Ambasadorka Halina Olejniczak w drodze do... Chin. „Mam bardziej szalone pomysły!”

  • Festiwal biegowy

Niech nikogo nie zmyli ten łagodny uśmiech i niepozorny wygląd. Halina Olejniczak to prawdziwa góralka, która nie boi się żadnych wyzwań. Znajomi żartują, że trudno ją zobaczyć bez kijków w rękach: zimą to kije do nart biegowych, latem do nordic walking. Jest niesamowicie aktywna, radosna i otwarta.

Niemal od początku związana z Festiwalem Biegowym: najpierw jako uczestniczka, później jako wolontariuszka i ambasadorka, w końcu jako instruktorka strefy nordic walking i sędzia na trasach zawodów. Nawet w tej roli zaraża uśmiechem i wspiera innych. Teraz spełnia swoje marzenia. A są naprawdę wielkie. Sami zobaczcie…

Jakie masz plany na tę zimę?

Halina Olejniczak: - Zaczynam sezon zimowy… w Chinach. Miałam zaczynać w Polsce, ale nie było śniegu (śmiech). Tak poważnie, to zamierzam przebiec na nartach 50 km w kolejnych zawodach z cyklu Worldloppet.

Chiny! Ludzie jeżdżą na narty w polskie góry, na Słowację, do Austrii… a Ty do Chin?

Pomysł nie jest jeszcze tak bardzo szalony. Mam gorsze (śmiech). Przecież wyścigi w cyklu odbywają się też w Australii i Nowej Zelandii i ja tam kiedyś trafię! Ale na razie padło na Chiny. O co chodzi? Worldloppet to cykl największych biegów narciarskich na świecie, rozgrywanych na długim dystansie, czyli co najmniej maratonu. Jest ich dwadzieścia. Jeśli ukończy się dziesięć z nich, otrzymuje się medal Gold Master a za wszystkie Global. Do tej pierwszej odznaki trzeba zaliczyć co najmniej jeden bieg poza Europą, ja wybrałam Chiny.

Niesamowite! Ile startów masz już za sobą?

Przede wszystkim ukończyłam najdłuższy i jednocześnie najstarszy z nich, czyli rozgrywany w Szwecji Bieg Wazów. Trasa ma 90 km a bieg za rok odbędzie się po raz setny. Kiedy to zrobiłam, pomyślałam, że mogę ukończyć je wszystkie, że dam radę.

Jak to się stało, że gaździna z Kościeliska trafiła na najbardziej znany bieg narciarski świata?

Od dziecka miałam zapędy do narciarstwa biegowego i wielkie marzenia. Takie dziecięce marzenia: zawsze widziałam oczami wyobraźni, że jestem na jakimś wielkim biegu, stoję na podium… Teraz te marzenia spełniam, ale zamiast nagród na podium są ukończone biegi. Nie chodzi o miejsce, ale o dobrą zabawę, poznanie nowych miejsc, kultur, spotkania z ludźmi… Biegacze, ci narciarscy zupełnie tak jak zwykli, są jedną wielką rodziną. Widziałam już ceremonię wręczania tych złotych medali, nawet pożyczyłam sobie jeden od jakiegoś Japończyka i poczułam już przedsmak tej radości. Postanowiłam sobie wtedy, że zrobię tych dziesięć biegów tak, żeby skończyć w marcu na Dzień Kobiet i w Szwajcarii odebrać wymarzony medal podczas Engadin Skimarathon.

To ile jeszcze zostało?

Sezon zaczynam w Chinach, bo jest najbliżej (śmiech). Może nie w sensie geograficznym, ale to pierwsze zawody z cyklu tej zimy. No i data nie jest przypadkowa: bieg odbywa się 4 stycznia a ja dzień wcześniej mam urodziny i skończę 60 lat. W takim miejscu przejdę na emeryturę! (śmiech). Ten bieg w Chinach jest w ogóle niesamowity: wzdłuż trasy już teraz budują rzeźby z lodu, które są miniaturami chińskich zabytków. W tym roku na przykład będzie stumetrowy Mur Chiński! To chyba specjalnie dla mnie, bo wrzucałam takie primaaprilisowe zdjęcia, że niby biegam po Murze Chińskim na nartach… Takich budowli będzie 25! Ja się boję czy ja ukończę te bieg jak zobaczę te wszystkie cuda! Poza tym trasa ma 25 km i jest sztucznie naśnieżona. Jak w Polsce jest kilometr takiej trasy, to wszyscy się zachwycają a tam całe 25 km!

Ok, czyli Chiny na początek a co masz już na koncie i co jeszcze planujesz?

Przede wszystkim Vasaloppet. Nasz wspaniały Bieg Piastów wszedł do tej ligi około 10 lat temu, ja go pobiegłam 16 razy, więc też mam zaliczony. Na początku 2019 pojechałam do Finlandii i Estonii, gdzie zrobiłam Finlandia-hiihto i Tartu. Z tych najdłuższych została mi jeszcze włoska Marcialonga na dystansie 70 km. Tam biegnę 26 stycznia. Wcześniej austriacki Dolomitenlauf (65 km), potem niemiecki König-Ludwig-Lauf (55 km) i, jeśli się uda, w lutym Jizerská padesátka w Czechach. Na zakończenie sezonu i dziesiątki do medalu szwajcarski Engadin Skimarathon. To taki skromny plan…

A Australia?

To w dalszej kolejności! Kiedy ukończę tych dziesięć biegów, zaczynam planowanie drugiej dziesiątki. I to dopiero będzie zabawa, bo zostanie mi Australia, Nowa Zelandia, Argentyna, Kanada, Japonia, Rosja, Stany Zjednoczone… Nie wiem jeszcze jak to ogarnę technicznie i finansowo, ale zrobię to. Nie ma ograniczenia czasowego. Sama sobie założyłam, że ten złoty medal chcę zdobyć w tym sezonie, ale z resztą mi się nie spieszy. Przecież zostaję emerytem, więc będę miała więcej czasu (śmiech).

Wspomniałaś, że w Chinach nie pobiegniesz sama…

Nie, to bardzo ważna część tej wyprawy. Jedziemy razem z Bartkiem, którego poznałam rok temu. Jest niewidomy, ma 5% wzroku. Okazało się, że ma też taki sam plan jak ja i chce zrobić Gold Medal a potem Global. Na razie skupiamy się razem na tym pierwszym. Tempo też mamy podobne a razem biega się dużo raźniej. Pamiętam jak w Szwecji na tych 90 km dokuczała mi samotność… Razem będzie nam lżej. Biegaliśmy razem już w Finlandii i okazało się, że dopasowaliśmy się pod tym względem. Ustaliliśmy wtedy, że zrobimy pozostałe biegi razem. Wsparł nas Polski Komitet Olimpijski, z czego jestem niesamowicie dumna.

Narty biegowe to nie wszystko, masz przecież drugą pasję…

Zimą biegówki a kiedy nie ma śniegu to przez cały rok nordic walking. Znajomi śmieją się, że mnie się nie da spotkać bez kijków. W ten sposób przygotowuję się do sezonu na biegówkach.

Jesteś związana z Festiwalem Biegowym od lat, najpierw jako uczestniczka, potem ambasadorka…

O tak, na Festiwalu byłam już chyba w każdej funkcji: jako uczestnik, wolontariusz, ambasador, ostatnio jako instruktorka i sędzia konkurencji nordic walking. Nie byłam tylko na pierwszej edycji, później nie opuściłam żadnej. Festiwal zawsze jest w moim kalendarzu, nie wyobrażam sobie roku bez niego. To niesamowite miejsce: tam biegają, tu tańczą, bawią się, spotykają… Poza tym uwielbiam Krynicę i tamtejsze góry. Są nawet lepsze do treningów niż moje Tatry, bo mniej niebezpieczne a można się naprawdę solidnie zmachać. Wszystkich zachęcam do udziału w Festiwalu, bo tak każdy znajdzie coś dla siebie, jako uczestnik, ale nawet jako kibic.

Czyli spotykamy się we wrześniu w Krynicy.

Oczywiście!

Dziękuję za rozmowę i powodzenia w realizacji marzeń!

Rozmawiała Katarzyna Marondel