"Tokio? Może jeszcze spróbuję..." - waha się Izabela Paszkiewicz. "A jak nie, to będzie Paryż" [ROZMOWA]

 

"Tokio? Może jeszcze spróbuję..." - waha się Izabela Paszkiewicz. "A jak nie, to będzie Paryż" [ROZMOWA]


Opublikowane w pon., 24/02/2020 - 23:29

Miała spore szanse, żeby jako druga (po Karolinie Nadolskiej) polska maratonka osiągnąć minimum 2:29:30 godz. uprawniające do startu na igrzyskach w Tokio. Jest „w gazie”, cztery tygodnie temu (26 stycznia) wygrała półmaraton w Sewilli ze świetnym wynikiem 1:11:09 (czwarty rezultat w historii polskiej lekkoatletyki).

W niedzielę 23 lutego Izabela Paszkiewicz (z domu Trzaskalska) poleciała do stolicy Andaluzji raz jeszcze, tym razem na maraton i po cel jeszcze ważniejszy: olimpijski paszport. Ale tym razem po biegu była – jak sama napisała – „obrażona (mało powiedziane!) na cały świat". Choć biegła bardzo dobrze, zeszła z trasy po 26 kilometrach. Tokio odfrunęło.

"Mam apetyt na więcej!" Karolina Nadolska, pierwsza Polka z minimum olimpijskim w maratonie

Rozmawiałem z Izą wieczorem dzień po maratonie, godzinę po powrocie do kraju, w drodze z Warszawy do Terespola, gdzie mieszka. Spodziewałem się usłyszeć w słuchawce głos dziewczyny wściekłej, albo załamanej. Ale Paszkiewicz chyba już zaakceptowała niepowodzenie, a nawet myśli, że może jeszcze nie wszystko stracone?

Zanim jednak o przyszłości, pytanie o niedzielę: co się stało na trasie Zurich Maratón de Sevilla?

10 dni przed maratonem, na obozie w Ostii, robiłam na treningu zabawę biegową i poczułam ból z tyłu uda, w mięśniu dwugłowym. Myślałam, że to nic poważnego, zwłaszcza, że po 2-3 dniach przeszło. Ale w sobotę, gdy znowu biegałam coś szybszego, po kilku kilometrach ból odezwał się ponownie, tym razem tak silny, że wręcz kulałam.

Po powrocie do Polski poszłam do doktora Marka Krochmalskiego w COMS (Centralny Ośrodek Medycyny Sportowej - red.). Badanie USG wykazało naderwanie ścięgna związane z jakimiś starymi, zadawnionymi urazami. Nic w sumie wielkiego, wystarczyłoby kilka dni odpoczynku, regeneracji i byłoby w porządku. Tyle że ja za 2 dni miałam maraton!

Rekordy podczas maratonu w Sewilli. Izabela Paszkiewicz...

A nie mogłaś zrezygnować z Sewilli i przesunąć startu na jakiś późniejszy maraton?

Nie bardzo, bo już na najbliższy czwartek (27.02) mam zaplanowany wyjazd na obóz w Albuquerque, a po powrocie ze Stanów Zjednoczonych – mistrzostwa świata w półmaratonie w Gdyni (29 marca – red.). Pomyślałam, że skoro poświęciłam 3 miesiące na przygotowania i byłam naprawdę w dobrej formie, to „teraz albo nigdy” - pobiegnę w Sewilli. Wyszło, jak wyszło...

No to co teraz? Tokio i olimpijskie marzenie odfrunęło?

Jeszcze nie zdecydowaliśmy. Trener Marek Jakubowski powiedział, że nie ma ciśnienia i jeśli nie będę czuła się odpowiednio i nie będę chciała pobiec na wiosnę jeszcze jednego maratonu, nie będzie naciskał. Na tę chwilę o tym nie myślę. Na zgłoszenie się do Wiednia (19 kwietnia – red.) jest już chyba za późno, a maraton w stolicy Austrii jest trochę za szybko po MŚ w Gdyni. Kraków też mi za bardzo nie pasuje... Na razie zatem nie planuję.

Jesteś bardziej smutna i podłamana czy wściekła, że ciężka praca poszła na marne?

No, oczywiście, wielka szkoda, ale... taki jest sport. Trochę teraz żałuję, że nie spróbowałam osiągnąć minimum jesienią ubiegłego roku, bo tez byłam w bardzo dobrej dyspozycji. Ale powiedziałam trenerowi, że chciałabym pobiec maraton w lutym, najpóźniej na początku marca, a on się ucieszył, bo to było zgodne z jego planem i praca przebiegała znakomicie. Miesiąc przed maratonem wygrałam w dobrym czasie „połówkę” w Sewilli, po kolejnych obozach i treningach nie byłam nawet bardzo zmęczona. I przyplątała się ta kontuzja... Chyba po prostu zabrakło mi szczęścia.

A jak się czułaś na trasie maratonu w Sewilli? Noga bolała już od startu?

Miałam milion myśli w głowie, nie bardzo wiedziałam co robić: iść za dziewczynami czy zwolnić. Strasznie się miotałam. Bolało od początku, choć początkowo nie aż tak bardzo, mogłam biec nawet dość szybko (na półmetku Izabela Paszkiewicz miała czas 1:13:14, dający jeszcze nadzieję na osiągnięcie minimum wynoszącego 2:29:30 – red.).

Dopiero potem, na ostrym zbiegu i podbiegu, noga odezwała się poważniej. Zanim zeszłam z trasy przebiegłam prawie 26 kilometrów. Ale niepokój i nerwy powodowały raz za razem kolki i w końcu wiedziałam, że nie osiągnę zamierzonego wyniku. 

Niektórzy mówią teraz, że mogłam zacząć wolniej. Pewnie mogłam, tyle że to takie gdybanie po fakcie. A ja czułam, że jestem w dobrej formie i chciałam pójść na całość: wyjdzie albo nie. Niestety, nie wyszło.

Pewnie, że jestem zawiedziona i rozczarowana, ale to nie koniec świata. Nie zamierzam się załamać i skończyć z bieganiem! Gorzej było w pierwszych godzinach po biegu, ale już sobie to jakoś poukładałam w głowie. 

A Sewilla mogła być dla Ciebie tak szczęśliwym miejscem!

Tak jest. Gdyby po zwycięstwie i "życiówce" w półmaratonie wyszedł także maraton... Start i meta obu biegów są w tym samym miejscu, pierwsza część maratonu w zdecydowanej większości pokrywa się z "połówką". Trasa w Sewilli jest bardzo szybka, wystarczy zresztą spojrzeć na wyniki innych zawodniczek i zawodników. Szkoda, że nie mogłam z tego skorzystać.

To teraz będziesz chciała "odkuć się" na mistrzostwach świata w półmaratonie w Gdyni?

Hmmm... Zobaczymy jak będę się czuła po obozie w Albuquerque. Nie wiem jak zareaguje mój organizm krótko po treningach w wysokich górach. Wracam ze Stanów Zjednoczonych 10 dni przed startem w Gdyni. Ale, oczywiście, dam z siebie wszystko, na pewno nie pojadę tam "na wycieczkę", zwłaszcza, że to impreza mistrzowska i na dodatek w naszym kraju! W ubiegłym roku zaraz po podobnym obozie startowałam w Gnieźnie i nie było tak źle. Więc jest nadzieja.

Do Albuquerque jedziesz sama czy będziesz miała grupę do wspólnej pracy?

Lecimy we trójkę: z trenerem Markiem Jakubowskim, z którym pracuję już kilkanaście lat oraz Iwoną Bernardelli. Będziemy razem trenowały, Iwona jeszcze szykuje sie do walki o Tokio i mam nadzieję, że pójdzie jej lepiej niż mnie.

Ale Ty chyba jeszcze nie pożegnałaś się z marzeniami o igrzyskach olimpijskich. 32 lata to jeszcze nie jest taki próg.

Absolutnie nie! Raz, że może (choć szansa na to jest raczej niewielka) coś mi się jeszcze odmieni i spróbuję jeszcze czegoś w tym roku, ale przede wszystkim - za 4 lata są kolejne igrzyska, w Paryżu. Startowałam już w mistrzostwach Europy i świata, bardzo chciałabym także biegać w igrzyskach. Olimpijski start to marzenie chyba każdego sportowca!

Na zakończenie opowiem, trochę żartem, jak mnie wczoraj po nieudanym starcie w Sewilli pocieszał Jakub Nowak, który tez się ciągle boryka z kontuzjami nogi. Powiedział mi: "Iza, nie martw się i nie rezygnuj, z powodu koronawirusa przeniosą igrzyska na przyszły rok i jeszcze wystartujemy razem w Tokio!". Myślę, że to niemożliwe, chociaż... kto wie?   

No to życzę Ci przede wszystkim zdrowia oraz powodzenia i dobrego wyniku na MŚ w Gdyni,  a jeśli jednak zmienisz zdanie - powodzenia w jeszcze jednego próbie walki o Tokio!

Dziękuję bardzo!

Rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. fb Izabeli Trzaskalskiej


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce