Powinien teraz przebywać w Stanach Zjednoczonych i na obozie wysokogórskim we Flagstaff szykować formę na igrzyska olimpijskie w Tokio. Ale teraz nic nie jest tak jak być powinno. Igrzyska – nie wiadomo, czy się odbędą, a sportowcy, zamiast trenować, organizują sobie trening zastępczy koło domu albo – jak Adam Kszczot i Marcin Lewandowski – odbywają przymusową kwarantannę.
Przed południem rozmawiałem telefonicznie z Adamem Kszczotem. Dwukrotny wicemistrz świata i trzykrotny mistrz Europy w biegu na 800 metrów jest od poniedziałku zamknięty we własnym domu w Łodzi. Przechodzi obowiązkową 14-dniową kwarantannę po wymuszonym powrocie z obozu w górach Arizony.
Ile czasu trenowaliście we Flagstaff? Czy to był twój najkrótszy obóz w życiu?
Adam Kszczot: - Niech policzę... Krótszego niż 8 dni chyba rzeczywiście nie miałem. 8 dni licząc z dolotem do Stanów i powrotem do Polski.
Jak wygląda dzień Adama Kszczota na kwarantannie?
Próbuję się obudzić przed 10, ze względu na dużą zmianę czasu, ale wciąż jeszcze, jak zapewne słyszysz, mam z tym problem. Śniadanie, o godzinie 13 obiad. Potem dwie godziny „odsapki” i około 15 wskakuję na rowerek – zaczynam trening. Po treningu rozmawiam przez telefon z rodziną, a wieczorem mogę odpalić Netflixa, coś oglądam i jakoś staram się ”dojechać” do nocy. Czasem włączę komputer i coś tam popracuję, ale jetlag jak zwykle mnie zabija, pod koniec dnia jestem półprzytomny.
Kwarantannę spędzasz samotnie, bez rodziny?
Tak, odseparowaliśmy się. Żona i dzieci są u mamy, dlaczego oni mają przeze mnie cierpieć i przez 2 tygodnie nie wychodzić z domu? Dzieci potrzebują ruchu i trzymanie ich przez tyle czasu w zamknięciu byłoby ze strony rodziców bestialstwem.
A ty uczciwie przestrzegasz izolacji i zakazu wychodzenia?
Zakaz to zakaz. Codziennie przychodzi policja, dzwonią domofonem albo widzą mnie w oknie i rozmawiamy telefonicznie. Kwarantanna jest pod kontrolą. Polak wprawdzie potrafi i ci, co chcą kombinować, pewnie znajdują sposoby, ale ja nie mam do tego powodu.
Nie zwariujesz przez te 2 tygodnie samotności?
Zapytaj mnie za 10 dni, wtedy ci powiem (śmiech).
Jak wyglądają twoje treningi i przygotowanie do igrzysk w Tokio?
Wyglądają... domowo (śmiech). Na szczęście nie ma tragedii, bo podtrzymuję trening wysokogórski spędzając godzinę dziennie w maseczce hipoksyjnej. Imituję sobie bardzo dużą wysokość, wczoraj na przykład zaordynowałem sobie 11 procent tlenu w powietrzu, podczas gdy normalnie mamy 21 procent. Przyjmuje się, że 2 procent tlenu ubywa z kilometrem wysokości, więc to było niecałe 5000 metrów nad poziomem morza. Saturacja w takim treningu spada poniżej 80 procent.
A po co ci aż taka niebotyczna wysokość? Przecież na obozy wysokogórskie jeździcie zwykle na 2 tysiące metrów z kawałkiem?
Tak, ale ja używam maseczki przez niespełna godzinę w ciągu doby, a w górach jestem przez 24 godziny. Chodzi o spowodowanie szoku w organizmie, żeby zaczął produkować więcej czerwonych krwinek. Wygląda to tak, że po treningu zakładam na kilkadziesiąt minut maseczkę, a potem idę spać.
Są dwie metody hipoksji: maseczka albo namiot. Namiot też mam, ale musiałbym spędzać w nim 10-12 godzin „na wysokości” 2500 metrów. Wolę więc maseczkę, która także podnosi parametry krwi, działa równie skutecznie.
Masz doświadczenie z hipoksją? Wiesz, że dobrze na ciebie działa?
Stosuję tę metodę już od 2014 roku i sprawdza się rewelacyjnie. Używałem jej choćby w treningu do Halowych Mistrzostw Świata w Sopocie w 2014 r., gdzie zdobyłem srebrny medal.
Zakładasz maskę po treningu, a jaki trening wykonujesz? Co jesteś w stanie zrobić w warunkach domowych, nie mogąc wychodzić z domu?
Sprawa jest dość prosta, bo pole manewru jest bardzo ograniczone. Mam rower stacjonarny, natomiast nie mam jak biegać, bo nie udało mi się zaopatrzyć w bieżnię mechaniczną. Zamówiłem na wypożyczenie, ale okazała się szersza niż to było podane w katalogu i nie zmieściła się w otworze drzwiowym. Nie dało się jej wnieść do mieszkania i musiałem odesłać transport.
Kręcę więc na rowerze i ćwiczę. Oprócz ćwiczeń sprawnościowo-gibkościowych, rozciągania czy zakresu ruchu, pozostają mi gumy oporowe imitujące ciężar i, oczywiście, piłki lekarskie. Jak by to było, gdyby lekkoatleta nie miał do ogólnorozwojówki swoich piłek w domu! Mam jeszcze drążek, więc wykonuję ćwiczenia siłowe i... to wszystko. Więcej w domu zrobić nie mogę.
Bardzo brakuje ci możliwości pobiegania chociaż trochę, chociaż paru luźnych kilometrów?
No jasne, że brakuje! Jak się schodzi z 30 tysięcy kroków dziennie na zaledwie kilka tysięcy, to jest bardzo ciężko.
Przytyjesz przez 2 tygodnie ograniczonej aktywności?
Nie, nie ma obawy. Jak nie trenuję, nie robię nic intensywnie, to tracę łaknienie. Nie mam, na szczęście, takiego problemu. (czytaj dalej)
Ile czasu dziennie zabiera ci trening na kwarantannie?
Około godziny i 20 minut. To jest sporo biorąc pod uwagę, że nie mogę biegać. Z godzinnym bieganiem byłoby tego prawie 2 i pół godziny. Ale to jest trening tylko na podtrzymanie. Do dziś przecież nie wiadomo co będzie z zawodami i głównymi imprezami. Patrząc realnie, jeżeli rządy państw europejskich będą postępowały tak jak do tej pory, opanowanie choroby trochę czasu nam zabierze.
Nie wiem, może trzeba było zrobić tak, jak początkowo planowała Wielka Brytania? No bo metoda chińska u nas nie miała racji bytu. Chińczycy łapali ludzi chorych na ulicach i przymusowo pakowali na kwarantannę. W demokratycznej Europie taki reżim jest jednak nie do pomyślenia, nikt sobie na to nie pozwoli. Ta sytuacja szybko więc nie minie.
Jak oceniasz jednoznaczne stanowisko Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który twierdzi, że igrzyska w Tokio na pewno odbędą się w zaplanowanym terminie 24 lipca – 9 sierpnia? Nikt poza MKOlem chyba w to nie wierzy i nie widzi w tym sensu, ale władze organizacji pozostają nieugięte.
A pomyślmy o scenariuszu odwrotnym: MKOl ogłasza, że odwołuje igrzyska, nie będzie ich albo zostaną przełożone. Co wtedy? Nie ma chyba powodu, żeby wprowadzać jeszcze więcej pesymizmu, niż już panuje na świecie w każdej dziedzinie życia. To grozi w końcu paniką, chociaż z moich dzisiejszych porannych obserwacji rynków finansowych wynika, że trochę się ludzie opanowali.
Zadaniem MKOlu jest nie wprowadzać paniki. Czasu jest jeszcze dużo, do lipca zostało kilka miesięcy. Myślę, że jakiekolwiek decyzje zostaną podjęte najwcześniej w maju. Z tego powodu myślę, że zachowanie MKOlu jest uzasadnione.
A ty jak oceniasz szanse na rozegranie igrzysk w terminie?
Przy obecnej polityce rządów nie widzę możliwości, żeby się odbyły na przełomie lipca i sierpnia. Możliwy jest również bojkot ze strony niektórych zawodników czy federacji sportowych. To także wchodzi w grę w pesymistycznym scenariuszu.
To jaki nowy termin byłby, twoim zdaniem, optymalny? Późna jesień albo koniec tego roku, 2021, czy może nawet 2022, jak twierdzi jeden z członków komitetu organizacyjnego igrzysk?
Z punktu widzenia zawodnika żadna data nie jest dobra. Część młodych sportowców, którzy dopiero wchodzą do elity, z braku zawodów, które są hurtowo odwoływane, traci szansę na wejście do rankingów dających prawo startu w wielkiej imprezie.
W przypadku zawodników już leciwych, którzy myśleli o zakończeniu w tym roku kariery i igrzyska w Tokio miały być ich ostatnim startem, pojawia się inny duży problem – bo tych igrzysk może nie być i zwieńczenia kariery nie będzie. Ja mam 31 lat. Za rok będę miał 32, a za dwa – już 33 lata i nie wiem, czy będę w stanie przygotować się na taki poziom jak jeszcze w tej chwili. Będzie to coraz trudniejsze.
Jak cała masa innych sportowców nie możesz normalnie trenować. Jeśli rzeczywiście igrzyska w Tokio rozpoczną się 24 lipca, czy jesteś w stanie przygotować się do nich?
Jestem w stanie się przygotować, nie wiem tylko – na jakim poziomie. To pytanie szalenie trudne. Wszystkie ośrodki treningowe w Polsce są zamknięte, możliwość wyjazdu gdziekolwiek jest zablokowana, zarówno przez decyzje nasze, krajowe, jak i przez zamknięte granice wielu krajów. Mogę jedynie trenować w Polsce.
Warunki, jak już mówiłem, mam niezłe, ale trening w domu nigdy nie jest tak efektywny jak na wyjeździe. W domu zawsze jest coś do zrobienia. Ci, którzy pracują w formule home office wiedzą, o czym mówię. Wykonanie swoich obowiązków w stu procentach jest naprawdę dużym wyzwaniem. Na pewno nie będą to przygotowania takie jak na zgrupowaniu.
A czy w ogóle jest obecnie sens w przeprowadzeniu igrzysk w zaplanowanym terminie, nawet jeśli sytuacja epidemiologiczna zostałaby opanowana?
Uważam, że nie. Wielu ludzi, którzy chcieli pojechać do Tokio, na pewno i tak mocno rozważy, czy nie lepiej zrezygnować z marzenia obejrzenia igrzysk. Bez kibiców będzie to bez sensu. Sportowcy w zależności od kraju mają bardzo różne możliwości trenowania, część z nich pewnie nawet w ogóle zrezygnowała z przygotowań.
Wyniki takich igrzysk byłyby przypadkowe?
Na pewno. W większości dyscyplin odwołane zostały zawody kwalifikacyjne, więc ci, którzy w ubiegłym roku z różnych powodów nie startowali, nie będą mieli możliwości zdobycia minimów i startu w igrzyskach, nawet jeśli są lub będą w świetnej formie. Wielu mocnych zawodników czy silnych drużyn może w Tokio się nie pojawić. Poziom sportowy igrzysk bardzo by na tym ucierpiał.
Jak przebiegały twoje przygotowania do momentu wybuchu pandemii, gdy wszystko się zawaliło?
Adam Kszczot: "Trenuję nadal z Tomaszem Lewandowskim. To był strzał w dziesiątkę!"
Doskonale! Całą zimę przepracowałem bardzo dobrze, zbudowałem super bazę, cztery miesiące pracy nad wytrzymałością zaczęło się zwracać. Czułem się świetnie, pierwszy raz po przyjeździe do Stanów mój organizm nie przeżył szoku aklimatyzacyjnego. Przyszykowałem się do tego, bo jeszcze przed wyjazdem do Flagstaff używałem hipoksji i robiłem specjalistyczny trening przygotowania tlenowego. Udało się i w górach bardzo szybko byłem gotowy do mocnego treningu.
Ale nagle musiałem wracać do Polski i teraz na nowo się aklimatyzuję. Po powrocie ze Stanów miałem zaplanowane pierwsze starty, do końca maja wszystkie zawody są jednak odwołane.
Tydzień we Flagstaff był pierwszym tygodniem pracy twojej i Marcina Lewandowskiego z nowym trenerem kadry Piotrem Rostkowskim, wyznaczonym przez PZLA w miejsce Tomasza Lewandowskiego. Jak wam się ułożyła współpraca z byłym rekordzistą Polski na 1500 metrów?
Znakomicie! Piotr jest bardzo pomocnym człowiekiem, ciepłym, miłym, wprowadzającym ogromny spokój w grupie. Jest też świetnym fachowcem. Ale pamiętaj, że zgodnie z naszą umową trenujemy na planach Tomka Lewandowskiego. On jest naszym trenerem prowadzącym, a Piotr Rostkowski - trenerem kadrowym.
Tomkowi udało się dojechać do nas na 2 dni. Wtedy zaczęły się akurat problemy z lotami powrotnymi do kraju, były odwoływane. Mieliśmy wracać przez Niemcy i dalej samochodem, ale wtedy stalibyśmy wiele godzin na granicy polskiej. Z ogromnymi problemami, prawie cudem, udało się kupić bilety na czarter z Chicago do Warszawy. Chaos informacyjny był niesamowity, ogromne błędy na stronie rezerwacyjnej.
Z Flagstaff do Chicago dostaliśmy się bez problemu, ale bilety też kupiliśmy rzutem na taśmę. Nasz lot, co w Stanach jest praktyką powszechną, był overbooked, sprzedano na niego więcej biletów niż było miejsc. No, ale jakoś na szczęście się udało.
Wylądowaliście w niedzielę w Warszawie i co się z wami działo?
Nic, a co się miało dziać? Na pokładzie zmierzono nam temperaturę ciała, ale nikt nie miał powyżej 38 stopni, a tylko takie osoby są zabierane przez służby. Przy kontroli paszportowej trzeba było podać dane pobytowe, otrzymaliśmy informacje o zasadach kwarantanny domowej i tyle. Wychodząc z lotniska spotkaliśmy setki ludzi, ci co zostawali w Warszawie nierzadko wsiadali do komunikacji publicznej.
My, z Marcinem Lewandowskim i fizjoterapeutą Wojtkiem Dybiżbańskim, który był z nami w Stanach, wypożyczyliśmy auto. Chłopaki jadąc do Szczecina wysadzili mnie po drodze w Łodzi, ale musieli zatankować na stacji benzynowej, więc też był kontakt z ludźmi.
Czyli obowiązkowa kwarantanna nie zaczęła się po powrocie do kraju, tylko dopiero po dotarciu do domu. Po drodze była styczność z dziesiątkami, jeśli nie z setkami ludzi...
Tak, ale ja nie jestem panikarzem. Zresztą, naukowcy twierdzą, że zanim powstanie szczepionka, większość populacji i tak ulegnie zarażeniu. Ja chorowałem na coś w zeszłym roku i na pewno nie była to grypa. Może to było właśnie coś z rodziny koronawirusa i teraz dzięki temu mam większą odporność?
Oby tak było, obyś w zdrowiu przetrwał pandemię. I nie daj się zwariować przez czas kwarantanny!
Dziękuję. Na pewno będzie dobrze!
Rozmawiał Piotr Falkowski
zdj. Adam Kszczot, ORLEN Copernicus Cup (Paweł Skraba)