Chudy Wawrzyniec: Powiedzieli na mecie

 

Chudy Wawrzyniec: Powiedzieli na mecie


Opublikowane w pon., 11/08/2014 - 09:02

Grad rekordów podczas trzeciej edycji Ultramaratonu Chudy Wawrzyniec. Litwin Gediminas Grinius – zwycięzca krótkiej trasy (50 km) poprawił dotychczasowy rekord należący do Piotra Hercoga o ponad 11 minut!

Wynik Gediminasa Griniusa to 4:33:53. Mieszkający w Szczecinie zawodnik teamu inov-8 traktował start w Chudym Wawrzyńcu jako ostatni mocny akcent przygotowań do Ultra Trail du Mont Blanc.

– Na dwa dni przed wyścigiem czułem się naprawdę źle, byłem zmęczony treningiem, więc nie spodziewałem się, że pójdzie tak gładko. Myślę, że przy odpowiednim przygotowaniu i przede wszystkim odpoczynku przed samym startem, czego w moim przypadku nie było, rekord można poprawić o kolejne 10 minut – mówi Gediminas. – Zazwyczaj biegnę na 100 procent do samego końca i tutaj nie było wyjątku. Szczególnie, że Kamil Leśniak, który deptał mi po piętach był bardzo zmotywowany do rywalizacji.

Wspomniany Kamil Leśniak (również Inov-8) oraz trzeci na mecie – Marcin Dyrlaga również pobiegli szybciej niż wynosił poprzedni rekord trasy. – Gediminas i Kamil „nakręcali się” nawzajem. Myślę, że to miało spore znaczenie. Choć nie ma co ukrywać – zawodnicy startujący na krótszym dystansie biegali w bardzo dobrych warunkach. Gediminas przybiegł na metę o godzinie 8:30, kiedy było jeszcze chłodno i nikt nie myślał o upale, który nadszedł pół godziny później – mówi Krzysiek Dołęgowski, jeden z organizatorów biegu.

Dystans 80+ przy temperaturze bliskiej 30 stopni był niezwykle wyczerpujący. W tym upale najlepiej poradził sobie Piotr Bętkowski. Czas Piotrka to 9:14:36. Zwycięzca – choć nie jest debiutantem w górskim biegu ultra – startuje głównie w biegach ulicznych. W kwietniu ustanowił swój nowy rekord życiowy w maratonie – 2:38:45.

– Moje treningi na pewno nie są przykładnym przygotowaniem do biegu górskiego. Nie ukrywam, że biegam dużo, przed ostatnie dwa miesiące mój tygodniowy kilometraż wynosił około 100 km, ale były to głównie „śmieciowe” treningi – podkreśla Piotrek. – Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że nie mogę wygrać. Brak doświadczenia w biegach górskich, trening niedostosowany do startu w górach, doświadczeni zawodnicy na trasie… Łut szczęścia i przypadek zdecydowały, że to ja dobiegłem pierwszy. To mój największy sukces i najpiękniejszy dzień w życiu.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce