Artur Partyka o polskiej reprezentacji lekkoatletycznej: „To jest Złota Drużyna”

  • Biegająca Polska i Świat

Reprezentacja Polski wygrała Drużynowe Mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce. – Jesteśmy jedną z potęg w Europie. Jednak w mistrzostwach świata o medale tak ławo nie będzie – uważa Artur Partyka, srebrny i brązowy medalista olimpijski w skoku wzwyż z Atlanty i Barcelony.

Podczas drużynowych mistrzostw Europy konkurencje wygrali Justyna Święty Ersetic (400 m), Sofia Ennaoui (1500 m), Adam Kszczot (800 m), Marcin Lewandowski (1500 m), Patryk Dobek (400 m ppł), Piotr Małachowski (dysk), Michał Haratyk (kula), Wojciech Nowicki (młot), Piotr Lisek (tyczka) i żeńska sztafeta 4x400 m.

Drugie miejsca wywalczyły Joanna Fiodrow (młot) i Maria Andrejczyk (oszczep). Na najniższym stopniu podium stanęli Karolina Kołeczek (100 m ppł), Krystian Zalewski (3000 m z przeszkodami), Ewa Swoboda (100 m), Joanna Linkiewicz (400 m ppł), Tomasz Jaszczuk (skok w dal), Marcin Krukowski (oszczep) i sztafeta 4x400 m mężczyzn.

W mediach pojawiły się porównania do polskiego Wunder Teamu z lat 50. i 60. XX wieku. Partyka chce jednak dla Polaków polskiej nazwy. – Nie podoba mi się nazywanie tego zespołu Wunder czy Golden Team. Polski język jest piękny i dla mnie drużynowi mistrzowie Europy to po prostu „Złota drużyna” – uważa Artur Partyka. – I ja się po tym podpisuję. Mam świetny zespół. To było potwierdzenie tego, że od dekady, od Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, siła naszych lekkoatletów rośnie. Od tej pory odnosiliśmy coraz więcej sukcesów, a od sześciu, siedmiu lat jesteśmy w tym mocno powtarzalni. Jesteśmy potęgą w Europie. To jeden z najlepszych zespołów na Starym Kontynencie.

Polacy na oczach ponad 15–tysięcznej publiczności w Bydgoszczy pokonali takie lekkoatletyczne reprezentacje jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania. Większość zawodników i zawodniczek stanęła na wysokości zadania. Kto zaskoczył pozytywnie Partykę?

– Piotrek Małachowski, czyli stary mistrz. On ma ogromne doświadczenie, a ten sezon jest dla niego całkiem niezły. Ma nowego trenera, rzuca dyskiem ponad 67 m, a w Bydgoszczy pokonał między innymi Daniela Stahla i tą walką do końca bardzo mi zaimponował – twierdzi Partyka. – Po reszcie zawodników, zwłaszcza po Marcinie Lewandowskim czy Adamie Kszczocie można było spodziewać się zwycięstw. To uznane firmy.

Docelową imprezą w tym roku są mistrzostwa świata w Katarze. Jeden z ekspertów telewizyjnych stwierdził, że Polska ma tam 12 szans medalowych. – Jestem przekonany, że nie zabraknie dobrych występów i zostaniemy zauważeni, choć poprzeczka będzie wisiała wyżej. Wierzę, że na taką imprezę wystawimy najmocniejszy skład. 12 medali? Chyba to spora przesada. Ja nie widzę więcej niż siedmiu, ośmiu. Michał Haratyk w pchnięciu kulą, Piotrek Lisek w skoku o tyczce, dwóch młociarzy, sztafeta 4x400 m. Lewandowski i Kszczot będą mieli trudne zadanie, ale rzeczywiście można ich wpisać jako realną szansę medalową. Przez najbliższe dwa miesiące podczas różnych mityngów też przekonamy w jakiej formie są lekkoatleci spoza Europy – mówi Partyka.

Lewandowski i Kszczot imponują w swoich konkurencjach. Światowa czołówka jest jednak mocniejsza niż europejska. – Jeśli chodzi o mistrzostwa świata, to o medale nie będzie im łatwo. To będzie wręcz bardzo trudne zadanie. Wynik Kszczota na 800 m poniżej minuty i 45 sekund jest dobry, ale podniósł się poziom tej konkurencji i zawodników, który biegają tak szybko lub nawet szybciej jest więcej. Mam nadzieję, że Marcin w drugiej części sezonu sporo poprawi rekord Polski na 1500 m. On powinien zejść poniżej 3 minut i 33 sekund. Obaj mają potężne doświadczenie, doskonale wiedzą jak taktycznie rozgrywać biegi. Zresztą Adam jeszcze nie pokazał wszystkich możliwości w tym sezonie. Trochę chorował, dużo trenował i dopiero pokaże na co go stać – twierdzi Partyka.

Mistrzostwa świata odbędą się dopiero w październiku. Taki późny termin nie pasuje jednak wszystkim.

– Rzeczywiście słyszałem, że Ewa Swoboda zastanawia się, czy jechać. I w jej przypadku można to zrozumieć. Nie ma wielkich szans, by zakwalifikować się do finału, a żeńska sztafeta sprinterska w Bydgoszczy nie pokazała czegoś wielkiego. W jej przypadku dochodzi też to, że lepiej czuje się w hali. Październikowy termin mistrzostw świata nie jest dogodny, bo zwykle wtedy wielu zawodników już rozpoczyna przygotowania do nowego sezonu.

– Kolejna sprawa to późny termin halowych mistrzostwa świata w przyszłym roku (13–15 marca - red.), a wczesny Igrzysk Olimpijskich w Tokio, które rozpoczną się 24 lipca. To się składa na to, że być może Ewa z trenerką uznały, że lepiej nastawić się na te imprezy w 2020 roku. Z drugiej strony każdy start w mistrzostwach świata to duża dawka doświadczeń. A co chyba nie mniej ważne możliwość reprezentowania kraju na drugiej najważniejszej po igrzyskach olimpijskich imprezie lekkoatletycznej – zauważa Partyka.

AK

fot. facebook Artura Partyki / Paweł Skraba