Spełnione marzenie w Krynicy. „Zaspokoiłem głód pokonania 64 km”

  • Festiwal biegowy

Michał Michalski zrealizował marzenia i został ultramaratończykiem. W 10. TAURON Festiwalu Biegowym w Krynicy przebiegł Bieg 7 Dolin na 64 km. – Kiedy dobiegłem do pierwszego punktu odżywczego była góralska kapela, sztab uśmiechniętych i dopingujących wolontariuszy, którzy pomagali uzupełniać wodę, to był właśnie ten klimat z moich marzeń – ultramaratończycy, prawdziwa górska sceneria, biegowy plecak i ten nieopisany dreszczyk emocji, który nie opuszczał mnie nawet na moment – opowiada.

Biegacz z Krakowa na mecie był 85 z czasem 8:32:09. Jak przyznaje o biegach dłuższych niż maraton, myślał od dawna.

– Kiedy zaczynałem biegać, niemal od razu wbiło mi się w głowie słowo „ultra”. Zawsze z podziwem patrzyłem na ultramaratończyków, często też wyobrażałem siebie biegnącego w górskich sceneriach, z plecakiem, z wielogodzinnym zmęczeniem, z tym dreszczykiem, który ciężko wytłumaczyć. Wiedziałem, że kiedyś to zrobię – przyznaje. – Z bieganiem w moim przypadku jest jak z chodzeniem po górach. Z zadartą głową szukam szczytów i chcę wejść jak najwyżej. Nie inaczej było na początku: pierwsza połówka, pierwsze 42 kilometry i zaszyte w głowie „ultra” zaczęło stawać się moim kolejnym celem.

Pierwszy raz w Krynicy był dwa lata temu. Wtedy zdecydował się na Bieg 7 Dolin na 34 km. I jak przyznaje był to dobry wybór.

– Była to dla mnie namiastka prawdziwego górskiego biegu i szczerze powiedziawszy te „tylko” 34 kilometry mocno sprowadziły mnie do parteru. Nabrałem dużo większego szacunku dla ultrasów i mimo wielokrotnie powtarzanego w trakcie biegu „nigdy więcej” chciałem tu wrócić. I wróciłem – podkreśla Michał.

Ponownie wystartował w 2019 roku. Tym razem postanowił już spełnić marzenie i zostać ultrasem.

– W moim życiu pojawiło się (biegowe) wsparcie, a wspólny wyjazd moją dziewczyną do Krynicy tylko podkręcił panujący tu niesamowity klimat. Ola z rozsądkiem zdecydowała się pobiec mój dystans sprzed dwóch lat, a ja podjąłem wyzwanie 64 kilometrów – mówi Michał. – Miałem za sobą dwuletni bagaż wybieganych kilometrów, byłem o nie mądrzejszy, ale respekt przez wielogodzinnym biegiem zrobił swoje. Plecak pakowałem dobre 3 godziny, a pobudka w środku nocy postawiła mnie przed faktem. Stres tak naprawdę opuścił mnie dopiero po gwizdku sędziego, który startował biegaczy.

Michał Michalski ruszył więc o świcie i od początku nogi niosły. – Początek, jak to bywa na większości biegów, jest lekki, przyjemny, noga rytmicznie podaje. I mimo niespełna 10 kilometrowego podbiegu z radością dobiegłem do pierwszego punktu odżywczego, gdzie zastałem góralską kapele, cały sztab uśmiechniętych i dopingujących wolontariuszy, którzy pomagali uzupełniać wodę. To był właśnie ten klimat z moich marzeń – ultra maratończycy, prawdziwa górska sceneria, biegowy plecak i ten nieopisany dreszczyk emocji, który nie opuszczał mnie nawet na moment – zapewnia. – Kolejne kilometry mijały, a ja odliczałem podwójnie. Po pierwszej ile jeszcze zostało do mety, bo zawsze to robię, a po drugie dwa – czy w Piwnicznej spotkam Olę, której trasa łączyła się z moją właśnie w tym miejscu.

Z każdym kilometrem zmęczenie zaczęło rosnąć, ale – jak przyznaje Michał – z pomocą przyszli najpierw wolontariusze, a potem dziewczyna Ola.

– Wybawieniem były dla mnie punkty odżywcze. Na jednym z nich wolontariuszki oblały mi głowę wodą, wytarły zmęczone nogi z błota i dodały otuchy. Niesamowite jaką troską obdarza się tu biegaczy. Czułem się naprawdę wyjątkowo! – podkreśla Michalski. – Przegryzając ostatni kawałek arbuza i szykując się do finałowych 12 kilometrów usłyszałem wołanie, a raczej znajomy radosny krzyk. To była Ola, która przebiegając obok mojego punktu wypatrzyła mnie  zmoczonego od stóp do głów. To był ten moment, w którym wiedziałem, że ukończę ten bieg. Moje życiowe i biegowe wsparcie pomogło mi w tym.

Michał jest pod wrażeniem biegania w górach. Przyznaje, że pofałdowana trasa, punkty żywieniowe, atmosfera sprzyjają zawieraniu nowych znajomości i utrwalaniu tych wcześniejszych.

– W porównaniu do biegania ulicznego, tu naprawdę poznaje się ludzi. Tempo biegu, podbiegi, wspólne narzekanie na nie, a nic tak nie zbliża jak wspólny wróg, dają wachlarz szans na rozmowy. Spędzasz w trudnych biegowych warunkach czas z ludźmi takimi jak ty – opisuje. – Mimo dzikości natury, czujesz się bezpiecznie, bo wiesz, że możesz liczyć na pomoc innego biegacza; nawet niekoniecznie fizyczne wsparcie. Wśród biegaczy na moim poziomie nie ma tej zauważalnej rywalizacji. Raczej walczysz ze sobą, z dystansem, chcesz osiągnąć cel – dodaje.

A jaki będzie kolejny cel? Michał: –Jeśli już zrealizujesz jedno marzenie, zaraz szukasz czegoś nowego. Te moje 64 kilometry sprawiły, że zaspokoiłem swój długości przebiegniętego dystansu. Ale wiem, że to nie koniec….

Wysłuchał AK


PARTNERZY

PARTNERZY MEDIALNI