Katarzyna Żbikowska-Jusis - kobietkibiegaja.pl

 

Katarzyna Żbikowska-Jusis - kobietkibiegaja.pl


Opublikowane w wt., 29/07/2014 - 12:30

Redaktor naczelna portalu o bieganiu dla kobiet www.kobietkibiegaja.pl

Biega od ponad 13 lat. Pisze o bieganiu od kilku lat. Absolwentka Geografii Turyzmu i Hotelarstwa na Uniwersytecie Łódzkim, propagatorka zdrowego - sportowego stylu życia i idei "niemożliwe nie istnieje". Założyła portal o bieganiu dla kobiet będąc w ciąży ponieważ nie mogła znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania o… bieganie w ciąży. Zaczęła więc szukać informacji poza internetem. Nawiązała kontakty ze specjalistami. Później pojawiła się współpraca z innymi pasjonatkami i portal zaczął się rozwijać. Czasami nie jest łatwo pogodzić pracę redakcyjną z życiem rodzinnym, inną pracą, treningami i ciągłym kształceniem się w zakresie zdrowego stylu życia. Jednak każda kobieta, którą udaje jej się zainspirować do biegania to wielki sukces. Wierzy, że bieganie zmienia życie na lepsze i że kobiety są zdolne do niesamowitych rzeczy. Sama lubi się ścigać – szczególnie z czasem poprawiając rekordy życiowe. Zachęcając kobiety do biegania i aktywności zawsze jednak podkreśla, że najważniejsza jest radość z biegania.

Oprócz prowadzenia ogólnopolskiego portalu o bieganiu dla kobiet – kobietkibiegaja.pl pisze autorskiego bloga (www.szczyptaszaleństwa.pl) – o bieganiu na coraz dłuższe dystanse, macierzyństwie i podróżach. 

Sex appeal w drodze na Bieg 7 Dolin… czyli po co kobiecie 100km przez góry

Seks rządzi. Bycie sexy to już nie trend lecz obowiązek każdej współczesnej, pewnej siebie kobiety - przynajmniej według kolorowych pism i wszechobecnych reklam niemalże wszystkich produktów - od kosmetyków, przez ubrania, a na żywności kończąc... Bieganie też uznawane jest za sexy sport. Czyżby? No ja nie wiem czy biegaczka pełną gębą to aż tak seksowna kreatura jak by się mogło wydawać. Ale może ja się nie znam? Tyle, że fakty mówią same za siebie…

Nieskazitelny makijaż i gładkie lśniące uczesane włosy? Miewam, ale częściej można mnie spotkać z lekko rozmazanym tuszem do rzęs i każdym włosem w inną stronę, bo "właśnie skończyłam wyczerpujący trening". Zamiast kokieteryjnie sączyć drinka przy barze w obcisłej sukience uganiam się po lesie w zabłoconych butach. Pedicure jak z obrazka? Nie ma szans. Z reguły przynajmniej trzy paznokcie u stóp są u mnie w którejś fazie "schodzenia", albo czarne, albo fioletowe, ewentualnie w jakimś odcieniu żółtego. Można to oczywiście polakierować na kolorowo, ale... pęcherze i odciski też nie należą do ozdób... Zadrapania, siniaki i inne podobne efekty karkołomnych przebieżek po leśnych szlakach wyglądają mocno nieatrakcyjnie. Co więcej?

Odkąd trenuję do biegów górskich mam uda bardziej umięśnione niż niejeden kulturysta - amator na pobliskiej siłowni, a moje „wybiegane” łydki nie mieszczą się w spodnie rurki "extra skinny" w moim rozmiarze. Problem w tym, że większy rozmiar spada mi z tyłka. I jeszcze jedno – niezaprzeczalny atrybut kobiecości czyli… piersi oczywiście. Cóż, wraz ze zdecydowanym zwiększeniem tygodniowego kilometrażu moje zmniejszyły się o jakieś dwa rozmiary. Bez komentarza jeśli chodzi o seksapil, ale przynajmniej nic mi sie nie majta. No i nie obwiśnie!

Pewnie mogłabym jeszcze wymienić parę powodów, dla których bieganie być może wcale takie sexy jednak nie jest. Chociaż może trzeba by lepiej facetów zapytać co oni myślą na ten temat? Ale coś mi sie wydaje, że to mogło być jak wkładanie kija w mrowisko... Cóż, może są dni kiedy chciałabym być filigranowa, delikatna niczym puch, ubierać się w zwiewne przezroczyste sukieneczki i niebotycznie wysokie szpilki z odkrytymi palcami... Tylko... co ja bym wtedy robiła? No właśnie… Biegam od kilkunastu lat. I naprawdę to kocham. Lubię moje blizny po zadrapaniach. Cieszę się, że zarażam aktywnym stylem życia moją córeczkę. Uwielbiam czuć adrenalinę buzującą w żyłach na kilka minut przed startem i za każdym razem zachwyca mnie do czego jest zdolne ludzkie ciało. Kobiece ciało.

Nie chcę w tym felietonie wyjść na feministkę, bo nią nie jestem, ale fakty są takie, że od setek lat wmawia się nam – kobietom, że jesteśmy słabszą płcią, że to czy tamto jest dla nas zbyt ciężkie lub zbyt męczące. Tymczasem okazuje się, że … niekoniecznie. Że to „słabe” ciało może biec bez przerwy dziesiątki kilometrów, pokonać dziesiątki wzniesień i… czuć się z tym wspaniale. I nie chodzi tu tylko o endorfiny, o czas dla siebie, o zdrowie i o efekt wyszczuplający…

Mniej więcej dwa tygodnie temu byłam na maratonie w Istebnej. Na 5km przed metą dogoniła mnie inna biegaczka. Ponieważ wcześniej przez ponad 40 kilometrów nie wyprzedziła mnie żadna kobieta wiedziałam, że nie podam się bez walki. Czy miałam siłę? NIE! Ale pognałam w dół próbując nie stracić dziewczyny z oczu. Biegła z partnerem, uciekali szybko… do momentu. Potem to ja uciekałam ostatkiem sił wspinając się na kolejną górę. Byłam pewna, że rywalka depcze mi po piętach, ale nie miałam siły się odwrócić. Ostatnie metry podbiegu i... długi zbieg po asfalcie aż do mety. Pędziłam przed siebie nie mając pewności czy za chwilę się nie przewrócę – tak bardzo bolały mnie nogi. Zakręt na łąkę, kilkanaście metrów, meta. I ogromne wzruszenie. Zrobiłam to. Udało się. Prawdę mówiąc nie spodziewałam, że na tym etapie biegu będę w stanie wykrzesać z siebie jeszcze tak wiele (ani w ogóle cokolwiek). Nie mogłam w to uwierzyć. Że złamałam 6h na tej trasie w górach. I że, jak się okazało, dobiegłam na metę jako 3 kobieta. Radość. Radość. Radość.

To moje zwycięstwo kosztowało mnie dużo. Przekroczyłam granice mojej wytrzymałości, a przynajmniej tak mi się wydawało. „Jeśli Twoje ciało nie może, jeśli nogi nie mają siły – biegnij głową” – te słowa to kwintesencja biegów górskich, a może w ogóle biegów długodystansowych? Doświadczyłam tego już wcześniej – w Sochaczewie na półmaratonie walcząc z kolką, w Chemnitz na półmaratonie walcząc z upałem, w Berlinie na maratonie walcząc z bólem żołądka i odwodnieniem. W górach to miało jeszcze inny wymiar. Góry uczą respektu. To nie tylko kilometry, które same z siebie potrafią dać w kość. To kwestia pokonania słabości, które góry wyzwalają. Tu zaskakuje sam teren, podłoże, ukształtowanie, wszystko. A nagrodą jest zachwyt nad pięknem tego, co stworzyła natura. Tego nie ma w mieście, tego nie znajdziemy na żadnym „zwykłym” biegu. Żeby tego doświadczyć trzeba się sporo namęczyć wspinając się w górę.

Za kilka tygodni stanę na starcie Biegu 7 Dolin podczas festiwalu Biegowego w Krynicy. Czy czuję strach? Pewnie! Czy czuję ekscytację? Jeszcze jak! Po co KOBIECIE te 100 kilometrów biegu przez góry? Bo nie ma nic piękniejszego niż widok na beskidzkie doliny z kolejnego zdobytego szczytu. Nie ma większego poczucia satysfakcji niż to wynikające z pokonania własnych słabości. Nie ma lepszego sposobu na podniesienie wiary we własne zdolności niż… przekroczenie granicy niemożliwego. I nie ma nic bardziej sexy niż Wielka Pasja i Radość Życia, którą wyzwala bieganie.

Katarzyna Żbikowska-Jusis - redaktor naczelna kobietkibiegaja.pl

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce