności – niebawem ruszą zapisy). Czekam teraz na trenera, który jest w Londynie z Iwoną Lewandowską. Przy okazji gratuluje jej bardzo dobrego wyniku. Po jego powrocie będziemy dalej planować.

Powodzenia!

Rozmawiał RZ

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce