Podwójny mistrz olimpijski Sebastian Coe, a obecnie kandydat na prezydenta IAAF jest przeciwnikiem publikowania przez sportowców własnych wyników badań. Tą drogą poszedł Mo Farah, by udowodnić, że jakiekolwiek podejrzenia o stosowanie przez niego dopingu są nieprawdziwe.
- Nie chcę, by na sportowców wywierano presję, żeby publikowali swoje prywatną dokumentację medyczną . Wyniki mogą być źle interpretowane, choćby ze względu na jednorazowy odczyt – powiedział były rekordzista świata na 800 m. Jego zdaniem za walkę z dopingiem powinny być odpowiedzialne IAAF i WADA. To one – zdaniem mistrza – powinny dbać o „czystych sportowców” i pozbywać się oszustów.
W podobnych duchu wypowiedział się szef brytyjskiej agencji antydopingowej Nicole Sapstead. Odnosząc się do tekstu dziennikarzy brytyjskiej gazety „The Sunday Times” - podejrzewających, że co trzeci medal na mistrzostwach świata w lekkoatletyce w latach 2001-2012 mógł być zdobyty przez dopingowego oszusta - stwierdził, że wszelkie dane medyczne należy analizować bardzo ostrożnie. Jeśli to się zaniedba można kogoś bezpodstawnie oskarżyć o oszustwo.
Zdaniem Sapstead na każde wyniki badań powinno się patrzeć w szerszym kontekście. - Trzeba wiedzieć kiedy i gdzie zrobiono testy, na jakiej zawodnik znajdował się wysokości, czy sportowiec był chory, czy aktualnie startował, czy trenował. To ma wpływ na wyniki – zapewnia szef brytyjskiej agencji antydopingowej. Bez pełnej wiedzy każde badanie może być źle zinterpretowane – dodał.
Źródło: BBC
MGEL