W sobotę 26 sierpnia na łódzkim Księżym Młynie po raz siódmy rozegrano Bieg Fabrykanta. Zawody reklamują się jako „10-kilometrowa lekcja historii Łodzi”, a ich trasa prowadzi wśród stopniowo rewitalizowanych zabytków z okresu włókienniczej świetności miasta. Jednak to nie zabytki były tym razem ich główną atrakcją. Po raz drugi bowiem w historii Biegu Fabrykanta odbyły się na nim Mistrzostwa Polski Kobiet na 10 km. A mistrzynią została Izabela Trzaskalska.
Najpierw jednak rozegrano zupełnie nowy bieg towarzyszący – Milę Grohmana. Jak nam powiedział główny organizator zawodów Bartłomiej Sobecki (inesSport, KS Alaska), pomysł tego biegu wyszedł od załogi Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, czyli współorganizatorów. Sam Bartek natomiast zaproponował dystans – rzadko rozgrywaną w naszym kraju milę, czyli 1609 metrów. Start i meta, podobnie jak w rozegranych później dziecięcych i młodzieżowych biegach Małego Fabrykanta, znajdowały się obok odnowionego budynku fabryki Grohmana.
W oddzielnych biegach pań i panów (odpowiednio 26 i 47 startujących) najszybsi okazali się: Sara Dominiak (5:47), Natalia Kowalska (5:59) i Karolina Matusiak (6:16) oraz Adam Włodarczyk (4:31), Artur Kern (4:32) i Wojciech Sowik (4:33). Tak więc wśród mężczyzn zwycięzca w zaciętym finiszu pogodził dwóch faworytów, wśród których znajdował się najbardziej utytułowany i doświadczony Artur Kern.
Główny faworyt – czołowy łódzki średnio- i długodystansowiec Tomasz Osmulski, zeszłoroczny zwycięzca Biegu Fabrykanta – niestety nie mógł wystartować z powodu kontuzji. Dzięki jego uprzejmości mamy za to w galerii zdjęcia ze startu i mety.
Wyniki Mili Grohmana: TUTAJ
Wyniki Małego Fabrykanta: TUTAJ
O 18:30, przy chłodniejszej niż w ubiegłym roku, lecz mimo wszystko ciepłej i parnej pogodzie, wystartował bieg główny. Trasa była inna, niż w ostatnich dwóch latach, i tym razem prowadziła dwiema 5-kilometrowymi pętlami, z jeszcze lepszymi możliwościami podziwiania fabrykanckiej Łodzi.
Od początku na prowadzenie wyskoczył największy faworyt, olimpijczyk z Rio i rekordzista Fabrykanta sprzed dwóch lat (29:58) – Artur Kozłowski. Na półmetku był już odpowiednio pół minuty i minutę przed biegnącymi za nim dwoma Ukraińcami, a na drugim okrążeniu jeszcze zyskał dystans. Ostatecznie zwyciężył (30:12) z miażdżącą przewagą nad Mychajłą Bohdanowem (32:10) i Pawłem Olijnykiem (32:57). Kolejna szóstka mężczyzn, biegnąca razem przez większość dystansu, później się rozciągnęła i wpadła na metę w kilkusekundowych odstępach między poszczególnymi zawodnikami, z kilkudziesięciosekundową stratą do trzeciego miejsca.
Największe emocje budziła jednak elita pań, ścigająca się o mistrzostwo kraju. Tutaj stawka była zdecydowanie bardziej wyrównana. Po starcie na prowadzenie wyszła nasza reprezentantka w maratonie na niedawne lekkoatletyczne MŚ w Londynie, Izabela Trzaskalska, która jednak czuła na plecach oddech współzawodniczek.
Na półmetku Trzaskalska miała niecałe pół minuty przewagi nad Aleksandrą Brzezińską, która biegła kilka sekund przed Ewą Jagielską i Aleksandrą Lisowską. Na drugim okrążeniu rywalki zmniejszyły straty, jednak nie zdołały dogonić nowo mianowanej mistrzyni, która zajęła 10. miejsce open. Na drugie miejsce wyskoczyła Ewa Jagielska, a pozostałe dwie zawodniczki stoczyły zaciętą walkę o brąz. Jako piąta przybiegła najlepsza z łodzianek, Monika Kaczmarek.
Pierwsza piątka MP Kobiet na 10 km:
1. Izabela Trzaskalska (AZS UMCS Lublin) - 34:31
2. Ewa Jagielska (LKS Ostrowianka Ostrów Mazowiecka) - 34:45
3. Aleksandra Brzezińska (MKL Toruń) - 34:54
4. Aleksandra Lisowska (KS AZS UWM Olsztyn) - 34:57
5. Monika Kaczmarek (Asics Frontrunner Polska) - 35:28
Pełne wyniki Biegu Fabrykanta można zobaczyć TUTAJ.
– Chciałam pobiec o minutę szybciej (życiówka 32:46 – red.), ale na 6. kilometrze mnie dopadł kryzys – powiedziała nam Iza Trzskalska, świeżo upieczona mistrzyni Polski. – Ktoś mi krzyknął, że rywalka mnie goni, więc się sprężyłam i utrzymałam prowadzenie. Były długie podbiegi i nawrotka po bruku, gdzie się traciło dużo energii, więc nie ukrywam, że trasa była wymagająca. Ale przyjechałam tu zawalczyć o złoto i się udało wygrać. Jestem już trochę zmęczona sezonem, tymi dwoma maratonami (Orlen Warsaw Marathon i MŚ w Londynie – red.), teraz pozostaje odpocząć, może jeszcze gdzieś wystartować i spokojnie się przygotować do następnego roku.
– Dziś mi do mojego tutejszego rekordu sprzed dwóch lat zabrakło 14 sekund – opowiadał nam Artur Kozłowski – ale mimo wszystko jestem bardzo zadowolony na tym etapie przygotowań do jesiennego maratonu (29.10 we Frankfurcie – red.), forma rośnie i mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma. Na Fabrykancie mi się zawsze szybko biega. Dziś ta nawrotka na kocich łbach zwalniała, ale tu zawsze jest dużo wspaniałych kibiców i ich doping niesie. Może aż za bardzo, bo się można podpalić na początku. Zacząłem trochę za szybko, pierwszy kilometr w 2:50, ale dzięki temu zgubiłem obu Ukraińców. Potem nie mogli mnie już dogonić, więc w sumie wyszło mi to na dobre! A stawka dziewczyn była dosyć wyrównana – komentował wyniki MP nasz olimpijczyk – ale Iza ma mocny sezon, wcześniej pobiegła dwa dobre maratony i dziś to potwierdziła.
Na ostatnim kilometrze nową mistrzynię Polski dogonił dobrze znany z ulicznych i górskich tras Artur Kamiński. – Dziś pobiegłem 34:31, mam 9. miejsce, więc jestem zadowolony, tym bardziej że wystartowałem z pełnego treningu i do tego było duszno – opowiadał. – Założenie miałem na 35 minut, takie przetarcie przed wrocławskim maratonem, chciałem złapać trochę szybkości. Izę dogoniłem na finiszu, ale nie chciałem rwać. Życiówkę mam o 40 sekund lepszą, dziś planowo pobiegłem tak na 90 procent. Były podbiegi i zbiegi, ale dużo biegam po górach, więc nie robiły mi kłopotu. A co do Izy, to spodziewałem się, że zdobędzie mistrzostwo – podsumował Artur.
Wśród innych zawodników też nie mogło zabraknąć porównań nowej trasy do tych z poprzednich lat. – Dziś oczywiście najlepsza była uliczka Księży Młyn, czyli nawrotka po kocich łbach – śmiał się Krzysztof Łaski – jakby mi do życiówki brakło 10 sekund, to bym zaskarżył organizatorów! Poza tym dwie pętle i przez to więcej zakrętów spowodowały, że było wolniej, niż rok czy dwa lata temu. A widoki miałem czas podziwiać... bo biegłem za trzema dziewczynami!
– Ostatni raz tu biegłem dosyć dawno, jak jeszcze trasa prowadziła parkowymi alejkami – opowiadał Mirosław Koprianiuk – więc ta trasa jest dla mnie bardziej przyjazna i chyba szybsza, a zeszłorocznej nie znam. No i jestem zadowolony, bo chociaż po wakacjach wróciłem z bolącym uchem i większym brzuchem, to rozmieniłem pięć dych i teraz mogę spokojnie trenować pod przyszły rok.
Jako zające na łamanie godziny pobiegli Joanna Spułtowska i festiwalowy ambasador Szymon Drab – Asia jako marchewka na czele grupy, a Szymon jako kij poganiający tych z tyłu. – Ładnie się w ten sposób zorganizowaliśmy – powiedziała Asia – i oboje wbiegliśmy przed upływem godziny. Trzymaliśmy tempo, widzieliśmy uśmiechnięte buzie i się udało. Zadebiutowałam w tej roli, spodobało mi się zającowanie, fajne jest takie motywowanie biegaczy! – Dla mnie to był już drugi raz, słownymi kopniakami starałem się motywować tych, co zwalniali – dodał Szymon – dużo ludzi poprawiło z nami swoje osobiste rekordy, a każda życiówka, to nasz sukces!
Wkrótce na naszym portalu dłuższa rozmowa z nową Mistrzynią Polski na 10 km, Izabelą Trzaskalską.
Kamil Weinberg
Fot. Tomasz Osmulski, KW