Debiut w Krynicy: Na finiszu "kilka centymetrów nad ziemią”

 

Debiut w Krynicy: Na finiszu "kilka centymetrów nad ziemią”


Opublikowane w czw., 26/09/2019 - 10:39

– Już słychać gwar kibiców, ale jeszcze nic nie widać i nagle wybiega się w środku miasta. Jestem pewna, że nawet biegacze z dystansu 117 km zasuwają wtedy do mety – uważa Marta Nagrodzka-Gonciarz, która w Krynicy pobiegła pierwszy raz.

Wybrała transgraniczny Bieg 7 Dolin na 35 km. I był to najdłuższy dystans, jaki pokonała w zawodach. Przebiegła go w nieco ponad 6,5 godziny. Specjalnie dla nas opowiedziała o swoich wrażeniach z Krynicy.

– Biegam od pięciu lat, traktuję to jako zabawę, sport, który pozwala oderwać mi się od codzienności. Przez ten czas przedeptałam już trochę kilometrów zarówno dróg asfaltowych, jak i leśnych.

Przyszedł czas na Krynicę – największy festiwal biegowy w Polsce – w każdym momencie swojej przygody biegowej biegacz znajdzie tu dystans dla siebie. Wyjazd był mocno spontaniczny. Namówili mnie znajomi z łódzkiej grupy biegowej Retkinia Run. Dystans 35 km wydawał się osiągalny dla biegaczy zaczynających przygodę z biegami górskimi. W moim przypadku poprzedzał go czerwcowy start w Karpaczu: 3x Śnieżka – 1x Mont Blanc. A do tego złapałam bakcyla biegowych wyzwań.

Do Krynicy wyjechaliśmy dzień wcześniej, by poczuć atmosferę miasteczka biegowego, pokibicować podczas biegów piątkowych. Odebraliśmy pakiety, chwila lansu na ściance, by mieć pamiątkowe zdjęcia i lekki stres gdzieś z tyłu głowy. Jak to jutro będzie?

Początek dystansu 35 km był w Mniszku nad Popradem – wyjazd o godz. 8 z Krynicy, trochę oczekiwania przed startem pozwoliło na rozgrzewkę i omawianie założeń z przyjaciółmi. Pogoda wyjątkowo dopisała – było komfortowo i słonecznie – może nawet trochę zbyt ciepło, bo ekwipunek plecaka biegowego plus dobiegnięcie na trasę ultramaratonu dało się odczuć już na początku.

Pierwsze podejście , pierwsze zmęczenie, zmieszaliśmy się z biegaczami dystansów 117, 100 i 64 km. W dosyć zwartej grupie po fascynującym zbiegu dobiegliśmy do punktu żywieniowego, gdzie uzupełniliśmy płyny, złapaliśmy oddech i ruszyliśmy w dalszą drogę. Moja grupa trochę się rozsypała i podejście pod Wierchomlę pokonałam sama. Szczerze mówiąc wykończyło mnie okrutnie – otwarte podejście w pełnym słońcu. Na tym odcinku spotkałam kolegę z grupy i kolejne kilometry pokonaliśmy wspólnie. Dzięki Paweł za towarzystwo i kabanosy.

Środkowy odcinek truchtaliśmy z głową, świadomość kolejnych kilkunastu kilometrów i kolejne podejście powodowało konieczność zachowanie sił na finisz. Tak dotarliśmy do schroniska Bacówka pod Wierchomlą. To był ostatni przystanek przed metą, bardzo łagodne podejście i wkrótce perspektywa ostatnich 10 km, w tym zbiegu leśnymi ścieżkami, dodawała energii. Najprzyjemniejszy ostatni fragment w popołudniowym słońcu, czasem lekki zbieg, czasem stromy pełen korzeni pokonywanych z dużą prędkością, czasem przyjemnie falujący - mam z tego odcinka najprzyjemniejsze wspomnienia. Tam wśród tych leśnych ścieżek zostawia się zmęczenie minionego dystansu, nabiera nowej energii.

Finisz z kolegą z grupy – Szymon, dziękuję, że na mnie czekałeś – po mega stromym odcinku, jest taki, że człowiek unosi się parę centymetrów nad ziemią. Wtedy już słychać gwar kibiców, ale jeszcze nic nie widać i nagle wybiega się w środku miasta. Jest meta i można docisnąć na maksa. Jestem pewna, że nawet biegacze z najdłuższego dystansu 117 km zasuwają do mety.

Gdy już ochłonęliśmy i poznajdowaliśmy się za linią mety, popatrzyłam na innych, którzy pokonali dłuższe dystanse i wielki pokłon w ich stronę. Już wiem, że wymaga to ogromnej determinacji w przygotowaniach, by czerpać radość z długich i wymagających tras, gdy wkrada się zmęczenie.

Organizacyjnie i logistycznie oceniam Festiwal bardzo wysoko – ogarnąć tyle biegów w trzy dni, starty i finisze, transporty ludzi i worków na „przepaki”, zapewnić wolontariuszy na trasie i odpowiednią ilość płynów i wyżywienia – to trzeba umieć i organizatorzy się spisali.

Czy wrócę? Jeszcze nie wiem. Ale jeśli ktoś zapyta czy warto przyjechać do Krynicy – odpowiem: „Warto!”.

Wysłuchał AK


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce