Grzegorz Sudoł: Chodziarstwo zacząłem trenować przypadkiem

 

Grzegorz Sudoł: Chodziarstwo zacząłem trenować przypadkiem


Opublikowane w ndz., 08/09/2013 - 15:32

Chodziarz Grzegorz Sudoł w niedzielny ranek poprowadził panel tematyczny w ramach spotkań „Forum Zdrowie, Pieniądze” na temat Mistrzostw Świata w Moskwie.  Udało nam się porozmawiać z Ambasadorem Festiwalu Biegowego chwilę przed jego panelem.

Szóste miejsce na Mistrzostwach Świata w Moskwie. Jak Pan z perspektywy czasu ocenia ten występ. Była szansa, żeby być bliżej podium?

Myślę, że trzeba się cieszyć z rekordu życiowego, bo jeśli na imprezie rangi mistrzowskiej bije się swój rekord, to świadczy o tym, że byłem bardzo dobrze przygotowany. Oczywiście, myślę, że można było pójść lepiej. Jednak do końca nie wiedziałem, czy pójdę na dystansie 50 km, było trochę przepychanek. Dział szkolenia proponował, żebym wystartował na 20 km, a nie na 50. W sumie to nawet nie była propozycja tylko utrzymywali, że startuję na 20 km. Przygotowania były więc robione z jakąś obawą. Trochę energii musieliśmy zużyć na odwołania do zarządu PZLA itd. Myślę teraz, że zabrakło spokoju.

A jak pan wspomina samą Moskwę?

Jeśli chodzi o zawody to myślę, że można było pójść jeszcze trochę szybciej, i choć paradoksalnie to zabrzmi, to może warto było początku. Między 15 a 20 kilometrem nie gonić Rosjan, tylko iść w grupie z Jaredem Tallentem, który ostatecznie był trzeci. Chyba to był klucz do sukcesu, czyli miejsca nawet na podium.

Chodziarstwo w Polsce nie jest popularnym sportem, mówimy o nim podczas wielkich imprez lekkoatletycznych. Łatwiej trafić do biegania, piłki nożnej czy siatkówki. Jak pan trafił do chodu sportowego

Często jest to przypadek. Ja zacząłem od piłki nożnej i biegania. Zupełnie przypadkowo trafiłem do chodu sportowego. Podczas jednego z treningów zabłądziliśmy z trenerem i zamiast 20 km z trenerem wyszło nam 35. Odpoczywając, zaczęliśmy się ścigać, kto będzie szybciej szedł. Okazało się, że wychodzi mi to lepiej niż kolegom. Zaproponowano mi więc, żebym wziął udział w zawodach. Zbiegło się to jednak z dyskwalifikacją Roberta Korzeniowskiego w Barcelonie, więc powiedziałem, że nie ma takiej opcji. Przejdę tak jak Korzeniowski 49 kilometrów i mnie zdejmą z trasy. Nie wchodzi takie coś w ogóle w grę. Jednak namówił mnie trener do udziału w jednych zawodach, najpierw na poziomie województwa w Stalowej Woli. Wystartowałem i okazało się, że wygrałem w kategorii młodzików. Zakwalifikowałem się na makroregion, który też wygrałem. Od tej pory ta pasja nie przeszła mi do dziś.

Jakie plany na dalszą część sezonu, który już się chyba tak jak dla biegaczy kończy?

Został mi jeszcze jeden start, ale taki czysto promocyjny w Połańcu na 3 km za 2 tygodnie. Za tydzień wyjeżdżam już do sanatorium, tam czeka mnie okres regeneracji po ciężkim sezonie, bo w sumie od października wystartowałem w trzech imprezach na 50 km, chociaż można powiedzieć, że w trzech i pół. Jak na niespełna rok, jest to bardzo dużo, więc organizmowi trzeba dać się zregenerować. Od listopada ruszę z zajęciami na uczelni, bo pracuję na AWF w Krakowie. Chciałbym do lutego obronić pracę doktorską, więc to jest teraz mój kolejny wyścig.   

Życzę więc powodzenia w tych „zawodach” i dziękuję za rozmowę!

Dziękuję.

Rozmawiał Robert Zakrzewski

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce