Nie taki las nocą straszny. Przynajmniej w Krostoszowicach

 

Nie taki las nocą straszny. Przynajmniej w Krostoszowicach


Opublikowane w ndz., 17/08/2014 - 13:21

Jest noc, dość chłodna jak na połowę sierpnia. Pogoda nie rozpieszcza – siąpi deszcz, który momentami przybiera na sile, podnosi się coraz większa mgła. W ciemnym i ponurym lesie widać pojedyncze światełka. Poruszają się, lawirując w zawrotnym tempie między drzewami. Słychać chlupot kałuż i mlaśnięcia błota pod podeszwami butów. Od czasu do czasu ktoś upada w błocie. Obłoczki pary unoszą się z ust uczestników tego dziwnego pochodu. Niezmordowanie odnajdują drogę w lesie, nie przejmując się ciemnościami, zimnem, deszczem, przemoczonymi butami i śliskim błotem. Jest prawie 22:00. Powariowali?

Nie, to po prostu uczestnicy Nocnego Biegu i Nordic Walking w Krostoszowicach k. Wodzisławia. A tutaj już nic nie dziwi…

Organizator wielu niezwykle oryginalnych imprez, czyli wodzisławska Forma, tym razem przeszedł samego siebie, organizując nocny crossowy bieg po lesie. Trzeba przyznać, że aura też zrobiła swoje, bo siąpiący deszcz i mgła sprawiły, że ciemny las przypominał bardziej scenerię horroru niż arenę sportowych zmagań. Błoto i kałuże, które w ciemnościach stały się prawdziwym wyzwaniem, podniosły poziom trudności o kilka stopni. Ci, którzy ukończyli zawody mogą być z siebie naprawdę dumni! A ukończyli wszyscy, czyli ponad stu śmiałków. Obeszło się bez ofiar, chociaż niektórzy wspominali coś o spotkaniach z dzikami…

Uczestnicy imprezy, biegacze i kijkarze, rywalizowali na dystansie 10 km. Ponieważ składały się na niego dwie pętle, można było ukończyć zmagania już po pierwszej z nich. Większość jednak podjęła wyzwanie i ruszyła, by jeszcze raz pokonać leśne błota. Wymagana była latarka czołówka i nic w tym dziwnego, bo trasa nie była w ogóle oświetlona. Oznaczały ją odblaskowe znaki umieszczone co jakiś czas na drzewach. Naprawdę trzeba było zachować czujność, żeby się nie zgubić, zwłaszcza podczas drugiego okrążenia, kiedy stawka się rozciągnęła i inni zawodnicy znikali z zasięgu wzroku. Brawa dla organizatorów za oznaczenie odblaskowymi znakami i sprayami wystających z ziemi korzeni. Z pewnością ocalili niejedną kostkę i palce…

Wyzwaniem okazały się nie duże podbiegi, których nie brakowało, ale… zbiegi. Błoto sprawiło, że trzeba było na nich naprawdę walczyć o utrzymanie pionowej pozycji. Nic dziwnego, że niektórzy docierali do mety w ubraniach wyraźnie świadczących o tym, że jednak się nie udało. Traktowali to jednak jak najlepszą zabawę. – Leżałam dwa razy – śmieje się jedna z biegaczek, pokazując ubłocone getry. – Taka zabawa! Naprawdę. Ubranie się dopierze, ale wrażenia niezapomniane. Było warto. Właściwie to… pobiegłabym jeszcze jedno kółko!

Jeden z zawodników nordic walking na trasie żartował: – Ale jesteśmy nienormalni! W środku nocy latamy z latarkami po lesie, jeszcze w deszczu, zamiast spokojnie obejrzeć film i wypić piwo przed telewizorem.

Chociaż wywołał tym stwierdzeniem ogólny aplauz, chyba każdy z zawodników pomyślał w tym momencie, że nie żałuje swojego wyboru. Bo Nocny Bieg miał tak niepowtarzalny klimat, że trudno szukać podobnych emocji gdziekolwiek indziej. A emocji nie brakowało… – Szczerze? Bałam się na trasie, bo w pewnym momencie zostałam sama w lesie, na wąskiej ścieżce, z małą plamą światła, którą dawała moja latarka. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, co jest wokół. Wyobraziłam sobie, że między drzewami czają się zwierzęta… i przyspieszyłam. Może ten strach był motywujący? – mówiła później Ania.

Inni też wspominali o ciarkach na plecach i gęsiej skórce. Chociaż na trasie byli wolontariusze pilnujący zakrętów, stali w ciemnościach w kompletnym milczeniu, kiedy wyrastali nagle przed oczami zawodników, mogli przestraszyć bardziej niż pusty i mroczny las… Nie ma wątpliwości, że klimat biegu był absolutnie wyjątkowy. Podobnie jak medal w kształcie gwiazdy, który czekał na mecie.

KM

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce