„Rzym obudził w nas biegowe zwierzęta”. Ewa i Magda o swoich startach

 

„Rzym obudził w nas biegowe zwierzęta”. Ewa i Magda o swoich startach


Opublikowane w wt., 08/04/2014 - 13:10

Ewa Papla i Magdalena Adamiec przebiegły maraton w Rzymie. Teraz, kiedy emocje po wielkiej wyprawie opadły, opowiadają nam o swoim wyjeździe i wspólnej biegowej pasji. 

Ewę poznaliśmy jeszcze przed wyjazdem do Rzymu. Magda, czym się  zajmujesz na co dzień? W jaki sposób zaczęłaś biegać?

Magda: Na co dzień zajmuję się przywracaniem ludziom zdrowego uśmiechu. Pracuję jako stomatolog oraz, podobnie jak Ewa, jestem instruktorką fitness. Znamy się już od dawna właśnie z sali fitness. Początek mojej przygody z bieganiem zawdzięczam Ewie. Rok temu, 24 marca 2013 ukończyłyśmy wspólnie Półmaraton Warszawski i od tego czasu mamy za sobą kilka wspólnych startów.

A jak to się stało, że na kolejny wspólny start wybrałyście właśnie Rzym?

Magda: Pamiętam, jak pierwszy raz przyjechałam do Wiecznego Miasta. Wdychając powietrze przesiąknięte historią, podziwiając zabytki spotykane na prawie każdym kroku, wiedziałam, że jest to moja pierwsza, ale na pewno nie ostatnia wizyta w stolicy Włoch. Gdyby jednak ktoś powiedział mi parę lat temu, że wrócę, aby przebiec maraton, pewnie wyśmiałabym go i odpowiedziała, że nie dam rady przebiec 10 kilometrów, a co dopiero takiego dystansu…

Wracając jednak do pytania, pomysł, aby właśnie tam pobiec maraton, powstał spontanicznie. Ewa wracając pociągiem ze swojego pierwszego maratonu w Warszawie, zadzwoniła do mnie i, nieświadoma chyba do końca składanej propozycji, oznajmiła: „Magda, kolejny maraton biegniesz ze mną, to jest coś niesamowitego!”. Decyzja o królewskim dystansie należała więc do Ewy, ja natomiast mogłam wybrać miejsce. Sprawdziłam maratony w europejskich miastach i bez chwili zastanowienia wybrałam Rzym. Włochy to ulubione miejsce naszej trójki.

Ewa: Tak, trójki, gdyż do grupy wielbicieli Italii należy również nasza przyjaciółka Zuzanna Bogacz, która dopinguje nas jak nikt inny.

Ewa, który raz pokonałaś maratoński dystans?

Ewa: Po raz drugi, dla Magdy był to debiut. Miałam napięty grafik czasowy (śmiech), to znaczy walczyłam o życiówkę i się udało! 03:41:34. Magda za to rozkoszowała się trasą, udzieliła wywiadu rodzicom kibicującym na trasie i przy okazji zwiedzała swoje ulubione miasto. "Zaliczyć" tyle atrakcji w 4h 50minut i 10 sekund też jest nie lada sztuką!

Prawda. Od jak dawna biegacie?

Magda: Moja przygoda z bieganiem rozpoczęła się, kiedy podjęłam wyzwanie przebiegnięcia 10 kilometrów na trasie Biegnij Warszawo w 2012. Mówiąc szczerze, mój związek z bieganiem nie należy do najłatwiejszych. Podobnie jak w życiu, „sprzeczamy” się nieraz.  Kiedy zdecydowałam się wziąć udział w pierwszym biegu, zaczęłam trenować. Na bieżni, bo tam czułam się najlepiej. Teraz, po półtora roku, biegam praktycznie tylko na świeżym powietrzu i, co ważniejsze, nie jest to już tylko obowiązek, ale i przyjemność.

Ewa: „Truchtaczem” jestem już długo. Na początku bieganie traktowałam wyłącznie jako pomocniczy środek treningowy potrzebny mi do uprawiania akrobatyki sportowej. Potem przewinęło się na studiach. Pasja pojawiła się stosunkowo późno, bo w 2012 roku po pierwszym półmaratonie Silesia, który przebiegłam w wyniku zakładu. Na mecie obiecałam sobie „w przyszłym roku będzie lepiej” i słowa dotrzymałam. W ten sposób, nawet nie wiem kiedy, bieganie na stałe zagościło w moim planie dnia. Z truchtacza, powoli stałam się biegaczem- maratończykiem. Jak to dumnie brzmi! (śmiech)

Jak trenujecie na co dzień?

Magda: Odpowiedź jest bardzo prosta- pochłaniamy kilometr za kilometrem!

Leciałyście do Rzymu z konkretnymi oczekiwaniami? Udało się je spełnić?

Ewa: Na co dzień biegam dla przyjemności - od święta dla wyniku…

Magda: Do wiecznego miasta pojechałyśmy nie tylko po życiówki, ale też zwiedzić najwspanialsze miejsca stolicy Włoch oraz „ładować węgle” w najlepszych trattoriach (śmiech). To, co się działo, przerosło nasze oczekiwania. Tydzień był pełen wrażeń i zakończył się łzami szczęścia po przekroczeniu mety.

O właśnie, jak się biega w tak niezwykłym miejscu, w Wiecznym Mieście?

Ewa: Tu nasza relacja rożni się znacznie. Dla mnie trasa była niezwykle wymagająca. Niełatwe podbiegi, kostka brukowa i pogoda, która nie rozpieszczała, sprawiły dużą trudność w utrzymaniu tempa i zmaganiu się z narastającym zmęczeniem. Szczerze mówiąc, trasy od 30 km do końca nie pamiętam, dopadła mnie ściana. Jednak im trudniej, tym większa satysfakcja na mecie. Łzy szczęścia i bólu nie opuszczały mnie przez długi czas.

Magda (ze śmiechem): Chyba biegłyśmy inny maraton. Ja postanowiłam, że najważniejsze jest aby ukończyć bieg. Były momenty, kiedy miałam dość, szczególnie przed 40. Kilometrem, jak zobaczyłam podbieg, który czeka mnie w tunelu. Powtarzałam sobie, że biega się głową, a gdy nogi już odmawiają posłuszeństwa, nie można się zatrzymywać, tylko krok za krokiem biec dalej. Oczywiście trzeba słuchać swojego organizmu, gdyż bywają sytuacje, że gra nie jest warta przysłowiowej świeczki. Jednak w Rzymie nie spotkałam się z żadną ścianą. Nawet, gdyby taka była, to nie miałabym innego wyjścia niż ją „przeskoczyć” i biec do mety. A gdy się przekroczy linię mety, emocje  są niesamowite. Euforia. Łzy szczęścia… A po chwili, kiedy każdy krok marszu sprawia ból, zdarzają się i łzy wywołane bólem.

Który moment wyjazdu zapadł Wam najmocniej w pamięci?

Magda: Cały wyjazd był tak niesamowity, że trudno wyróżnić którykolwiek z przeżytych momentów. Można by powiedzieć „La dolce vita a Roma” tyle, że z bólem nóg w niedzielne popołudnie.

Ewa: Tylko w niedzielne popołudnie? Ja czuję moje nogi do dziś!

Macie kolejne wspólne biegowe plany?

Ewa: Planów jest wiele, gdyż Rzym obudził w nas biegowe zwierzęta (śmiech). Kolejny start na dystansie maratonu planujemy jesienią, co do miejsca - dyskusje dalej trwają. Tymczasem najbliższy start to Orlen Warsaw Marathon. Biegniemy jednak tylko „dyszkę” i będziemy dopingować naszych znajomych którzy z dystansem 42 k i 195m zmierzą się po raz pierwszy.

Życzymy powodzenia w tych i następnych startach. Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiała Katarzyna Marondel

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce