„Pragniemy was zaprosić do zbiorowego wywoływania erupcji endorfin, które na mecie będziemy mierzyć, kroić i dzielić po równo. Wystarczy dla wszystkich!” - zapewniali organizatorzy 2. Biegowych Walentynek-Endorfinek w Gliwicach. Obietnicy dotrzymali. W Gliwicach zaroiło się od uśmiechniętych par. Bo wiadomo, że miłość i bieganie łączy jedno – endorfiny!
Walentynki-Endorfinki to właściwie kameralna, koleżeńska impreza biegowa, choć z prawdziwie profesjonalną oprawą. Profesjonalne nagłośnienie, biuro zawodów pod dachem, poczęstunek po biegu, imienne numery startowe, zawodowy fotograf przed i w trakcie biegu a do tego losowanie nagród. Jako wisienka na torcie wyjątkowy, ręcznie wykonany, dokładniej: uszyty, medal.
Trasę o długości 2,5 można było pokonać raz lub dwa, ale byli też tacy, którzy dokręcili sobie kółko lub dwa dodatkowe. Na mecie wszyscy byli witani owacjami: i pary związane ze sobą i licznie obecne maluchy, indywidualni biegacze oraz zawodnicy nordic walking.
Rafał Milkowski biegał w Gliwicach z żoną Justyną. Właściwie biegał nie tylko w Gliwicach, bo tę parę spotkaliśmy rano także na 5. Biegu Walentynkowym w Dąbrowie Górniczej.
– Tak, biegliśmy już dzisiaj. Postanowiliśmy dzisiejszy dzień poświęcić tylko i wyłącznie nam. Był Bieg Walentynkowy, później wspólne morsowanie a teraz Gliwice i Endorfinki. Nie, nie morsowaliśmy związani wstążką – śmieje się Rafał. – Uważam, że biegi walentynkowe to świetna zabawa. Tutaj mamy bieg koleżeński, czyli nie biegniemy na czas, można się pobawić, przychodzi wielu fajnych ludzi. Same pozytywy!
Większość napotkanych przez nas par przyznała, że Walentynki to jedyna okazja do wspólnego biegania, bo na co dzień różnica tempa na to nie pozwala. Justyna i Rafał radzą sobie z tym problemem. – Biegamy wspólnie. Na co dzień, razem, w jednym tempie. Ja się dostosowuję do żony. Czasem najpierw robię swój trening a potem biegam z Justyną. – Tak, mąż biega ze mną, pod moje tempo, czyli bardzo powoli – dodaje ze śmiechem Justyna.
Koleżeńska, przyjazna forma biegu skłoniła do startu także debiutantów. Wśród nich była Justyna Orłowska z Zabrza, która po raz pierwszy wzięła udział w zorganizowanym biegu.
– Do startu namówił mnie szwagier, który biega od dawna, także maratony. Na początku byłam pełna energii, potem trochę opadłam z sił, ale kiedy zobaczyłam metę, znowu pobiegłam szybciej. Uczucie po biegu było bardzo fajne, przekonanie, że jestem do czegoś takiego zdolna. Zachęciło mnie do dalszych startów. Cała impreza przyjemna, jest muzyka, fajni ludzie.
Było też wspólne świętowanie, pozowanie do zdjęć i losowanie nagród. Wymarzone spotkanie dla biegaczy. Zwłaszcza tych zakochanych – w bieganiu i w sobie wzajemnie.
KM