20. Maraton Solidarności w Gdańsku: Minuta po minucie Ambasadora

 

20. Maraton Solidarności w Gdańsku: Minuta po minucie Ambasadora


Opublikowane w śr., 20/08/2014 - 10:04

15 sierpnia - Dzień Wniebowzięcia NMP i Dzień Wojska Polskiego. Święto państwowe. Tego dnia w Gdańsku odbywa się już 20. Maraton Solidarności. Wziąłem w nim udział.

Relacja Jana Nartowskiego, Ambasadora Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój.

14 sierpnia:

Godz. 22:00 – Józefosław. Wychodzę z domu, wcześniej odpowiadam sobie na kilka egzystencjalnych pytań: „Czy musisz tam być?”, „Po co tam jechać ?”, „Może byś w końcu przestał biegać!?!”

Godz. 23:30 – Młociny. Wsiadam w Polskiego Busa. Wszystkie miejsca zajęte, więc przy wsiadaniu nieco nerwowa atmosfera.

15 sierpnia:

Godz. 4:25 – Gdańsk. Opuszczam przytulny autobus. W poczekalni dworcowej wcinam suchy prowiant, popijam kawą z automatu. Pogoda średnia, zanosi się na deszcz.

Godz. 5:25 – Gdańsk. Wsiadam do SKM w kierunku Gdyni,

Godz. 6:00 – Gdynia, wzgórze Maksymiliana. Jestem na miejscu.

Godz. 6:10 – Gdynia. Odbieram pakiet startowy 20. Maratonu Solidarności w biurze zawodów. Pytam o szatnie, podobno później podstawią stosowny autobus.

Godz. 7:00 - Gdynia port. Oglądam cumujące w porcie i na redzie żaglowce, widok wspaniały, chociaż wszystkie żagle schowane. Słychać tylko pracę agregatów prądotwórczych, sporo telewizyjnych samochodów transmisyjnych. Ciekawe czy ktoś z redaktorów i obsługi wie, że za chwilę przebiegnie tędy prawie 1000 osób. A właściwie co to kogo obchodzi, lepiej by było pokazać 22 nieudaczników biegających po boisku za piłką...

Godz. 7:30 – Gdynia promenada. Przebieram się na ławce w parku. Dobrze, że nie ma straży miejskiej, mogłaby być sprawa o obrazę moralności publicznej,

Godz.8:30 – Al. Piłsudskiego. Powoli zbierają się zawodnicy. Przyjemnie zobaczyć starych znajomych - są Bożena, Agnieszka, Monika, Kaśka, Ewa, kibicująca Wiolka, dwóch Andrzejów, „lokales” Jarek,. Tasiemcowa kolejka do toalet - 5 kabin na około 1000 osób to już zbyt duża oszczędność.

Godz. 9:45 – Al. Piłsudskiego, Pomnik Pamięci Ofiar Grudnia ’70. Tradycyjne okolicznościowe przemówienia i składanie kwiatów, zdjęcia, tzw. start honorowy.

Godz.10:00 – Al. Piłsudskiego, Pomnik Pamięci Ofiar Grudnia ’70. Wystrzał z pistoletu i ruszamy.

Trasa na początku lekko zmieniona w stosunku do wcześniejszych edycji - biegniemy do portu i po krótkim odcinku zawracamy z powrotem na starą trasę. Pogoda na razie doskonała, chłodno, zachmurzenie, zbiera się na deszcz. Przed nami Sopot i Gdańsk, bufety rozstawione co 5 km, stanowczo zbyt rzadko, ale jest woda, izotonik, cukier i banany.

Godz.12:01 – Gdańsk. Mijam półmetek. Od 10. kilometra zaczęło się przejaśniać i wyszło słońce. Ale zaczyna być duszno i ciepło - dla mnie to niesprzyjające okoliczności, wszyscy znajomi już z przodu, nawet nie widzę ich pleców. W dali widać wieże Ratusza gdańskiego, mam chęć zejść z trasy, ale zmuszam się do dalszego biegu.

Skręcamy w lewo w stronę stoczni i PGE Areny Gdańskiej - to nowa część trasy z dwoma 5 -kilometrowymi agrafkami. ,Podobne pustkowie z kilkoma podbiegami na wiadukty jak dawniej w stronę Westerplatte, ale teraz przynajmniej można zobaczyć piękną elewację nowego stadionu. Zaczynam mieć kłopoty z biegiem -przytyka mnie coraz bardziej, ale tętno na przyzwoitym poziomie dochodzącym do 145bpm. Słońce pali niemiłosiernie, zaczyna brakować wody w bufetach, próbuję coś wycisnąć z powyrzucanych butelek, ale przeważnie są już puste. Sytuację ratuje kilka kurtyn wodnych uruchomionych przez Straż Pożarną,

Godz. 15:01 – Gdańsk Długi Targ. Meta. Miejsce 804/877. Można powiedzieć, że finisz miałem dobry, bo nie jestem bardzo zmęczony. Część trasy przewlokłem się spacerkiem, ale ogólnie godzina straty nie napawa dumą. Muszę popracować nad sobą, ostatnie upały dały mi się we znaki.

Zaczyna lać deszcz, co mi nie przeszkadza, bo i tak jestem cały mokry. Sprawdzam czasy znajomych - Monika nokautuje wszystkich z czasem 3:41:09. Wielkie gratulacje i brawa!

Pełne wyniki w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

Odbieram rzeczy z depozytu i trochę się ogarniam w jedynym kontenerze z prysznicem. Czy dla pań był oddzielny - tego nie wiem. Organizacja jak zwykle na tym maratonie nie zachwyca...

Godz.16:30 – Gdańsk dworzec autobusowy. Wsiadam do Polskiego Busa. Do przejechania 380 km, może się w końcu zdrzemnę. Ale gdzie tam, co chwilę podają a to kawę a to ciastko a to herbatniki.

Godz.22:00 – Warszawa. Nareszcie w domu, mogę zjeść coś ciepłego i położyć się do normalnego łóżka.

Jan Nartowski, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój.

Fot. Dorota Świderska / maratonczyk.pl

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce