Paweł Jańczyk, rzecznik prasowy Korony Kielce: „Uwielbiam szurać”

 

Paweł Jańczyk, rzecznik prasowy Korony Kielce: „Uwielbiam szurać”


Opublikowane w pon., 30/12/2013 - 00:30

Cała Polska biega. Dla medali, rekordów i nagród, ale przede wszystkim dla zdrowia i własnej satysfakcji.

Paweł Jańczyk na co dzień jest rzecznikiem prasowym Korony Kielce i spikerem na meczach „złocisto-krwistych” piłkarzy.  Jego głos znają też uczestnicy imprez sportowych rozgrywanych na Stadionie Narodowym. Po godzinach biega i prowadzi biegowego bloga. W rozmowie z naszym reporterem tłumaczy swoje specyficzne podejście do dyscypliny. I nie tylko.

W Koronie Kielce sportem zajmuje się Pan od strony teoretycznej, informacyjnej. Skąd pomysł na przejście na „drugą stronę”?

Daaawno temu oczywiście jak wszyscy wtedy (większość) byłem mocno aktywny sportowo, grałem w koszykówkę, biegałem, bardzo dużo jeździłem na rowerze. Później studia, praca, dużo pracy i wyjścia raz w tygodniu „na piłkę do hali sportowej” nie wystarczały aby utrzymać sylwetkę i wagę, chociażby na „jako takim poziomie”. W listopadzie 2011 stanąłem na wadze i…brakło mi kilograma do setki. To był punkt zwrotny. Widziałem, że jak czegoś nie zacznę robić, to niedługo nie będę mógł zawiązać butów.

Nie jest tak do końca, że przeszedłem na drugą stronę. Pracuję na co dzień w profesjonalnym klubie, z profesjonalnymi sportowcami, a ja jestem amatorem w całym tego słowa znaczeniu. Nic u mnie z profesjonalisty.

No właśnie, w internecie pisze pan, że nie biega, tylko szura. Dlaczego? I na czym polega różnica?

Podczas Półmaratonu w Radomiu w okolicach 10-11 km mijałem biegnących z naprzeciwka BIEGACZY, którzy prowadzili w tym biegu. Ja byłem na półmetku, oni prawie kończyli. Ja szurałem, oni biegli. Taka różnica (śmiech).

A tak całkiem poważnie, nie mogę cały czas o sobie mówić, że biegam, czy że jestem biegaczem. Było by to bardzo niesprawiedliwe w stosunku do moich znajomych oraz tych nieznajomych, którzy „robią” magiczne dla mnie wyniki. Ja przebiegłem półmaraton w godzinę i 58 minut, 10 km w 51 minut… Jestem szuraczem, a nie biegaczem! Choć progres jest spory. W 12 miesięcy „życiówka” na 10 km metrów została poprawiona o 17 minut! Ale następnych 17 minut nie wróżę.

Za co lubi pan bieganie, czy jak pan mówi - szuranie? Mógł pan przecież przyłączyć się do treningów drużyn rezerw lub juniorów Korony. W części ogólnorozwojowej mógłby pan trenować z drugą drużyną, ćwiczyć z boku i też budować swoją formę. Lub po prostu wybrać basen albo siłownię...

Do juniorów już nie. Raczej do oldbojów (śmiech). Na to pytanie mógłbym odpowiadać chyba godzinami. Nie potrafię krótko napisać dlaczego polubiłem bieganie. Lubię trochę pobyć samemu, to raz. Uwielbiam muzykę, na którą nie mam czasu podczas całego dnia pracy – to dwa, uwielbiam być na powietrzu – to trzy, uwielbiam pokonywać własne słabości i zauważać progres – to cztery, uwielbiam wywoływać u ludzi zdziwienie – biegając w deszczu, w temperaturze 0 stopni, w krótkim rękawku - to pięć, a przede wszystkim UWIELBIAM ludzi, których poznałem dzięki bieganiu – to sześć, siedem i osiem. Mega pogodni i mega uczynni ludzie, wyjęci z tego świata w którym obracamy się wszyscy na co dzień. To wszystko plus kolejnych 245213 punktów powoduje to, że UWIELBIAM bieganie! tzn… szuranie!

Z tego co wiemy wiosną przyszłego roku chce pan pobiec pierwszy w życiu maraton. Jak się pan przygotowuje do startu?

W listopadzie 2011 po przeczytaniu wspomnień Tomasza Lisa z maratonu w Nowym Jorku tak sobie zamarzyłem gdzieś w tyle głowy, że… fajnie by było. Tak szybko jak zamarzyłem, tak szybko „odmarzyłem” po pokonaniu niecałych 2 km prawie umarłem. Dwa lata szurania jednak za mną i to moje marzenie jest coraz bliżej. Dostałem możliwość wykorzystania zaproszenia do… Wiednia na tamtejszy Vienna City Marathon. Zastanawiałem się jakieś 4 minuty. Mam nadzieję, że prezent od Rafała Słonia (dziękuje) będzie wykorzystany w 100%. Od startu do mety.

Postawiłem na regularność i systematyczność, to przede wszystkim. Nie ma obijania się, odkładania i przekładania treningów. Poczytałem, popytałem, pooglądałem i jeszcze raz poczytałem, uznałem ostatecznie, że spróbuje planu z Endomondo, trochę go „doprawiając” po swojemu. Przede wszystkim dorzucam troszkę km, bo Endomondo bardzo mnie w tym temacie ogranicza, ale może dba o moje zdrowie. Bo po „troszkę” dłuższych wybieganiach niż w planie (np. zamiast 5,6 km ostatnio wyszło przypadkiem 23,4km) czuję troszkę wszystko w kolanach przede wszystkim oraz w moich stawach skokowych.

Korzysta pan z pomocy klubowych trenerów, lekarzy?

Ze względu na miejsce pracy, mam możliwość uzyskania pomocy od fachowców i nie ukrywam, że czasami z tego korzystam, choć nie przepadam, bo cały czas karzą mi golić nogi i oklejają dziwnymi plastrami. Ale mówiąc serio, pomagają masażem, rozluźnianiem mięśni, „pstrykają” prądem itd. itd. Moje treningi są standardowe, 4 razy w tygodniu – wtorek, czwartek, sobota i niedziela. W weekend dłuższe wybiegania (Endomondo z uporem maniaka rozpisuje je w soboty, ja przekładam na niedzielę), w tygodniu szybsze akcenty, interwały, przebieżki. Raz w miesiącu test Coopera (po nim zmienia się plan).

Gdzie pan trenuje?

Mam to szczęście, że mieszkam w Kielcach – czyli w było nie było górach. Dodatkowo na osiedlu o sympatycznej nazwie – Słoneczne Wzgórze, co jak sama nazwa wskazuje, jest na górze. Bardzo dużej górze, dlatego też zawsze na koniec treningu mam spory podbieg.

Często podróżuje pan między Warszawą, gdzie jest „głosem Stadionu Narodowego”, a Kielcami gdzie jest spikerem i rzecznikiem prasowym Korony. Do tego szkolenia, wyjazdy na mecze, itd. Czy w podróże zabiera pan z sobą sprzęt sportowy, by nawet w trakcie wyjazdu „poszurać”?

Wszędzie gdzie jadę i gdzie wiem, że będę musiał nocować zabieram ciuchy i buty biegowe. Uwielbiam takie wycieczki po nieznanych miastach. Wtedy jest to super spokojne szuranie, zwiedzanie. Cudownie. Często łapię się też na tym, że szukam hoteli pod kątem tego – co jest dookoła? I gdzie by można pobiec z hotelu? Czyli wiadomo, że jak np. Gdynia – to bliżej wody niż Torunia.

Pana bieganiu towarzyszy także blog oraz organizacja imprez w Kielcach. Nie wystarczyła panu rola biegacza?

Blog z założenia miał mnie mobilizować. Sądziłem, że jak komuś napiszę o tym, że mam taki i taki plan, to ciężko mi się będzie przyznać później publicznie, że „dałem ciała”. Dodatkowo, całe swoje dotychczasowe życie pracowałem w mediach i ogólnie lubię mówić, pisać o tym co mnie kręci, co robię itd. Jeśli chodzi o organizację imprez biegowych w Kielcach, to miałem przyjemność poznać super ludzi, którzy w Kielcach próbują coś zrobić aby zamazać białą biegową plamę w stolicy Gór Świętokrzyskich. Po prostu im pomagam tak jak potrafię i służę radą oraz moimi umiejętnościami. Jeśli się do czegoś przydadzą – to super. Póki co chyba się przydają. Bardzo mnie to cieszy, że mogę to robić!

Czego życzyć Panu w przyszłym roku?

Jeśli chodzi o sprawy biegowe/szuraniowe, to ukończenia „Wiednia”. Jeszcze w to nie wierzę, ale mam nadzieję i zrobię wszystko, że tak będzie. Chciałbym jeszcze aby doba miała dużo więcej niż 24 godziny! Wtedy można by było robić dużo więcej fajnych rzeczy. No i biegać więcej.

Powodzenia zatem. I wytrwałości!

Rozmawiał Robert Zakrzewski

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce