Falenica już biega na wydmach. „Będziemy bardziej wytrzymali latem” [ZDJĘCIA]

  • Biegająca Polska i Świat

Mazowieccy górale doczekali się rozpoczęcia kolejnego sezonu Zimowych Biegów Górskich w Falenicy. W sobotę ruszył już 13. sezon tego popularnego cyklu. Odwiedziliśmy inauguracyjną rundę z aparatem i dyktafonem.

Wcale nie trzeba jechać w Tatry czy też Bieszczady, by poczuć klimat i trud biegu górskiego. Tereny Mazowieckiego Parku Krajobrazowego są piękne, a trasa pełna podbiegów, zbiegów czy też korzeni. Goniąc wynik trzeba uważać pod nogi. Nie jedna osoba musiała tu zejść z trasy.

Ale miłośników biegu w Falenicy nie brakuje. Biegacze rywalizują tu na trzech dystansach: 3,3 km ( jedna pętla), 6,66 km (dwa okrążenia) i 10 km ( trzy pętle).

Wydaje się, jakby organizatorzy czekali na nadejście zimy z przeprowadzeniem pierwszego biegu. Gdyby zawody wystartowały tak jak w ostatnich latach w grudniu kończącego się roku, to aura byłaby jeszcze wiosenna. A tak inaguracja wypadła okazale. Aura wręcz mroziła krew w żyłach, co jakiś czas porywy zimnego wiatru zacinały w twarze. Piaszczyste wydmy były zamarznięte i twarde jak lód.

Osoby tu startujące wiedzą, na co się piszą. Zimowe Biegi Górskie zostały nazwanymi „kultowymi” właśnie poprzez stopień swojej trudności.

Zwycięzcami pierwszego biegu okazali się Artur Jabłoński wśród mężczyzn, oraz Róża Bartnicka wśród pań.

– Już chyba drugi dzień panuje taki intensywny mróz. Podczas biegu ręce mi odmarzały i nie miałem dużego komfortu. Czuć było ten chłód na twarzy. Muszę się przyzwyczaić do takich warunków. Szczerze mówiąc to nie miałem też dużej motywacji, żeby dziś startować. Przyjechałem jednak żeby pomóc walczyć mojej ekipie Dream Run w klasyfikacji drużynowej. Nie było jednak naszych najmocniejszych zawodników, bo chyba jeszcze świętowali (śmiech). Dodatkowo nie było też Piotrka Parfianowicza, który tu powinien być moim najgroźniejszym rywalem – powiedział nam na mecie Artur Jabłoński. I dodał:

– Starty w Falenicy można polecić każdemu. Jest to mocny wysiłek zakwaszający organizm, dzięki czemu będziemy bardziej wytrzymali latem. Oczywiście nie możemy przesadzić, bo nie chodzi tu o to, żeby od razu się zakwasić, tylko zakumulować ten kwas w mięśniach i krwi. Można taki start potraktować więc mniej intensywniej, ale jako dobry trening – wyjaśniał Artur.

– Uważam, że poszło mi dobrze. O tym, że wygrałam, dowiedziałam się dopiero na mecie (śmiech) – stwierdziła Róża Bartnicka. – Przez pewien czas biegłam za jedną koleżanką w niebieskiej koszulce (Sylwia Bondara z Jacek Biega Runing Team - red). Wyprzedziłam ją gdzieś na drugim okrążeniu. Nawet nie wiedziałam, że ona prowadzi. Może to dlatego, że nie stanęłam w pierwszej linii na starcie. Rywalki widziałam tylko na etapie formowania stawki. Później nie patrzyłam czy mijam kobietę czy mężczyznę. Zresztą trudno było by tak szybko zauważyć, bo prawie wszyscy byli ciepło i szczelnie ubrani – wyjaśniała zwyciężczyni.

– To dopiero mój drugi start w Falenicy. Rok temu była seria błędów. Za ciepło się ubrałam jak na tamtą pogodę, zdejmowałam po drodze bluzę i rękawiczki. Teraz planuję ukończyć cały cykl – zapowiedziała Róża Bartnicka, trenująca od niedawna u trenera Marka Jakubowskiego w Warszawiance. Podczas biegów w Falenicy zwyciężczyni reprezentuje klub „Albatrosy”.

Kolejny bieg Zimowych Biegów Górskich odbędzie się 23 stycznia. 19 marca rozegrany zostanie finał cyklu, zaliczany do Ligi Festiwalu Biegów. Biegi w Falenicy składają się z 6 imprez. Do klasyfikacji generalnej i w kategoriach wiekowych zalicza się sumę 3 najlepszych czasów z 5 pierwszych biegów na tym samym dystansie.

RZ