Kobiety vs. biegi górskie – o bieganiu po górach z perspektywy płci pięknej

 

Kobiety vs. biegi górskie – o bieganiu po górach z perspektywy płci pięknej


Opublikowane w pt., 05/09/2014 - 21:21

Bieganie górskie w Polsce jeszcze niedawno ograniczało się do kilku imprez zarezerwowanych dla wąskiej grupy pasjonatów. Ze względu na wielki popyt na bieganie, również bieganie w górach staje się coraz bardziej popularne. Z roku na rok kalendarz imprez startów górskich na mapie Polski stale się powiększa. Im trudniejszy bieg, tym więcej osób chętnych do biegania i tym szybciej kończą się limity miejsc na listach.

Wśród zgłoszonych coraz częściej widać też płeć piękną. Nasze najlepsze biegaczki górskie osiągają rezultaty w ścisłych czołówkach biegów, nie tylko w Polsce. Magda Łączka, Magdalena Ostrowska-Dołęgowska, Ewa Majer... Osiągnięcia tych Pań zna chyba, każdy kto interesuję się tematyką biegów górskich. Oby sukcesów było coraz więcej!

Do jednej z najbardziej popularnych imprez w Naszym kraju proponujących starty w górach na długich dystansach należy... Nasz Krynicki Festiwal. Każdy z organizowanych w jego ramach startów, to niezwykłe emocje. Osobiście jednak najbardziej wyczekuję występów biegaczy na najdłuższych dystansach: 66km i 100km Biegu 7 Dolin.

Jedną z osób, której będę kibicować na starcie dzisiejszego biegu 7 Dolin, na krótszym z wspomnianych dystansów jest, również kobieta. Ewelina Matuła z Brzozy. Studentka 3 roku AWF w Poznaniu, której w przygotowaniach pod tegoroczne starty towarzyszył Marcin Świerc.

O tym jak zakochała się w bieganiu po górach i jak wyglądały jej przygotowania zdradziła Nam w rozmowie.

Zacznijmy może od pytania trochę nie związanego z tematem biegania. Jesteś studentką AWF, przez lata trenowałaś wioślarstwo. Jak to się stało, że zmieniłaś dyscyplinę?

Obecnie jestem studentką dwóch kierunków. Do Poznania przyszłam początkowo na studia chemiczne na Uniwersytecie im Adama Mickiewicza, zdrowie nie pozwoliło mi jednak ukończyć tych studiów. Tak trafiłam na Akademię Wychowania Fizycznego. Studiuję też psychologię na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Przygodę z wioślarstwem zaczęłam w 2005 roku. Ze zmianą miejsca zamieszkania wiązała się zmiana klubu wioślarskiego. Bydgoski Klub zmieniłam na KS Posnanie. Zmiana dyscypliny nastąpiła stopniowo, aczkolwiek nie była rewolucja.

Od 2011r. jak zaczęłam więcej startować w biegach. Wtedy też już wiedziałam, że jak skończę z wioślarstwem to zacznę trenować bieganie. Wszystko tak się potoczyło, że czas przyśpieszył te zmiany. W ubiegłym roku przytrafiła mi się kontuzja pleców, po której już nie wróciłam na poważnie do wioseł. Dociągnęłam sezon 2013 do końca. Na tyle na ile się dało po kontuzji przygotowałam się do Młodzieżowych Mistrzostw Polski, a także do Młodzieżowych Mistrzostw Europy, w których udało osiągnąć się nawet sukcesy, ale wiedziałam, że nie będę już w stanie trenować na łódce tyle co wcześniej. Miałam też zwyczajnie z tego coraz mniej radości.

Jak było więc z bieganiem. Nie od razu trafiłaś chyba w góry?

Biegać cokolwiek treningowo tak naprawdę zaczęłam już od podjęcia treningu wioślarskiego w 2005 roku. Wtedy też pierwszy raz pobiegałam nawet po górach na obozie zimowym. Bardzo to lubiłam i miło to wspominam. Myślę, że w trakcie obozu wyćwiczyłam sobie podstawy do techniki zbiegów... Wracając z treningów ścigaliśmy się do schroniska. Pierwsi mieli gwarancję ciepłej wody, ostatni już niekoniecznie...

Generalnie trening biegowy należał do moich ulubionych zimą, kiedy nie schodziliśmy na wodę. Zdarzało startować mi się w jakimś biegu na stadionie, czy przełajach ale wszystko tylko jako dodatek w ramach reprezentowania szkoły. Pierwszy start w biegu ulicznym pobiegałam w 2009 r. 10km w Biegu Sylwestrowym w Brzozie, mojej rodzinnej miejscowości, którego trasa przebiega obok mojego rodzinnego domu. Kolejny rok to głównie wiosła. Trochę więcej biegałam w 2011 r. Pierwszy półmaraton i maraton. I tak stopniowo coraz bardziej się wciągałam.

W 2012 wystartowałam nawet w półmaratonie górskim. Ale tak naprawdę w góry trafiłam we wrześniu ubiegłego roku i to trochę przypadkowo. Znajomy zaproponował mi start w Rzeźniku, więc pomyślałam, że wcześniej muszę wystartować coś w górach. Co prawda wspólny Rzeźnik nie wypalił, ale ja już w górach zostałam. Także jestem mu wdzięczna za ten pomysł.

W zeszłym roku startowałaś w dwóch biegach górskich, w obu uzyskałaś bardzo dobry rezultat: Beskidy Ultra Trail 85+, jako Twój debiut górski  na dystansie ultra i Beskidy Maraton, w którym byłaś najszybszą kobietą. Jak wspominasz te dwa starty?

Mimo wszystko mocniej wspominam start w Beskidy Ultra Trial. Zupełnie dwa różne biegi. Dwa nieporównywalne dystanse. Z BUT wiąże się więcej emocji. Zgubiłam trasę, straciłam dobra pozycję w czołówce. Na metę dotarłam po 17:32:41 walki na 30 pozycji w open mając w nogach ponad 100 kilometrów. Start był debiutem i sporo mnie nauczył. Podczas niego pierwszy raz miałam okazje biegać w górach nocą, pierwszy raz mierzyłam się z dystansem dłuższym niż maraton, wszystko było nowe. Dlatego takie ekscytujące.

A Maraton Beskidy? Co czułaś wbiegając na metę?

Tak. Udało się wygrać. Choć tak naprawdę startu wcale miało nie być. Decyzję o udziale podjęłam jakieś trzy tygodnie przed, po trzy tygodniowym odpoczynku po starcie w Beskidach. Na szczęście udało się do niego przygotować. Po raz pierwszy biegałam wtedy z planem treningowym. Emocje były ogromne, prowadziłam już od drugiego kilometra, co niosło. Fajnie było słyszeć na punktach trasy: „O. Pierwsza kobieta”. Gdzieś na 40 km nie widząc za sobą żadnej kobiety miałam już świadomość, że jeśli nic się nie przytrafi to uda się ten bieg wygrać. Na metę wbiegłam wzruszona, ogromnie szczęśliwa, ale początkowo chyba do końca fakt ten do mnie nie docierał.

Trening rozpisuje Ci Marcin Świerc, jeden z czołowych polskich biegaczy górskich. Jak poznałaś Marcina?

Marcin rozpisuje mi plany od października ubiegłego roku. Poznałam go za sprawą znajomego z poznańskiej grupy Night Runners, Piotrka Dobrowolskiego, który w zeszłym roku trenował na jednym z obozów organizowanych przez Marcina w Tatrach. Piotrek zwyczajnie opowiedział Marcinowi o mnie i mojej pasji. Bez mojej wiedzy zapytał Marcina czy nie zechciałby mi może trochę pomóc. Nasz pierwszy kontakt był telefoniczny. Potem dostałam pierwszy plan treningowy, z którym przygotowałam się właśnie pod wspomniany wyżej Beskidy Maraton. W Beskidach też po raz pierwszy spotkaliśmy się z Marcinem „na żywo”.

Zdradzisz nam jak wyglądają treningi pod jego okiem? Na czym polega jego pomoc?

Pod okiem Marcina trenuje się bardzo dobrze. Jego doświadczenie chroni mnie przed popełnianiem błędów, bo czasem ponosić chce młodzieńcza fantazja. Co tydzień dostaję rozpiskę treningów. Ja przesyłam raport z poprzedniego. Jeśli nie rozumiem do końca treningu, czy tez coś się dzieje w trakcie realizacji planu rozmawiam z Marcinem  i ustalamy co robić.

Marcin doradził mi również w jakich biegach mam wystartować w tym roku. Trenując dobrze jest mieć wsparcie kogoś z tak dużym doświadczeniem i wiedzą. Za wszystko Marcinowi bardzo dziękuję.

Jestem ciekawa jak wygląda trening rozpisany przez Marcina. Opowiesz Nam coś więcej o treningu? Częstotliwość, kilometraż, dieta?

Biegam niewiele. Zazwyczaj około 5 razy w tygodniu. Chyba, że akurat mam wolne od uczelni lub jestem w górach. Wtedy korzystam i biegam więcej. Ale nie jest to jakiś wielki kilometraż. Tygodniowy rekord to 124km. Normalny kilometraż w tygodniu to średnio 70-90km. Oprócz treningów biegowych staram się robić ćwiczenia na stabilizację, zimą pojawiam się na siłowni, czy też korzystam z ergometru wioślarskiego. Latem tego roku dodatkowo od czerwca do lipca 4-5 razy w tygodniu wiosłowałam, żeby przygotować się do młodzieżowych Mistrzostw Polski w wioślarstwie. Co do diety jakiejś specjalnej nie mam. Staram się po prostu jeść zdrowo. Nie jadam fast foodów, tłustych rzeczy, czy tez soli w dużych ilościach. Nie przepadam też za mięsem, jednak ze względu na problemy z żelazem staram się je czasem jeść. Mam jedną słabość: słodycze.

Lada moment startujesz w kolejnym z biegów górskich ultra. Bieg 7 Dolin na dystansie 66+. Planowałaś ten start dużo wcześniej. Dlaczego dystans 66+?

Ten start to jeden z trzech głównych z moich planów w tym roku. Wcześniej był Wysokogórski Bieg im. druha Marduły, na który niestety nie udało się tak przygotować jak było w planach. Po drodze 'przypałętała” się anemia i odpuściłam trochę w treningach. Potem był maraton w Lądku Zdrój, a teraz czas na Krynicę, przed którą miałam okazję ze względu na wakacje potrenować w górach. Biegałam sporo w Beskidzie Żywieckim i Śląskim.

W Krynicy biegnę na dystansie 66km, bo ciągnie mnie do dystansów ultra... Ale mimo fantazji posłuchałam się mądrzejszych od siebie m.in. Marcina, który powtarza, że na dłuższe dystanse przyjdzie jeszcze czas. Po pierwsze mam 22 lata co jak na biegi ultra jest wiekiem bardzo młodym, a poza tym mój staż biegowy jest mimo wszystko niewielki.

Jaki plan na dzisiejszy start?

O planie na start myślę już chyba z miesiąc. Wieczorami już od kilku dni wizualizuję sobie to jak pobiec poszczególne etapy. Cały czas powtarzam sobie, żeby zacząć z głową i nie podpalić się na starcie. Chciałabym też, żeby czas na mecie był... dobry. Będę zadowolona jeśli pobiegnę poniżej 7:30. No ale zobaczymy. Ostatnie tygodnie udało się naprawdę dobrze przetrenować. Jednak to dystans 66 kilometrów i na trasie może się zdarzyć wszystko… Co dla mnie istotne pierwszy raz wsparciem na trasie mają być moi rodzice i siostra, którzy postanowili, że tegoroczne wakacje spędzą właśnie w Krynicy. Tym sposobem już od niedzieli mam okazję gościć w Krynicy.

O biegu opowiadasz bardzo swobodnie. Zupełnie jakbyś nie czuła stresu. Koniecznie muszę zadać więc pytanie: Jak samopoczucie przed startem?

Czuję się bardzo dobrze. Nie mogę już doczekać się startu.

Trzymam zatem mocno kciuki i jak mówiłam będę śledzić na trasie! Dziękuję za rozmowę!

Katarzyna Melcer

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce