Marcin Kargol

Nazywam się Marcin Kargol, od 28 lat mieszkam w Głogowie (z kilkuletnią przerwą na pobyt w najbardziej rozbieganym polskim mieście, czyli Poznaniu). Na co dzień jestem prezenterem radiowym. Jestem też biegowym blogerem (www.marcinkargol.pl) No i przede wszystkim jestem biegaczem.

\biegaczem jestem od października 2009. Wtedy to odkryłem radość z pokonywania dystansu w sposób najbardziej pierwotny ze wszystkich. Do października 2012 nabiegałem: 11 maratonów (w tym 2 górskie), 11 półmaratonów, ponad 20 startów na innych dystansach, 3 starty w biegach na 50 km na orientację (14. miejsce w Rudawskiej Wyrypie 2012, 24. miejsce na Mistrzostwach Polski w Pieszych Maratonach na Orientację podczas Izerskiej Wielkiej Wyrypy 2012), Bieg Rzeźnika 2012 (12h 36m), ultramaraton Bieg Siedmiu Dolin...

Moje życiowe motto, to słowa Haruki Murakamiego: Ból jest nieunikniony, cierpienie jest wyborem. Ból jest nieodłącznym elementem naszych starań i naszego wysiłku (podobnie jak lizanie ran po biegach). Ale to czy będziemy cierpieć, to, czy ten ból nas spowolni, to, czy wpłynie na nasz wynik w ogromnym stopniu zależy od nas.To niesamowite, ale absolutnie wszystko zależy od naszej głowy...

Biegam bo... no właśnie - bo co? Wielu mówi, że to nie jest normalne, żeby z radością biegać maratony czy ultramaratony! A może jest? W końcu sami kreujemy normalność w sobie i dookoła siebie. Robimy to, co uważamy za słuszne. Dla endorfin. Dla adrenaliny. Dla ran, które później wylizujemy. Dla podniecenia, które nam towarzyszy w oczekiwaniu na start. Dla satysfakcji, którą odczuwamy po biegu. Dla tej malutkiej chwili, kiedy krew w naszych żyłach zamienia się w biegowe flow w płynnej postaci i dociera do każdej, najmniejszej nawet komórki w naszym ciele. A jeśli przestalibyśmy to wszystko odczuwać, wtedy zrobiłoby się naprawdę nienormalnie...

Festiwal Biegowy, to inicjatywa, jakiej nie ma nigdzie indziej. To nie jest impreza biegowa. To jest biegowe święto. To jest czas, kiedy my, biegacze, pojawiając się w Krynicy nie przyjeżdżamy na zwykłe zawody. Przyjeżdżamy jakby do innej rzeczywistości. Rzeczywistości, gdzie kierowcy nie narzekają na to, że blokujemy ulice; rzeczywistości, gdzie rywalizacja zostaje natchniona najczystszym sportowym duchem; rzeczywistości w której to my jesteśmy najważniejsi; rzeczywistości, która została wykreowana dla nas w niezwykły sposób i o którą każdy z nas powinien dbać, bo owa rzeczywistość nigdzie indziej się prędko nie powtórzy.

PARTNERZY

PARTNERZY MEDIALNI