Red Bull X-Alps: Paweł Faron na mecie, Christian Maurer z czwartym zwycięstwem [ZDJĘCIA]

  • Biegająca Polska i Świat

Najtrudniejszy wyścig świata, łączący bieganie i paralotniarstwo kończył się... kilka razy. Dla Nas w piątek 17 lipca. Szczęśliwie.

Jako pierwsza, trzeciego dnia imprezy pożegnała się z trasą Yvonne Dath. Od tej pory, co 48 godzin wyścig kończył się dla jednej osoby na końcu stawki.

Na Szwajcara Christiana Maurera mocnych nie było. Rywalizację skończył w poniedziałek 13 lipca, po 8 dniach, 4 godzinach i 37 sekundach. Wylądował na niewielkiej platformie w wodzie niedaleko pola golfowego w Monako, która pełniła rolę mety.

Dla Maurera to już czwarte zwycięstwo w imprezie. Z rzędu! Wygrywał tu w 2009, 2011 i 2013 roku. Klucz do sukcesu? Maurer jest doświadczonym pilotem. Swoją przygodę z paralotniarstwem zaczął w wieku 16 lat, by zrozumieć... jak latają ptaki. Od tamtej pory regularnie wygrywa wyścigi, ale ta edycja Red Bull X-Alps nie była dla niego łatwa.

W 2013 roku nikt nie był w stanie dotrzymać mu kroku. Wtedy nie widywał innych rywali, przez kilka dni samotnie prąc naprzód. Tym razem nie miał takiego komfortu. Paul Guschlbauer i Sebastian Huber nie odpuścili mu nawet na chwilę. Próby ucieczki trwały ponad tydzień, bezskutecznie. Dopiero ostatniego dnia Szwajcar osiągnął celu.

"Presja się nareszcie skończyła. Jestem tu i jestem bardzo szczęśliwy"

– stwierdził Maurer świętując zwycięstwo.

Gdy Maurer wylądował na mecie, drugi zawodnik Paul Huber miał przed sobą jeszcze ok. 180 km trasy. W tym samym momencie polski rodzynek w stawce - Paweł Faron przeżywał ciężkie chwile na trasie. Chciał zrealizować swój cel i po raz pierwszy dotrzeć do Monako. W dwóch poprzednich edycjach ta sztuka mu się nie udała. Teraz był zdeterminowany. – Do trzech razy sztuka – mówił nam przed wyjazdem do Austrii.

Tymczasem prześladował go pech. Po wylądowaniu na zawietrznej, stracił 5 godzin w oczekiwaniu na warunki, które pozwoliłyby mu się ponownie wzbić w powietrze. To właśnie wtedy stracił doskonałą pozycję -szóstego dnia zmagań Faron plasował się w pierwszej dziesiątce.

Po zwycięstwie Maurera Polak nie był pewien, czy uda mu się dolecieć do celu. Zwłaszcza, że nasz doświadczony pilot miał wypadek, który wyglądał niebezpiecznie. Przy skręcie wiatr wykręcił skrzydło i Paweł Faron musiał awaryjnie lądować przy pomocy spadochronu. Za jego linkę pociągnął dopiero 100 metrów nad ziemią. To się mogło źle skończyć. Nasz zawodnik wyszedł jednak z opresji cało i - mimo lekkich obaw - nadal był zdecydowany dotrzeć do Monako.

W piątek, 17 lipca o 9:00 rano mógł już radośnie krzyczeć:

„Udało mi się. Zrobiłem to”.

Wyścig ostatecznie zakończył się 3 godziny po finiszu Farona, który pokonał w sumie 2 201 km (1617 w powietrzu i 584km marszem) i uplasował się na 16 pozycji. Gratulacje!

Gdy tylko Paweł Faron dojdzie do siebie, obiecał nam dłuższą rozmowę. Już teraz zachęcamy do śledzenia naszej strony.

IB

fot. Red Bull Content Pool