Pięć czterotysięczników na trasie, zapierające dech w piersiach pejzaże, górska 31-kilometrowa trasa o 2200m w górę i 800m w dół i wreszcie silna obsada, powodują że na starcie biegu Sierre-Zinal staje coraz więcej biegaczy.
W tym roku po wprowadzeniu limitów w ciągu 3 miesięcy na liście startowej pojawiły się nazwiska 4 050 chętnych. Nie wszyscy w deszczowy i mglisty dzień skorzystali z możliwości startu. Ostatecznie pobiegło nieco ponad 3800 osób.
Wśród uczestników znalazł się m.in. Kilian Jornet, który ostatnio mniej trenował i był zaangażowany w organizację Tromso Skyrace, ale formy nie stracił. Udowodnił to wygrywając Sierre-Zinal po raz drugi z rzędu i czwarty w ogóle.
Zwycięstwo nie przyszło łatwo. Początkowo na prowadzenie wysunęli się biegacze z Kenii, którzy coraz częściej pojawiają się na biegach górskich i chociaż jeszcze nie zdominowali tej dyscypliny, ich zwycięstwa przestają zaskakiwać.
Gdy Katalończyk wyprzedził grupę kenijskich liderów, okazało się, że ma mocnego rywala w osobie Wiliama Rodrigueza. Kolumbijczyk startował w Sierre-Zinal po raz drugi. W 2013 r. był tu ósmy, kończąc bieg po 2 godzinach i 40 minutach. Tym razem przekroczył linię mety na drugim miejscu ze stratą 4 sekund do zwycięzcy. Kilian Jornet przybiegł do Zinal po 2 godzinach, 33 minutach i 13 sekundach.
Wśród pań triumfowała Kenijka. Murigi Lucy Wambui częściej pojawia się na maratonach ulicznych, jednak po przekroczeniu mety z czasem 2:56:40, a więc o 2 minuty gorszym od rekordu trasy, zadeklarowała, że biegi górskie są trudne, ale sprawiają jej przyjemność.
W tegorocznej edycji nie wzięli udziału Polacy.
IB
fot. DROZ PHOTO / Salomon