Mocno przygodowy Chudy Wawrzyniec Ambasadora [ZDJĘCIA]

 

Mocno przygodowy Chudy Wawrzyniec Ambasadora [ZDJĘCIA]


Opublikowane w pon., 11/08/2014 - 15:43

Ulubiony aspekt ultrasów

Słońce zaczyna się dawać we znaki, ale radzimy sobie i wbiegamy na 4PK Na Wielkiej Rycerzowej - moment, w którym można zdecydować czy biegnie się trasę 50+ czy 80+. Nasze zdecydowanie z Karolem na punkcie jest tak mocne, że nawet nie patrzymy w lewo czyli w stronę krótszej trasy tylko od razu zmieniamy tor na prawo.

Ale!!! Chwila moment zanim zbiegliśmy (@#$%^&*() wydarza się mój ulubiony aspekt ultrasów - zgarniam słodkiego buziaka od wolontariuszki na punkcie! "Dobra Karol, teraz biegniemy :D". Karol tylko się zaśmiał i pobiegliśmy dalej. Zaczynałem się lekko denerwować, że za łatwo to wszystko przychodzi, wiec tylko wyczekiwałem momentu, w którym wszystko sypnie się jak zamek z piasku.

Oszust!

Po lekkim zbiegu z PK, znów strome podejście na Świtkową - ilość bluzgów rzucona tutaj przez uczestników, których udało się wyprzedzać była dosyć spora, ale ukrywać nie będę, że sam zwyzywałem tę (górkę) od... Nie będę mówił :P Dalej trasa mija w ciągłym biegu - raz w górę raz w dół, ręce zaczynają mocno drżeć i wiem już, że zbliżamy się do mojego ulubionego fragmentu tej trasy...

Oszuście!! Biegnę po Ciebie! Z daleka Oszust dał się już zauważyć, a raczej usłyszeć. Ilość krzyków oraz kolejnych bluzgów sięgała zenitu, ale my widzimy się nie pierwszy raz, co oszuście? Znamy twoje słabe punkty! Oszust pokonany w kilka minut, gdzie udało się wyprzedzić 12 osób! Na szczycie Oszusta PK 5 i odmeldowani!

Zaraz za oszustem dołącza do nas pewna Pani, która biegnie w samotności i jest to Dominika Duleba, która prosi nas o pociągniecie jej dalej w tym tempie, gdyż jest trzecia. Wstyd byłoby odmówić tak doskonałego towarzystwa. Ciągniemy więc zatem Dominikę, a raczej to chyba ona nas, bo narzuca takie tempo, że aż jęzor szło wywalić. Prowadzimy wesołe rozmowy z Dominiką i staramy się utrzymać równy bieg. Kiedy spojrzałem na Karola wiedziałem, że nie utrzyma takiej prędkości, ale udało nam się dotrzeć do 6PK.

Na ostatnim punkcie żywieniowym (skutecznie) namówiłem Dominikę, żeby napiła się z nami piwa. Uzupełniłem delikatnie płyny w bukłaku, ale nie za dużo - dobrze wiedziałem, ile mi wystarczy. (Za chwilę stanie się coś bardzo dziwnego. Czułem już wcześniej, że przecież musi się coś stać, bo do samego końca nigdy nie może być fajnie, no bo czemu Marek miałby mieć łatwo?)

Dodatek specjalny

Sięgam po drożdżówkę na punkcie, zajadam się delektując się smakiem, gdy nagle sięgając po kolejnego kęsa nie zauważam osy, której również smakowała moja drożdżówka i tym samym zostaję użądlony w język! Zemrzyj owadzie! Naturalnie w tym momencie ode chciało mi się jeść, zgłosiłem się do organizatora na punkcie pytając, czy jest tu jakiś ratownik medyczny. Niestety miałem pecha - nie było. Opisałem sytuację organizatorowi, po czym ten czym prędzej chciał mnie odwieźć na metę. Zaśmiałem się tylko pytając, czy żartuje. On z poważną miną zabrania mi kontynuowania biegu, ja spoglądam na niego z uśmiechem „człowieku nie ma takiej opcji”. Osa, której spodobał się mój język miała by mnie pozbawić ukończenia Wawrzyńca? Dobry żart!

Odczekałem chwile i pokazałem mu, że język już nie puchnie i oświadczyłem, że biegnę na własnż odpowiedzialność. Ruszyłem szybko goniąc Dominikę, której poradziłem wyruszyć prędzej, bo sam musiałem chwilę jednak odczekać. Karol wyglądał dość słabo i powiedział, żeby na niego nie czekać. Walka Dominiki o 3 pozycję dla trwała nadal. Raz dwa i byłem już za jej plecami.

Gdyby nie ta osa wszystko byłoby chyba nadal OK. Trasa mijała nadal, przeprowadzaliśmy na niej sporo rozmów. Dobiegając do Gruba Buczyna wiedziałem, że to koniec mojej pomocy dla Dominiki i machnąłem tylko ręka, aby nie czekała. Odpuściłem - wiedziałem, że zostało jakieś 15km, a miała na tyle przewagi, że była bezpieczna.  Ale odpuściłem nie tylko walkę z Dominiką - również swoją własną.

Dlaczego się poddałem?

Kolano sprawiło, że bieg stał się już niemożliwy, w sercu po cichu modliłem się tylko do Boga, aby pozwolił mi chociaż dojść do mety, bo bieg był naprawdę niewykonalny. Maszerowałem Wielkim Groniem i Wilczym Groniem, krzycząc z bólu. Jedyne, o czym myślałem to poddanie się.

Tak - chciałem się poddać, co też chciałem uczynić na 7PK, kiedy na 200m przed punktem upadłem na ziemię ze zmęczenia i za nic nie chciałem się podnieść. W sumie to nawet nie bardzo wiedziałem jak… Język pulsował, kolano przemawiało do mnie ludzkim głosem abym się położył i poczekał aż ktoś mnie zniesie z tej góry.

Wolontariuszka z punktu namawiała do walki, ale ja nie miałem zamiaru walczyć, leżałem dalej. Czułem jak łzy bólu spływały po policzku, a kiedy moje oczy się już zamknęły, jedyne co widziałem to ciemności. Czas na chwilę się zatrzymał, a głos który dochodził do mnie nie wiem skąd, brzmiał jak, jak…

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce