Renata Kałuża: „Nowe życie, nowa Ja”
Opublikowane w wt., 13/01/2015 - 12:02
Renata Kałuża jest wyjątkową zawodniczką. Zanim została kolarką ręczną i zdobyła m.in. mistrzostwo świata, zajmowała się wspinaczką, była przewodnikiem górskim i niezwykle aktywną osobą. W 2007 r. podczas wspinaczki uległa wypadkowi i złamała kręgosłup. Nie złamało to jednak jej twardego charakteru i nie pozbawiło radości życia.
W miniony weekend podczas Gali Mistrzów Sportu Renata Kałuża odebrała statuetkę Najlepszego Niepełnosprawnego Sportowca Roku. Nam opowiedziała o swoich planach i zaraziła nas swoim optymizmem.
Tytuł Najlepszego Niepełnosprawnego Sportowca Roku to idealne podsumowanie wyjątkowo udanego zarówno dla polskich kolarzy ręcznych sezonu, jak i dla pani. Czy na początku sezonu spodziewała się pani takich wyników, a zwłaszcza złotego medalu mistrzostw świata?
W sporcie nigdy nic nie wiadomo, ale z poprzednich mistrzostw świata wróciłam z dwoma srebrnymi krążkami, więc w końcu uwierzyłam, że mogę powalczyć o zwycięstwo. Cały rok bardzo ciężko pracowałam. Po zrobieniu testów wydolnościowych trener Jakub Pieniążek powiedział mi, że jeszcze tego nie wiem, ale „wykończę” konkurencję (śmiech). Oczywiście śmiałam się z tego i nie do końca wierzyłam, a jednak trener miał rację. Wyścig w Greenville był bardzo ciężki, odbywał się w warunkach, na które mój organizm niezbyt dobrze reaguje - wysoka temperatura przy bardzo dużej wilgotności, ale walczyłam do końca i udało się!
Jakie znaczenie ma pani ten tytuł? Czy coś się dzięki niemu zmieni? Czy np. rozmowy ze sponsorami staną się łatwiejsze?
To jest ogromne wyróżnienie dla każdego sportowca. Cieszę się, że zostałam doceniona, aczkolwiek jest wielu sportowców z niepełnosprawnością, którzy zasługują na ten tytuł. Myślę, że niewiele się zmieni. Sponsorzy raczej nie są zainteresowani współpracą z niepełnosprawnymi, gdyż jesteśmy niezauważalni przez media. Próbuję co roku i nawet złoty medal to za mało. Szkoda.
Czy pamięta pani jeszcze swoje pierwsze zawody? Jak się zakończyły? Co okazało się największym wyzwaniem?
Pamiętam doskonale pierwszy start. To był Półmaraton Poznański w 2009 roku. Strasznie się stresowałam, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie było tak źle (śmiech). Zajęłam drugie miejsce, chociaż kosztowało mnie to naprawdę dużo. Najbardziej zaskoczył mnie start. Oglądając wyścigi kolarskie wiedziałam, że peleton startuje bardzo spokojnie, a tutaj na odwrót. To było szaleństwo, zanim się zorientowałam wszyscy już mi uciekli, dlatego cały półmaraton goniłam, kogo mogłam. Koleżanka złapała gumę w przednim kole, dlatego wskoczyłam na drugą pozycję.