„Najważniejsze, że kochamy bieganie i się nie poddajemy”. Z Darkiem Laksą o charytatywnym bieganiu na siedmiu kontynentach. W niedzielę – Sapporo.

 

„Najważniejsze, że kochamy bieganie i się nie poddajemy”. Z Darkiem Laksą o charytatywnym bieganiu na siedmiu kontynentach. W niedzielę – Sapporo.


Opublikowane w czw., 28/08/2014 - 11:19
Nie kusiło Cię, żeby przerwać projekt, skoro nazbierało się tyle przeciwności? Masz rękę w gipsie, była wymówka...

Nie! Miałem kilka chwil zwątpienia, ale były one związane z sferą organizacyjną i finansową projektu. Poza tym… niemożliwe nie istnieje. Niektórzy mnie pytali, po co to jeszcze robię skoro kontuzja, złamana ręka, wyniki maratonów nie takie, jak sobie wymarzyłem… Otóż mam coś do udowodnienia - sobie. Nikomu nic nie muszę udowadniać, tylko sobie. Jeśli wkłada się w coś całą swoją energię, stawia się na piedestale, poświęca czas, wkłada serce, to nie wolno się poddawać. Trzeba walczyć o „swoje” mimo przeciwności które napotykamy, mimo zawodu, mimo braku sił. Nie wolno się poddać. Wtedy ma to swoją niepowtarzalną wartość, której nikt i nic nie zmieni.

Ponadto jest to projekt charytatywny. We wrześniu większa część szkół otrzyma to, po co biegam na kontynentach. Potrzeby szkół są wielkie, a skromność dyrekcji czasami mnie zadziwia. Jedna z dyrektorek poprosiła, by odmalować 2-3 sale w jej szkole. To są śmieszne pieniądze. Szkoła ta otrzyma tyle farby, by można było odmalować wszystkie sale w szkole oraz korytarze. Uczniowie innej bytomskiej podstawówki już od przyszłego tygodnia będą mieli codziennie lekcję wychowania fizycznego na miejskiej pływalni, a do tej pory mieli tylko zaadaptowaną na potrzeby lekcji aulę. Ale na opowiadanie o tym jeszcze przyjdzie czas….

Jak się czujesz przed kolejnym maratonem? Jakie masz nastawienie na ten start?

Szczerze to nie wiem czego się spodziewać. Od czterech dni jestem już w Japonii, ale nadal mam problem z aklimatyzacją, przede wszystkim jeśli chodzi o zmianę strefy czasowej. Do tego jest tu bardzo ciepło i wilgotno. Wyszedłem kilka razy pobiegać późnym wieczorem i nie należało to do przyjemności. Do tego dochodzi kilka innych aspektów, które nie pozwalają mi się skupić na samym maratonie. Jednak wierze, że będzie to bardziej udany start niż w Ameryce Południowej.

Czego mamy Ci zatem życzyć?

Teraz? Żebym mógł w nocy spać! A tak poważnie, to spokoju na starcie, żebym do 30 km dobiegł nie myśląc o czasie na mecie. Projekt trwa, przede mną najtrudniejsza jego część - maraton na Antarktydzie. To jest największe wyzwanie. We wrześniu czeka mnie jeszcze polowanie na kangury, czyli maraton w Australii.

Chciałbym też, żeby pomimo faktu, iż to projekt sportowo-charytatywny, ludzie dostrzegli w nim inne aspekty: zobaczyli, że nie warto się poddawać. Że jeśli naprawdę nam zależy, to jesteśmy w stanie wiele unieść, dać sobie drugą szanse, uczyć się cierpliwości. Jak ja teraz.

Podziwiamy! Powodzenia w Sapporo i do zobaczenia w Polsce.

Rozmawiała Katarzyna Marondel

Galeria: 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce