Magda Przystolik ukończyła Iron Run 3 razy. W ubiegłym roku wygrała klasyfikację kobiet. Ile trzeba mieć wewnętrznej siły i co jest motywacją do udziału w tych zawodach.
1. Od kiedy biegasz i co daje Ci bieganie?
Bieganie zaczęło się pojawiać w moim życiu w 2009 roku, od zwykłego wyjścia z domu, żeby potruchtać dla lepszej formy i samopoczucia. Nie było to jednak nic regularnego. Dopiero w 2012 było tego biegania trochę więcej i można powiedzieć, że od 2014 już na stałe zagościło w moim życiu. Z czasem poznawałam ludzi, którzy biegają dłuższe dystanse niż 10 czy 21 km. Skoro oni potrafią, to może ja też mogę? I tak zaczęłam powoli wchodzić w świat maratonów, a później górskich ultra maratonów.
Zawsze wydawało mi się, że bieganie po górach to coś nieosiągalnego, niesamowicie wymagającego i tylko dla prawdziwych sportowców. Ale okazuje się, że wystarczy trochę chęci, wybieganych kilometrów i bardzo szybko pokochałam to górskie ultra. Fascynuje mnie pokonywanie własnych słabości, przekraczanie granic swojej wytrzymałości. Oczywiście do każdego biegu trzeba mieć mnóstwo pokory, ale dopóki serce i głowa chcą biec, to siły zawsze się znajdą. Każde zawody to również wspaniali ludzie, nowe historie, które czasami przeradzają się w długotrwałe znajomości i kolejne piękne przygody.
Natomiast na co dzień, jak każdy, próbuję naciągnąć dobę, żeby znaleźć czas na pracę, bieganie, psa, ćwiczenia i zwykłe życiowe obowiązki.
2. Skąd pomysł na udział w wyzwaniu jakim jest Iron Run, czyli 6 biegów w 3 dni o łącznej długości 141,7 km?
Pomysł na Iron Run zakiełkował w głowie dosyć dawno, kiedy Festiwal Biegowy odbywał się jeszcze w Krynicy Górskiej. Wtedy przyjeżdżałam na Festiwal wystartować tylko w maratonie. Ale strasznie podziwiałam tych „żelaznych”, kibicowałam i obserwowałam z ciarkami i ogromem emocji jak przekraczali linię mety po kilku dniach zmagań. Start w Iron Run pozostawał w sferze marzeń do 2021 roku, kiedy postanowiłam się zmierzyć z tym etapowym wyzwaniem.
3. Co byś powiedziała osobie, która dopiero rozważa udział w tegorocznym starcie?
W sumie ukończyłam Iron Run 3 razy, za każdym razem mam taki sam stres przed startem i mnóstwo euforii na mecie. Ilość i długość poszczególnych biegów się zmieniała na przestrzeni lat, ale dla mnie najtrudniejszy jest pierwszy start. Niby to tylko mila, ale trzeba ją zrobić szybko. Poza samymi biegami na Iron Run wyjątkowa jest atmosfera panująca wśród „Ironów”. Poza edycją 2024 mieliśmy swój namiot, gdzie były zbiórki przed startami, gdzie czekaliśmy na kolejne biegi. Tam odbywało się mnóstwo rozmów i faktycznie potrafiliśmy się zżyć ze sobą w te 3 dni. W zeszłym roku nie było namiotu, bardzo tego brakowało i trochę zabrakło „Ironowego” klimatu.
Niemniej jednak bardzo polecam start w Iron Run. Okazuje się, że nawet po górskiej setce można biec kolejne biegi w tym samym dniu. Oczywiście jest zmęczenie, ale adrenalina pomieszana z endorfinami powoduje, że już stoisz na starcie kolejnego etapu.
Pięknym zakończeniem jest ostatni wspólny honorowy kilometr „Ironów” oraz wręczenie medali, gdzie każdy zawodnik zostaje wyczytany i przekracza linię mety.
Tu się nie ma co zastanawiać, tylko trzeba wystartować. Satysfakcja na mecie i piękne wspomnienia gwarantowane.