Gorce Ultra-Trail Winter z poziomu trasy. Witamy w bajce!

  • Biegająca Polska i Świat

Informacja o zimowej edycji Gorce Ultra-Trail mignęła mi w kalendarzu gdzieś na początku lutego. Nigdy nie udało mi się dotrzeć na klasyczną, letnią odsłonę, więc kiedy tylko pojawiła się okazja startu w jej młodszej siostrze, nie zastanawiałam się długo. I całkiem słusznie. Jak się okazało, nie było nad czym się zastanawiać. Zimowy GUT to bajkowa historia!

Bajka zaczęła się już w piątek, kiedy zbliżając się do Ochotnicy Górnej, obserwowałam spadającą temperaturę i rosnącą pokrywę śnieżną. Nie ukrywam, że uwielbiam zimę i nagłe ocieplenie z prawdziwie wiosennymi temperaturami w lutym niezbyt mi się podobało. Tymczasem na początku marca trafiłam do prawdziwej, bajkowej zimy, której nie spodziewałam się zobaczyć w tym sezonie.

Debiutancka odsłona zimowego biegu okazała się kameralna… i bardzo dobrze! Kiedy w piątek wieczorem dotarłam do biura zawodów w lokalnej agroturystyce, powitały mnie uśmiechy. Wśród wolontariuszy Patrycja Bereznowska, obok organizatorzy imprezy Violetta Domaradzka i Robert Zakrzewski.

Odbiór pakietu z kilkoma ciekawostkami wewnątrz: wege krówkami, suszonymi bananami, piwem i opaską z logo zimowego GUT-a. W opcji dodatkowej koszulki, pyszne ciasta i drobiazgi, które można nabyć, jednocześnie pomagając innym. Nowo poznani znajomi wwożą mnie pod stromą górę, gdzie czeka nocleg. Widząc śliski, wymagający podjazd, po raz pierwszy myślę, że łatwo nie będzie…

Rano budzi mnie widok imponującej panoramy Tatr za oknem. Zapiera dech. Podobnie jak słoneczna pogoda i błękitne niebo. A tak straszyli pogodą!

Chwycił lekki mróz, podłoże zamarzło, wszyscy mówią, że można śmiało biegać. Ruszamy w kierunku startu – dwa kilometry w dół. Tam, przy moście, czekają mobilne biuro zawodów (miło, że organizatorzy dali tę szansę tym, którzy mogli dojechać bezpośrednio na bieg), góralska kapela i organizator.


Po krótkiej odprawie ruszamy… dokładnie tą samą drogą pod górę, którą przed chwilą zbiegałam. Większość poddaje się już po kilkudziesięciu metrach, niemal dwukilometrowe wzniesienie biegiem pokonuje tylko ścisła czołówka.

Po podbiegu kończy się asfalt a zaczyna czerwony szlak na Lubań. I śnieg. Początkowo twardy, zmrożony, można więc biec. Miejscami nogi nieco się zapadają, ale nie jest źle.

Biegniemy raz w górę, raz w dół, od czasu do czasu drzewa przerzedzają się, odsłaniając panoramę Tatr po prawej. Jest jak w bajce. W końcu strome podejście na sam Lubań i legendarna wieża widokowa, którą mamy na numerach startowych. Chociaż organizatorzy zrezygnowali z początkowego pomysłu umieszczenia na szczycie punktu kontrolnego, nie mogę sobie odmówić i wspinam się na górę. Było warto, bo widoki są niesamowite.

Po zejściu punkt kontrolny, pętelka wokół szczytu, zbieg żółtym szlakiem (pod górę wspinaliśmy się czerwonym, który jest krótszy i bardziej stromy). Wracamy tą samą drogą. No, prawie. Bo w tamtą stronę wydawało mi się, że biegniemy cały czas pod górę i z powrotem będzie z górki, tymczasem wciąż pokonuję kolejne wzniesienia. Biegnie się coraz trudniej – zrobiło się cieplej, śnieg zmiękł, momentami zmienił się breję, gdzie indziej nabrał konsystencji piasku, w którym zapadam się powyżej kostek. Od czasu do czasu wpadam po kolana, czasem głębiej. Miejscami można tylko iść, właściwie brnąć w śniegu.

Droga powrotna wydaje się nieco krótsza, bo meta znajduje się „na górze”, dokładnie tam, gdzie na początku skręcaliśmy z asfaltowego podbiegu na szlak. Jest gorące powitanie – dosłownie, bo tuż za linią mety dostaję kubek aromatycznego grzańca i medal. Jeszcze pamiątkowe zdjęcie na tle panoramy Tatr i można ruszać na domowy obiad do pobliskiego gospodarstwa. Tam, w drewnianym domu, w prawdziwie rodzinnej atmosferze, trwają dyskusje o trasie. Gospodyni donosi kolejne wazy domowej zupy, w wersji klasycznej i wegetariańskiej, dla każdego coś miłego. Odbieram swoje rzeczy z depozytu, który w międzyczasie wjechał do góry. Można wracać… Tylko jakoś się nie chce opuszczać tej bajki. Jest zbyt pięknie.

Podsumowując: to był świetny wybór! Zimowa edycja Gorce Ultra-Trail to strzał w dziesiątkę. Idealna lokalizacja, piękna, widokowa trasa, kameralna atmosfera i interesująca oprawa. Zagrało wszystko, nawet pogoda, która w dniu biegu okazała się wymarzona, choć dzień wcześniej padał deszcz…

Zdecydowanie, dopisuję bieg do listy imprez na przyszły rok. I już teraz się na niego cieszę. Podobno organizatorzy planują też dłuższy dystans!

Katarzyna Marondel