16. Toyota Półmaraton Wałbrzych: „Życiówka jak różowe szkiełko”

  • Biegająca Polska i Świat

O tym, że wystartuję w połówce na własnych śmieciach dowiedziałem się w czwartek. Radość wielka, bo tu, w Wałbrzychu debiutowałem w biegach masowych i tu pobiegłem swój pierwszy półmaraton z czasem 2:11. To było dwa lata temu. W tym czasie wiele się zmieniło w moim bieganiu a dziś, kolejny raz ustanawiam na Ziemi Wałbrzyskiej czas, który przynajmniej na jakiś czas będzie moją życiówką. No ale po kolei.

Relacja Marcina Kotlarskiego, Ambasadora Festiwalu Biegów

Pobudka, owsianka, kawa i zrzucanie zbędnych kilosów to już norma. Busem do Wałbrzycha, spacer na rynek i pół godziny przed startem wspólna fota z klubem biegacza TeMMPo. Plan tylko jeden - nowa życiówka, czyli wszystko poniżej 1:54:27. Chcieliśmy z Tadkiem trzymać się Darka, bo Darek posiada wypracowaną dyscyplinę biegową jak mało kto, ale okazało się, że Darkowy miernik czasu zrobił kaput, i jedyne czym dysponowaliśmy to stoper. Mój miernik wróci z naprawy dzień po biegu, więc trzeba będzie liczyć w głowie.

Zawsze jest jeszcze balon z przyczepionym pacemakerem. Ustawiamy się między 1:40 a 1:50 i planujemy, żeby po prostu gnać ile sił w nogach, a potem... się zobaczy. Najważniejsze mieć plan, a skoro takowy jest, czas zaczynać. 10, 9, 8, 7…start. Lecimy.

Zbieg, agrafka, płasko i pod górę. To jeden z tych podbiegów które pokonane zbyt mocno szybko zweryfikują nas na trzecim okrążeniu. Dobiegamy na górę, kurtyna wodna, wody łyk i zbiegamy w dół, można się rozpędzić. Potem kawałek płasko i znów podbieg w stronę startu. Tak trzeba przebiec trzy razy.

Drugie kółeczko jest przyzwoite z przyjemnym lekkim deszczem, ale już na trzecim czuję, że trzeba przełączyć napęd z nóg na głowę. Tadek trochę odchodzi a ja wiem, że muszę się go trzymać, jeśli chcę zrobić dobry czas. Widać, że mu noga dzisiaj podaje.

Trzeci podbieg już mi przyłożył, ale ciągle jestem zaraz za Tadkiem, ale już na zbiegu wychodzi kto ma więcej sił, bo mój prywatny zając mi ucieka i z każdą minutą jest coraz dalej. Jeszcze jakieś 3 km. Staram się utrzymać tempo, nawet się nie oglądam za siebie, żeby sprawdzić, czy nie zbliża się balon z czasem 1:50.

Ostatnia agrafka koło teatru, Tadek dochodzi już Darka, trzeba przyspieszyć. Zmieniam zasilanie na ostatni podbieg na energię z kosmosu i staram się gonić kolegów. Jeszcze nie, jeszcze chwila, żeby się za szybko nie spalić. Długi krok jest coraz trudniejszy do utrzymania ale teraz wszystko już tylko w mojej głowie.

Przyspieszam, zostało jakieś 500 metrów kostki brukowej. 400 metrów - zaczynam znów przyspieszać, akurat ten manewr mam już zakodowany i dobrze mi z nim. Mijam biegaczy na ostatniej prostej, słyszę, że ktoś biegnie zaraz za mną, więc jeszcze 60 ostatnich metrów szybciej a końcówka oczywiście na pełnym gazie.

Wpadam na metę, wydaję niekontrolowany okrzyk radości, odbieram medal i szukam Tadka. Na ostatniej agrafce nie widziałem balonu z czasem 1:50 więc jest dobrze, tylko jak dobrze to nie mam pojęcia. Czy udało mi się złamać wreszcie 1:50?

Wyciągam telefon i wyłączam pomiar z endo, który wskazuje 1:49 i coś tam, co oznacza, że poszło lepiej niż myślałem. Bez zegarka, bez stopera, tylko cały czas ile mogłem. Czekam na smsa, który przychodzi prawie od razu z czasem, 1:48:47. Od dzisiaj, od 23 sierpnia 2015 to nowy czas do pobicia. Złamane 1:50 na trudnym półmaratonie, bo trasa w Wałbrzychu jest wymagająca, cieszy ogromnie. To dowód na to, że wystarczy chcieć, że warto i że ciężka praca się opłaca.

Po biegu oczywiście są gratulacje ode mnie i dla mnie, rozmowy, makaron, kawa, ciasto, słońce i deszcz oraz losowanie nagród, na które czekają wszyscy, bo główna nagroda to samochód. Około godz. 17, już 16. Toyota Półmaraton Wałbrzych, przechodzi do historii.

Rekordowa frekwencja nie dziwi, bo to bardzo fajna impreza, zorganizowana na przyzwoitym poziomie. Oczywiście zawsze można się czegoś doczepić, ale nowa życiówka jest jak różowe szkiełko, przez które wszystko jest fajne. Oceniać organizację będziemy później, a teraz cieszę się tym co udało mi się tu osiągnąć. Tak więc zachęcam do odwiedzenia tego miasta oraz tego biegu i wpisanie go do kalendarza na przyszły rok, bo warto!

Marcin Kotlarski, Ambasador Festiwalu Biegów  

PARTNERZY

PARTNERZY MEDIALNI