Maraton Poznański

 

Maraton Poznański


Opublikowane w pt., 08/08/2014 - 10:58

Czy to kierunek, w którym będą zmierzać polskie imprezy biegowe?

Te czołowe imprezy w Polsce z pewnością tak. Gonimy Europę, coraz bliżej nam do kluczowych imprez Europy Środkowo-Wschodniej. A w dalszej perspektywie może i staniemy w szranki z wielkimi europejskimi metropoliami? Poznań z pewnością zalicza się do grona liderów wśród tych aspirujących polskich miast, z resztą nie tylko z taką silną marką jaką jest Maraton Poznański, ale także w innych imprezach długodystansowych jak choćby triathlon. I ten wielki tłum biegaczy i kibiców dokoła mnie utwierdza mnie w przekonaniu, że tak właśnie jest.

Około pół godziny przed strzałem startera jeszcze zdążyłem wymienić kilka słów uprzejmości z Jurkiem Skarżyńskim i porozmawiać na temat długo wyczekiwanej książki jego autorstwa dla sympatyków maratonu i ultramaratonów, a w zasadzie jej kolejnej edycji. To właśnie na bazie przepisów i reguł w niej zawartych, udało mi się osiągnąć dojrzałość maratońską i na nowo odkryć piękniejsze oblicze królewskiego dystansu.

Teraz wielu moich znajomych, którzy złapali bakcyla na bieganie, w szczególności na długie dystanse, zamierza sięgnąć po mądrą lekturę, aby nie powielać wielu błędów i utwierdzać się w przekonaniu, że maraton jest zbyt wyczerpujący i całkowicie nieprzewidywalny. Dla mnie od nieco ponad roku to dystans, który rozumiem, i z którym się czuję oswojony. To bieg wyczerpujący, lecz nie heroiczna walka o przetrwanie. To dystans na którym można się nawet pościgać, ale z rozsądkiem. Trzeba dobrze gospodarować energią i umiejętnie rozłożyć siły. Powinno się ocenić profil trasy, aby wiedzieć kiedy zaatakować. Od samego początku kontrolować tętno i ocenić predyspozycje w danym dniu przy panujących warunkach atmosferycznych.

Uwzględniając wszystkie powyższe czynniki ja potraktowałem 14. Poznań Maraton jako walkę o „życiówkę” na ziemi polskiej. Już przed biegiem byłem bowiem świadomy, że mój rekord berliński sprzed roku jest absolutnie poza zasiągiem. Brak interwałów, długich wybiegań, a poza tym organizm trochę „zamulony” i wyczerpany po serii triathlonów oraz ultramaratonie górskim, które pokonywałem w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Ostatnia próba generalna na początku października– to test z drugiego zakresu na bieżni mechanicznej, który wypadł całkiem pomyślnie – tempo 4:40 min/km na odcinku ok. 12- 13 km przy nachyleniu 1,5% to dobry prognostyk na złamanie bariery 3:20. Tydzień wcześniej bieg na 10 km z tempem poniżej 4:00 min/km tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu.

Biegnę po rekord

Godzina 9.00 – 14 Poznań Maraton rozpoczęty. Tłum biegaczy przemierza kolejne ulice i zdobywa miejską przestrzeń. Pierwsze 5 km maratonu jak zwykle asekuracyjnie w okolicach 5 sek/km wolniej niż zakładane tempo. Po 10 km trochę przyspieszam i nadal czuję zapas mocy. Na półmetku zegar wskazywał 1:39:30. Generalnie pierwsza połowa jest łatwiejsza, więc właściwa strategia oszczędnościowa jest jak najbardziej wskazana. Pomimo ciągłego wzrostu adrenaliny należy ostudzić emocje do 30 kilometra i dopiero wówczas można zacząć przyspieszać. Tak też się stało.

W okolicach Ronda Śródki rozpocząłem wyprzedzanie. Uczucie zmęczenia w zasadzie poszło w zapomnienie. Tempo ok. 4:40 było w tamtym momencie wystarczająco komfortowe i tak aż do podbiegu na 36-37 km. Wzniesienie przy ul. Serbskiej naprawdę zrobiło wrażenie na wielu zawodnikach. Ktoś z tłumu krzyczał, że tylko Scott Jurek nie zwalniał tutaj rok temu, kiedy to podczas 13. edycji Poznań Maratonu pokonywał tę trasę. Podbieg pokonałem w miarę płynnie, tempo nie spadło poniżej 5:45. A po osiągnięciu wzniesienia już można zacząć myśleć o finiszu.

Minęło kilkanaście minut i już wbiegłem na ostatnią prostą w kierunku mety. Dokoła tłum ludzi, wrzawa, motywujący kibice i energiczny głos spikera. Po przekroczeni linii mety zasłużony medal zawisł na mojej szyi. Czas netto 3godziny 18 minut – wynik nie jest najważniejszy, choć spełnienie założeń startowych i osiągnięcie celu cieszy. Teraz w strefie mety pozwalam sobie na chwile relaksu i wytchnienia. Ja, Rafał Ławski, członek grupy biegowej Opel Running Team, tu na mecie jestem po prostu takim zwyczajnym bohaterem, który wraz z tysiącami biegaczy pokonującymi magiczne 42,195 m tworzy niezwykła historię tego miejsca, i pozostawia swój ślad w historii biegowej Poznania.

Spoglądam na medal – jest wyjątkowy – jak każdy z poprzednich nawiązujący do wielkich ludzi czy wydarzeń związanych z regionem Wielkopolski. No i ten industrialny design. Hipolit Cegielski – człowiek utożsamiający wytrwałość w dążeniu do celu pomimo przeciwności losu, a także kreatywność, przedsiębiorczość i umiejętności radzenia sobie w trudnych czasach. Każdy biegacz, który ukończył 14 Poznań Maraton zasługuje na taki medal.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce