Piotr Pietroń: „Orientacja wychodzi z lasu – metaforycznie i bezpośrednio”

 

Piotr Pietroń: „Orientacja wychodzi z lasu – metaforycznie i bezpośrednio”


Opublikowane w wt., 22/04/2014 - 13:23

Z organizatorem Kraków City Race – pierwszego w Polsce miejskiego biegu na orientację na dystansie klasycznym oraz wielu innych imprez dla orientalistów, byłym zawodnikiem Patrii Młynne, wielokrotnym uczestnikiem Mistrzostw Polski w BnO, kartografem w wydawnictwie Compass oraz właścicielem firmy Lima Maps o popularyzacji dyscypliny w Polsce. Rozmawiał Andrzej Brandt. 

„Ludzie z krzaków”, ewentualnie „ludzie lasu” – tak mówi się, jeżeli w ogóle, o zawodnikach orientacji sportowej. Tymczasem od kilku lat coraz częściej pojawiają się masowe imprezy na orientację w miastach. Skąd wynika ten trend?

Przyczyna jest prosta. Tradycyjna orientacja sportowa to dyscyplina niszowa. Na tyle niszowa, że jest stosunkowo mało medialna. A dzisiaj to, co nie jest medialne, nie ma prawa bytu. Stąd próby wyjścia do masowego odbiorcy poprzez organizowanie imprez na osiedlach czy w centrach miast. Takim imprezom znacznie łatwiej przyciągnąć atencję mediów i sponsorów, bo ich odbiór wychodzi daleko poza samych zawodników. W pierwotnym zamiarze imprez miejskich chodziło więc o popularyzację dyscypliny oraz przyciągnięcie uwagi mediów.

Mówisz, że orientacja to sport niszowy. Ile osób uprawia w Polsce orientację sportową?

Oficjalne statystyki mówią o ok. 1100-1200 zawodników i zawodniczek, ale najbardziej precyzyjnym wyznacznikiem jest frekwencja na zawodach. Najmocniej obstawiona trzydniówka w zeszłym roku liczyła ok. 600 osób. Podobnie Klubowe Mistrzostwa Polski we Wrocławiu, które dzięki atrakcyjnym trasom we Wrocławiu (Stadion Miejski) oraz Lubiążu i profesjonalnej organizacji, również przyciągnęły prawie 600 osób. To frekwencja na najważniejszych imprezach pokazuje, ile osób rzeczywiście uprawia orientację sportową.

Inna sprawa, że dopiero od kilku lat tradycyjnie pojmowana orientacja wychodzi z lasu – metaforycznie i bezpośrednio. Sprint, czyli jedyny rodzaj biegu na orientację rozgrywany poza lasem, jest bardzo młodą dyscypliną – liczy nie więcej niż kilkanaście lat. Jeszcze dziesięć lat temu na Mistrzostwach Świata (World Orieentering Championships) dystans sprinterski prowadzony był w terenie mieszanym – trochę po mieście, a trochę w leśnych przyległościach. To dzisiaj jest już nie do pomyślenia, co znajduje wyraz w decyzjach IOF, który coraz mocniej przestawia akcenty na widowiskowe i medialne ściganie w miastach.

Orientacja musi adaptować się do nowej rzeczywistości, co nie zawsze spotyka się z optymistycznym odzewem – mój dobry kolega, wieloletni zawodowy orientalista, bardzo niepochlebnie i ostro wypowiada się o imprezach miejskich, twierdząc, że to wypaczenie idei orientacji sportowej. Takich głosów nie brakuje.

Las rywalizuje z miastem?

W moim odczuciu nie, ale ze strony zawodowych orientalistów nie brakuje głosów, że imprezy typu Warszawa Nocą czy Kraków City Race: Rozgrzewka nie pokazują prawdziwego oblicza orientacji. Tymczasem jestem pewien i organizatorzy cyklów miejskich imprez w całej Polsce z pewnością się ze mną zgodzą – na zawody do lasu nigdy nie przyjechałoby 120 czy nawet 200 zupełnych amatorów, ludzi nie związanych z orientacją sportową, a po prostu „truchtaczy” zainteresowanych urozmaiceniem swojego treningu i zrobieniem czegoś ciekawego. Tymczasem na zawodach w Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Warszawie czy Wrocławiu wykształca się specyficzna społeczność – biegaczy amatorów powiązanych z orientacją, ale w wymiarze rekreacyjnym, a nie sportowym. To wartość dodana dla orientacji. 

Jak wygląda więc tradycyjna, uśredniona impreza środowisk związanych z orientacją sportową?     

To rzeczywiście zazwyczaj hermetyczne zawody, dedykowane klubom i zawodnikom z licencją. Owszem – na większości z nich może zgłosić się każdy, ale brak szerszej i efektywnej promocji imprez w mediach powoduje, że nikt, poza klubami zrzeszonymi w Polskim Związku Orientacji Sportowej, o nich nie wie. Jedynie sporadycznie leśne zawody trafiają do kalendarzy biegowych.

Zresztą, co tu dużo mówić – spytajmy nie-biegacza, czy wie, co to jest ta orientacja sportowa. Jest szansa, że będzie wiedział, ale w masowym rozpoznaniu świadomość istnienia naszej dyscypliny dopiero się rodzi. Zapytajmy zaś biegacza asfaltowego, który lata kilka razy w tygodniu „dyszki” na bulwarach wiślanych – on raczej będzie wiedział, ale zaproszony na imprezę będzie oponował, bo te zawody jawią się jako nieatrakcyjne i trudne. Tu jest miejsce na zawody w mieście, które mogą stanowić dla wielu pierwszy krok w stronę tej leśnej formy orientacji.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce