"Nie pokłóciłem się z żadną zawodniczką czy trenerem" - Aleksander Matusiński, trener sztafety 4x400 m. "W Tokio medal i życiówki"

 

"Nie pokłóciłem się z żadną zawodniczką czy trenerem" - Aleksander Matusiński, trener sztafety 4x400 m. "W Tokio medal i życiówki"


Opublikowane w wt., 15/10/2019 - 15:21

– Na czym polega fenomen polskiej sztafety? Jak to się dzieje, że dziewczyny, które w MŚ raczej nie mają szans na medal indywidualny są zespołowo jednymi z najlepszych na świecie?

– Jeśli ktoś jest w finale to zawsze walczy o medal, proszę nie mówić, że nie mają szans! Denerwują mnie takie opinie. A jeśli chodzi o siłę naszej sztafety, to dziewczyny są w ten sposób nastawione, że bieg zespołowy jest ich największą szansą na sukces. Mamy zawodniczki bardzo równe, może nie super topowe, ale bardzo dobre. Do tego są mocne zmienniczki.

To jest tak jak w kolarskim peletonie. Siła grupy ciągnie. Chociaż i tak nasze dziewczyny są w tej chwili bardzo wysoko w rankingu indywidualnym 400 m: Justyna Święty jest czwarta, Iga Baumgart jedenasta, zaś Ania Kiełbasińska pod koniec drugiej dziesiątki. To bardzo solidna podstawa, z niej wynika siła sztafety.

– A jaka jest przyszłość naszej sztafety 4x400 metrów? Jej trzon stanowi 5 zawodniczek: Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan, Małgorzata Hołub-Kowalik, Patrycja Wyciszkiewicz i Anna Kiełbasińska. Szósta jest Aleksandra Gaworska, w odwodzie jeszcze płotkarka Joanna Linkiewicz. A co się dzieje za nimi?

– Jest dobrze. Mamy Natalię Kaczmarek, mam nadzieję, że do zdrowia wróci Martyna Dąbrowska, są młode dziewczyny, które w hali wyrównały rekord Polski Ani Kiełbasińskiej, czyli Paulina Zielińska i Susane Lachele. Nie zapominajmy też o „młodzieżówkach”, które w tym roku zdobyły mistrzostwo Europy. Jest wśród nich m.in. Karolina Łozowska. Ja bym raczej spał spokojnie. Trzeba im tylko dać czas.

Nie wiadomo zresztą, co zrobią po igrzyskach w Tokio dziewczyny, które teraz są na topie. One przecież wciąż są młode, Gosia Hołub i Justyna Święty mają po 27 lat. Mogą więc przez kolejne 4 lata kontynuować karierę, a przy nich dojrzewałyby i uczyły się młodsze. My zresztą przed nikim nie zamykamy drogi nawet teraz, przykładem jest Kaczmarek, która w ubiegłym roku biegała w eliminacjach podczas ME w Berlinie i HMŚ w Birmingham. Próbujemy te dziewczyny, wymieniamy, to nie jest tak jak kiedyś, że trzeba było poruszać się w wąskim gronie.

– Po Tokio może pan stracić Patrycję Wyciszkiewicz, która być może wydłuży swój dystans, zacznie trenować i startować na 800 metrów.

– Nie mam nic przeciwko temu. Z potencjałem i wynikami, które ma Patrycja, widzę dla niej miejsce w sztafecie nawet jeśli na co dzień będzie biegała 800 m. Już jej to zresztą powiedziałem, gdy wracaliśmy autokarem ze stadionu z medalami.

– Czy Aleksander Matusiński jest bardziej trenerem czy selekcjonerem?

– Czuję się przede wszystkim trenerem. Selekcjonerem staję się w momencie doboru zawodniczek do składu sztafety. Moją zawodniczką na co dzień, w klubie AZS AWF Katowice jest tylko Justyna Święty-Ersetic. Iga Baumgart-Witan trenuje z mamą Iwoną Baumgart, natomiast zawodniczki z kadry, które nie miały minimów indywidualnych, od mistrzostw Polski trenowały na moich planach, miałem wpływ na to, co robiły.

Te zawodniczki trenowały ze mną w kadrze od dawna, ja budowałem tę reprezentację po igrzyskach w Londynie. Teraz są już na wysokim poziomie, a ich trenerzy jeżdżą na zgrupowania. Nie widzę powodu, żeby tworzyć jakieś sztuczne podzialy, trenerzy mogą na kadrowych zgrupowaniach spokojnie pracować z zawodniczkami.

– Jak się panu współpracuje z klubowymi trenerami zawodniczek?

– Bardzo dobrze, jesteśmy w stałym kontakcie. Nie dzwonimy do siebie codziennie, bo nie ma takiej potrzeby, ale dogadujemy się w sprawach zgrupowań i treningów. Poza grupą była w tym roku tylko Patrycja Wyciszkiewicz, która trenowała i wyjeżdżała z Marcinem Lewandowskim (trenerem obojga jest Tomasz Lewandowski – red.). Nie widzę w tym nic złego, ale oczywiście wyniki muszą być na odpowiednim poziomie. W sztafecie będą te zawodniczki, które będą biegaly najszybciej.

– A kto ma głos decydujący w sprawach szkoleniowych?

– Ja. To ja jestem trenerem głównym 4 x 400 m kobiet. W ostatnim roku, może nawet dwóch latach, dałem trochę większą swobodę. Ania Kiełbasińska trenowała poza naszym układem, ze swoim szkoleniowcem Michalem Modelskim, nie było podstaw do innego modelu, skoro miała wyniki na 200 m i dobrze im to wychodziło. Szli inną drogą, ale nie widziałem potrzeby narzucania im czegokolwiek. Jeśli zawodniczka jest przydatna w sztafecie i dyspozycyjna (a jest), to po co wszystkich koszarować na siłę w jednym worku? Można by tylko zepsuć to, co dobrze wychodzi. (czytaj dalej)


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce