Moja droga do Badwater - cz. 5. Patrycja Bereznowska adaptuje się do warunków Doliny Śmierci. "Wysoka temperatura i bardzo niska wilgotność"

 

Moja droga do Badwater - cz. 5. Patrycja Bereznowska adaptuje się do warunków Doliny Śmierci. "Wysoka temperatura i bardzo niska wilgotność"


Opublikowane w śr., 03/07/2019 - 20:11

– Jak więc będziesz ubrana podczas biegu?

– Przywiozłam ze sobą ultra cienkie i lekkie koszulki na duże upały, które zrobił dla mnie Brubeck. To jest tkanina z ich najnowszej chłodzącej kolekcji, a dla mnie wyprodukowali specjalny wzór, białe i z większym dekoltem. Na dół założę spodenki nad kolana, w których biegam zwykle oraz opaski na łydki, będę więc miała odkryte jedynie kolana.

– Co jeszcze wytrenowałaś przez te 10 dni pobytu w Arizonie?

– Trenuję tak jak w Polsce, muszę tylko pamiętać o piciu i odpowiednim jedzeniu, a także o tym, by dobrze zaplanować to, gdzie biegnę. Robię 2 treningi biegowe dziennie, na zmianę lekki i akcent, chyba że mam dłuższą wycieczkę biegową w góry. Wtedy po południu ćwiczę w siłowni: siła, 40 minut kardio plus basen. Mam tu do dyspozycji gym tak ogromny, że w Polsce nigdy podobnego nie widziałam. Lekką siłownię robię sobie także, gdy biegam 2 razy, ten trzeci trening jest wtedy regeneracyjny.

Mam też basen przy domu, więc gdy tylko kończę biegać lub jeździć na rowerze, od razu się rozbieram, biorę pokrojony, chłodny arbuz, picie i wskakuję do wody. To podstawa, po wyjściu z wody czuję się zregenerowana. Korzystam też z tego, że Piotr Podbielski, u którego goszczę, jest rehabilitantem i ma własną klinikę. Udało nam się zrobić dwie bardzo przydatne sesje terapii powięziowej.

– Masz czas na coś innego niż treningi i regeneracja?

– W ramach biegania lub jazdy na rowerze oglądam sobie okolicę, choć akurat Phoenix nie jest miejscem do zwiedzania. Fajne są okoliczne góry. Dwa treningi biegowe, trzeci ogólnorozwojowy w siłowni. Po powrocie z treningu robię coś do jedzenia, ogarniam mejle i się regeneruję. Spanie, jedzenie, trenowanie, relaks. Na nic innego nie wystarcza czasu.

– A wizyty w sklepach? Wspominałaś kiedyś, że nie wszystko, co jest potrzebne na biegu, możesz zabrać z Polski i część sprzętu będziesz musiała dokupić w Stanach.

– I tak jestem w dobrej sytuacji, bo nie wszystko muszę kupować, część niezbędnego sprzętu wypożyczy mi Piotr, którego synowie także uprawiają sport. To specjalne wiatraki, ręczniki chłodzące, coolery, czyli przenośne lodówki, termosy i mnóstwo innych podobnych rzeczy. Do tego akcesoria fizjoterapeutyczne, jak na przykład tejpy. Tego wszystkiego nie musiałam wieźć i nie muszę też kupować na miejscu. Kupiłam za to buty w modelu, który nie jest jeszcze w Polsce dostępny i kilka czapeczek, które powinny mi się przydać.

– Cały ten towar, który przed chwilą wymieniłaś, będzie jechał z Tobą w trakcie zawodów w samochodzie serwisowym? Czy ktoś się w nim jeszcze zmieści? Masz przecież 4-osobową ekipę wspierająca.

– Tak. Muszę mieć wszystko, co może być potrzebne w trakcie biegu. Organizator nie zapewnia na trasie niczego. Żadnego jedzenia, nawet łyka wody! Nie ma żadnych punktów serwisowych. Cały serwis zawodnika odbywa się na trasie, przy jego samochodzie. Każdą kostkę lodu musisz sobie kupić i mieć w lodówce w aucie.

Bierzesz do jedzenia arbuzy, ale żeby móc je pokroić, musisz pamiętać o zabraniu specjalnego dużego noża. Albo przywozisz go ze sobą z Polski, albo kupujesz na miejscu. Nie możesz o niczym zapomnieć, bo na całej trasie w Dolinie Śmierci jest zaledwie kilka stacji benzynowych, parę hoteli i jedno miasteczko. Biorąc pod uwagę, że będzie się tam zatrzymywało 100 samochodów serwisowych biegaczy, na dodatkowe zakupy są marniutkie szanse.

– Takie warunki to dla Ciebie całkowita nowość?

– Nie. Biegłam w grudniu w Irlandii, gdzie też nie było żadnych punktów odżywczych i zawodnika serwisował samochód, którego kierowca sam musiał wiedzieć, gdzie jesteś na trasie, gdzie może podjechać i się zatrzymać, żeby ci służyć.

Ale w Badwater jest to skumulowane w dwój- albo nawet w trójnasób. Powiem szczerze, że na razie nie bardzo sobie wyobrażam, jak my się w piątkę, z wyposażeniem i jedzeniem dla pięciu osób, pomieścimy w vanie Piotra. Wszystko musi być w coolerach, bo inaczej od razu się rozpuści, należy więc je precyzyjnie oznakować, żeby błyskawicznie odnaleźć potrzebną rzecz i niepotrzebnie nie otwierać lodówek w poszukiwaniu tego czy owego. Będziemy zapakowani „po kokardkę”!

Dodam jeszcze, że ze względów bezpieczeństwa awaria samochodu serwisowego równa się automatycznej dyskwalifikacji zawodnika. Nie możesz biec bez samochodu. Ale nie możesz też mieć auta zapasowego. Trochę to wszystko mnie przeraża, ale... cóż, teraz już nie zrezygnuję (uśmiech).

Patrycja Bereznowska jest już po rekonesansie trasy Badwater 135 w Dolinie Śmierci. Jak jest w Death Valley - napiszemy już wkrótce, w kolejnym odcinku "Mojej drogi do Badwater".

Piotr Falkowski

zdj. Patrycja Bereznowska


 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce