Rozbiegane małżeństwo Ilona i Sebastian Polakowie o sobie. „Widywaliśmy się tylko z daleka”
Opublikowane w pt., 20/06/2014 - 10:15
Wśród amatorów są jednym z najbardziej utytułowanych biegowych małżeństw w Polsce. W minioną środę zwyciężyli cykl Grand Prix Żoliborza (wśród kobiet i mężczyzn), wcześniej wygrywali klasyfikację generalną Grand Prix Warszawy (Ilona w 2010 roku, a Sebastian 2012). Zajmowali też czołowe miejsca wielu prestiżowych imprez w stolicy.
Co ciekawe, oboje reprezentują dwa różne kluby. Dlaczego? Jak zaczęła się ich wspólna przygoda z bieganiem? Jak wygląda ich wspólne, biegowe życie? O tym już w rozmowie Roberta Zakrzewskiego.
Często razem walczycie o czołowe miejsca. Czy będąc na trasie myślicie o tym jak idzie drugiej połowie?
Ilona Polak: Myślę o tym jak radzi sobie Sebastian, ale zawsze jestem pewna, że jest czołówce. Podczas np. środowego biegu na Kępie Potockiej podpowiedziano mi na trasie, że mąż prowadzi, a to mnie podbudowało i zmobilizowało do walki o swoje zwycięstwo. Nie mogłam być przecież gorsza (śmiech).
Sebastian Polak: Czasami widujemy się w zakrętach. Na Kępie Potockiej też tak było, zbiegając z mostku zauważyłem, że Ilonka jest nie daleko za mną. Dodatkowo organizator, który był pilotem, dostał informację na trzecim okrążeniu, że żona prowadzi i mi o tym powiedział. To na pewno mobilizuje.
Ilona, startując jeszcze pod panieńskim nazwiskiem w 2009 roku, zwyciężyłaś Bieg Powstania Warszawskiego na dystansie 10 km. Biegnący na 5 km Sebastian był wtedy czwarty. Jak oceniasz tamten sukces? Najważniejszy w karierze?
Ilona: Nie patrzę na zawody, w których wygrałam, tylko na uzyskane czasy. W Biegu Powstania Warszawskiego uzyskałam wynik 38:49, a mój rekord to 38:30 z biegu na Kabatach. Jest to więc jeden z trzech moich najlepszych biegów.
Z tego co wiem, historia waszego związku też ma trochę wspólnego z Triadą Biegową...
Ilona: Poznaliśmy się na Biegu Niepodległości. To była jeszcze stara trasa w kierunku Wilanowa. Sebastian biegł, a ja robiłam zdjęcia.
Sebastian: Oczywiście znaliśmy się z widzenia też wcześniej, zwłaszcza z Grand Prix Warszawy rozgrywanego na Kabatach. Ponieważ startujemy i starowaliśmy w innych drużynach, to widywaliśmy się tylko z daleka. Podczas Biegu Niepodległości, ok. 9-10 kilometra zobaczyłem, że Ilona robi mi zdjęcie. Nie zatrzymywałem się tylko pomachałem jej. Później wszystko potoczyło się w dobrym kierunku (śmiech).
Nie tylko uprawiacie razem sport, ale w ogóle wasza rodzina dba o zdrowy tryb życia. Ty pierwsza w tym związku nie jadłaś mięsa Ilono. Dlaczego Twoją dietę zaczął stosować Sebastian?
Ilona: Myślę, że to wszystko wyszło naturalnie. Nie namawiałam Sebastiana do rezygnacji z mięsa. Kiedy zaczęliśmy mieszkać razem, po prostu kupowałam wędlinę do domu. Aż w pewnym momencie Sebastian powiedział mi, że już jej nie chce. Było to mi bardzo na rękę (śmiech). Czasami tylko, gdy jesteśmy u kogoś w gościach, czy przy okazji świąt, Sebastian odstępuje od swojego postanowienia.
Sebastian: To musi być mięso z pewnego źródła. Nie kupuję wędliny w sklepach. Mięso jest ciężkostrawne, dłużej się spala i odkłada się w organizmie. Nawet psychicznie ciężej się czuje, gdy jem mięso. Jeśli już to wybieram ryby.
Ilona: Ja już 18 lat nie jem mięsa i wyniki badań mam dobre. Czytałam też ostatnio książkę Scotta Jurka, który był weganinem i ultramaratończykiem. To jest przykład, że można biegać bez jedzenia mięsa.
Sebastian: Na trzy godziny przed ostatnim startem w ramach Grand Prix Żoliborza zjedliśmy kaszę gryczaną z warzywami. Do tego krótki sen. Był to był dobry zastrzyk energii, po którym nam się dobrze biegło.